Recenzja - „Sama się prosiła” Louise O'Neill


Wszyscy są niewinni, dopóki nie udowodni im się winy. Ale nie ja. 
Ja jestem kłamczuchą, dopóki nie udowodnią, że mówię prawdę.

Nie wiem, co konkretnie przyciągnęło mnie do książki Louise O'Neill - czy to opis zapowiadający trudną lekturę czy też przejmująca okładka, ale od pierwszej chwili wiedziałam, że to jedna z tych pozycji, które po prostu muszę przeczytać.

Emma jest piękną dziewczyną i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, wykorzystując swoją urodę na każdym kroku. Dziewczyna nie jest miłą osobą i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, ale mimo to wszystko uchodzi jej na sucho. Ma swoje przyjaciółki, jednak traktuje je bardziej jak tło, niż prawdziwych bliskich. Gdy pewnego dnia wybierają się na imprezę, Emma nie wie jeszcze, że ten dzień zmieni wszystko, bo rano budzi się na przed własnym domem i nie ma pojęcia, co właściwie się wydarzyło.

Pewnego dnia, po imprezie, Emma O’Donovan budzi się na progu swojego domu, a właściwie znajdują ją tam rodzice. Dziewczyna krwawi, jest brudna i zdezorientowana. Pamięta, że była z przyjaciółkami na imprezie, ale nie ma pojęcia, co się właściwie wydarzyło. Wie tylko tyle, że nikt nie odpowiada na jej esemesy. Do tej pory wszyscy chcieli być blisko niej, teraz w szkole odwracają się od niej i szepczą za jej plecami. Nic nie pamięta z imprezy, ale ktoś wstawił na Facebooka jej zdjęcia. Zdjęcia, których nigdy nie zapomni.
Naznaczona. Odrzucona. Sama przeciw wszystkim.
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Nie tak dawno temu miałam okazję przeczytać Co mnie zmieniło na zawsze, powieść o podobnej tematyce, ale jednocześnie zupełnie inną. Amber Smith skupiła się na pokazaniu wewnętrznych zmian w ofierze gwałtu i  uświadomieniu jak wielkie spustoszenie wywołuje takie wydarzenie w psychice człowieka. Tam wszystko było czarno-białe: współczułam głównej bohaterce, mogłam zrozumieć i usprawiedliwić jej zachowanie i ani przez chwilę nie wątpiłam, że jest tylko ofiarą. Natomiast Louise O'Neill wpuszcza czytelnika do zupełnie szarej strefy. Emma jest zadufaną w sobie młodą dziewczyną, o bardzo nieprzyjemnym charakterze, taką która nie wzbudziła we mnie żadnej sympatii (założę się, że tak było u większości czytelników). Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, o ile łatwiej przechodzi nam bronienie i usprawiedliwianie ludzi, na których nam zależy. Podobny mechanizm działa w przypadku bohaterów - cieszymy się z sukcesów naszych faworytów, współczujemy im, gdy spotyka ich krzywda i cieszymy się, gdy złoczyńcy dostają zasłużoną karę. To jak mam się czuć w stosunku do Emmy? Nie zrozumcie mnie źle, nikt nie zasłużył sobie na taki los, jaki ją spotkał - to była okropne i druzgocące, ale... sama się o to prosiła?

Mam problem z oceną tej książki. Mam problem z pisaniem jakie emocje we mnie wzbudziła. Bo pozostawiła po sobie zupełny i absolutny mętlik. Mam wrażenie, że autorka chciała z historii Emmy zrobić przestrogę i jeśli taki był jej cel, to świetnie się jej to udało. Obserwowałam, jak bardzo zmienia się charakter dziewczyny oraz jak wielkie piętno odcisnęły na niej te wydarzenia i zmianę w relacjach z bliskimi. To, gdy całe miasto przykleiło do niej etykietę puszczalskiej i kiedy spotkała się z ogólnym ostracyzmem, bo "to przecież tacy dobrzy chłopcy". Ponieważ musicie coś wiedzieć - to nie jest miła książka, w której ofiara dostaje zadośćuczynienie, a złoczyńcy karę. Sama się prosiła to powieść o dziewczynie, która popełniła błąd i to... zmieniło całe jej życie. Napiętnowało. Zniszczyło. Zdruzgotało. 

Jednak z tego wszystkiego to co najbardziej mną wstrząsnęło to relacje Emmy z jej rodzicami i ich zachowanie po tym, jak ich córka została wykorzystana. Ale nawet brak wsparcia i obwinianie nie były tak okropne, jak ich zachowanie na końcu tej historii. Bo w tym momencie nie mogłam ich zrozumieć, a jedynym 'normalnym' członkiem tej rodziny wydaje się brat głównej bohaterki. Tylko, że Bryan chciał dobrze, ale jednocześnie nie było go w pobliżu, żeby mógł zapoczątkować jakąś zmianę i choć wspierał Emmę oraz robił co mógł, żeby jej pomóc, jednocześnie zostawił ją tak jak wszyscy inni. Przez to wszystko nie ma w tej powieści ani jednego bohatera, który wzbudziłby moją sympatię. To nie tak, że nie współczuję Emmie - dziewczyna przeszła przez piekło, a sposób w jaki opisała to autorka jest bardzo obrazowy. Wzdrygałam się czytając przemyślenia dziewczyny i zatopiłam się tak bardzo w jej historię, że dosłownie pochłonęłam ją w jedno popołudnie. Tylko, że sympatia i współczucie to nie koniecznie to samo uczucie. 

Ta powieść to przestroga. I mam ogromną, szczerą nadzieję, że tak właśnie odbiorą ją wszyscy, którym wpadnie w ręce. Dlatego, że Emma mogła podjąć inne decyzje, takie które byłyby "właściwe", jednak - podobnie jak w prawdziwym życiu - tak się nie stało. Louise O'Neill zwraca uwagę na istotny problemy dręczące dzisiejsze społeczeństwo, nie tylko skupiając się na wykorzystywaniu seksualnym, ale także kłopotach, które mogą stworzyć social media. Sama się prosiła to dobra książka (ze względu na warsztat) i naprawdę warta zapoznania się, choćby po to, że historia Emmy może być ostrzeżeniem dla każdej z nas.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać: styczeń 2017  r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,91/10
Ilość stron: 342
Okładka: miękka
Data wydania: 11 stycznia 2017 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Cena (z okładki): 34, 90 zł


To słowo jest jak bicz, który smaga mnie po policzkach. Wypełnia pokój, aż nic nie zostaje,
a ja oddycham tym słowem (gwałt), słyszę wyłącznie to słowo (gwałt),
czuję wyłącznie to słowo (gwałt) i smakuję wyłącznie to słowo (gwałt).



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young

Recenzja - „Niepokorna” Madeline Sheehan


Spotykamy ludzi nie bez powodu. Potrzebujemy ich, by odmienić nasze życie,
albo to my mamy zmienić ich życie.

Nie miałam zamiaru czytać Niepokornej - ani opis fabuły, ani oceny na LC mnie do tego nie zachęcały. Ale oczywiście w końcu znalazłam taką recenzję, która ostatecznie przekonała mnie żeby dać tej powieści szansę, a że znalazłam ją w abonamencie... jak to mówią reszta jest historią. 

Metal i skóra. Lojalność i zdrada. Gniew i seks.
Eva Fox jest córką prezesa Klubu Motocyklowego Srebrzyste Demony. Wychowywana przez harleyowców, nie zna innego świata niż ten. Jej życie jest twarde jak źle wyprawiona skóra, surowe jak krajobraz pustyni i odurzające niczym zapach wiatru we włosach.
Deuce West to twardziel, emanujący testosteronem przywódca klubu Jeźdźców z Piekła Rodem. Podobnie jak Eva urodził się i dorastał wśród motocyklistów – ale na tym podobieństwa się kończą.
Los sprawia, że połączy ich miłość pełna pożądania i niepohamowanej namiętności. Gorzka i bolesna. Miłość, która nie zna granic.
To nie jest ckliwa love story. Nie znajdziecie w niej łzawych westchnień, listów pisanych o blasku księżyca, płatków róż rozsypanych pod stopy ukochanej i innych tego typu bzdur. To historia dzika i nieprzyzwoita. Pełna gniewu i nieokiełznanego seksu rozgrywająca się w świecie władanym przez gwałtowne emocje oraz mroczne żądze. Surowa i szorstka opowieść o bezkresnej miłości, która wymaga poświęcenia i sprawia ból. Opowieść, która całkowicie druzgocze i zniewala czytelnika.
(Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona)

To nie będzie długa recenzja, bo szczerze mówiąc będę w szoku jeśli wykrztuszę z siebie więcej niż trzy akapity. Zaczynając od plusów - fajnie, że historia Evy i Deuce'a potrzebowała czasu żeby się rozegrać. Nie żebym po opisie oczekiwała ckliwego love story, ale mimo to, dobrze, że autorka potrafiła rozłożyć w czasie fabułę tak, że całość obejmuje naprawdę długie lata. To sprawiło, że faktycznie chciałam wiedzieć, co będzie dalej, nawet pomimo szerokiej gamy nieprzyjaznych uczuć do tej powieści, które ogarniały mnie podczas lektury.

Styl autorki jest wyjątkowo wulgarny i średnio mogłam go strawić podczas czytania. Potrafię być naprawdę wyrozumiała pod tym względem, bo z reguły przymykam oko na przekleństwa czy wyzwiska i jakoś myślę sobie, że najwyraźniej autor właśnie tak wyobraził sobie danego bohatera czy też grupę. Ale tu... to był po prostu dramat. Nie dość, że naprawdę nie dało się nie zwrócić uwagi na ich ilość to nazywanie wszystkich kobiet określeniem na s już porządnie mnie zdenerwowało. No bo co przepraszam chciała udowodnić autorka? Że niezależnie od jaką rolę dziewczyny odgrywały w gangu czy w życiu męskich bohaterów zawsze traktowano je tak samo? Serio niech mnie to ktoś wyjaśni, bo na pewno nic to nie wniosło ani do fabuły, ani do portretów psychologicznych bohaterów, a pojawiło się częściej niż ich imiona.

Zachowanie i decyzje obojga - zarówno Evy jak i Deuce'a -  sprawiły, że miałam ochotę zadać sobie pytanie, czy Madeline Sheehan świadomie kreowała ich na niezdecydowanych, niekonsekwentnych idiotów (przepraszam za określenie).  Dziewczyna była kochana przez ojca, autorka cały czas było podkreśla, jak wielką ma on władzę, i jednocześnie uwielbiana przez członków Klubu, a mimo to dała się wciągnąć w toksyczną relację z Frankim i nikt nie zwrócił uwagi (łącznie z nią samą), że to psychopatyczny morderca i - tylko być może - życie z nim jej nie służy? Pominę milczeniem fakt, że im była starsza, tym jej decyzje gorsze. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Madeline Sheehan naprawdę chciała wykreować ją na śliną i niezależną dziewczynę, znającą ciemne strony życia, wychowaną przez twarde środowisko - ale jej działania błyskawicznie zacierały te starania. Plus nie mam pojęcia, dlaczego tak wiele czytelniczek np. patrząc na opinie na Goodreads może uważać Deuce'a za bohatera, w którym można się zakochać. Mam ogromną słabość do bad boy'ów, przez co wszystkie przewinienia wybaczam im znacznie szybciej niż bohaterkom, ale ten tu był po prostu świnią. I serio nie obchodzi mnie, że jego zachowanie można by w jakikolwiek sposób wytłumaczyć czy usprawiedliwić, bo jego działania skutecznie i szybko zmiażdżyły wszystkie ciepłe uczucia, które pojawiły się u mnie na samym początku lektury, albo gdy przypadkiem znów chciałam powiedzieć o nim coś miłego. Och, nie wspominając nawet, że pomiędzy tą dwójką jest osiemnastoletnia różnica wieku.

Jeśli to ma być dark erotic to niech ktoś mnie ostrzega. Moim plusem jest to, że pierwszą książką z tego gatunku, jaką miałam okazję przeczytać był Dotyk ciemności, który pozostawił moje emocje splątane i zagmatwane tak bardzo, że absolutnie nie wiedziałam, co myśleć o tej powieści, poza tym że chcę więcej. Z tym że C.J. Roberts nie kończyła każdego zdania wulgaryzmami i jakoś nie potrzebowała udowadniać na każdym kroku charakteru bohaterów - to po prostu czuło się podczas czytania. Dlatego nie skreślam jeszcze tej odmiany erotyków i nadal mam nadzieję, że w końcu znajdę coś, co mnie zachwyci. Madeline Sheehan zdecydowanie się to nie udało i ja generalnie odradzam Wam Niepokorną, bo jednym jej plusem było to, że faktycznie chciałam wiedzieć jak się skończy, więc w jakimś tam stopniu ta historia jednak wciąga - tylko, że to nie wynagradza jej wad.

Moja ocena: 4/10

Skończyłam czytać: styczeń 2017 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,12/10
Ilość stron: 320
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 26 października 2016 r.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cena (z okładki): 36 zł

Recenzja - „Piętno Midasa” Agnieszka Lingas-Łoniewska


Nic nie jest łatwe na początku. Trzeba być zdeterminowanym, nieustępliwym i upierdliwym.
Głównie względem siebie.

Ci z Was, którzy są ze mną od dłuższego czasu powinni zauważyć, że praktycznie nie czytam twórczości polskich autorów. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego, jednak zdecydowanie dużo trudniej mi się przemóc, żeby sięgnąć po powieść naszego rodzimego pisarza niż zagranicznego. Co sprawiło, że Piętno Midasa było inne? Dwie rzeczy - tematyka (po prostu kocham facetów z bronią ;) ) oraz istnienie dwóch alternatywnych zakończeń (czyli coś, z czym zetknęłam się pierwszy raz).

Brudne podwórka wrocławskiego Trójkąta Bermudzkiego... Chłopak, który urodził się w niewłaściwej rodzinie i człowiek, który dał mu szansę. Tylko… na co?
Jakub Rojalski, zabójczo przystojny pasjonat fotografii, podczas przyjęcia weselnego poznaje inspektor Karolinę Linde, szefową wydziału śledczego wrocławskiej policji. Kobieta jest sfrustrowana i przemęczona, ponieważ dochodzenie w sprawie płatnego zabójcy utknęło w martwym punkcie, tymczasem Midas uśmierca kolejne ofiary. Wbrew woli obojga jednorazowy incydent powoli zamienia się w romans, a Jakub uświadamia sobie, że nie potrafi dłużej żyć, tłumiąc w sobie wszelkie emocje. Jednocześnie w jego życiu pojawia się Anka, magister farmacji i maltretowana żona gangstera, marząca o zemście na mężu. Któregoś dnia okazuje się, że Jakub potrafi jej pomóc…
(Źródło: Wydawnictwo Novae Res)

Tak jak wspomniałam, pierwsze co przyciągnęło mój wzrok do tej książki to zapowiedź wizji gangsterskiego półświatka i faceci z bronią. Nie jestem jakoś przesadnie zafiksowana na punkcie mafijnych klimatów, ale skłamałabym mówiąc, że takie powieści mnie nie przyciągają, zwłaszcza jeśli są to romanse :D. Winię za to moje upodobanie do złych chłopców, bo nie ma co ukrywać, że wszyscy moi książkowi mężowie mają coś na sumieniu, więc jak mogłam się oprzeć Midasowi? Ano nie mogłam. Wizja poznania jego historii przyciągała mnie do tej książki jak magnes, ale czy to by wystarczyło, aby przemóc moje opory do polskich pisarzy - tego nie wiem. (Dla jasności to nie jest tak, że moim zdaniem nasi autorzy tworzą złe książki, to tylko moje osobiste uprzedzenia...) Jednak Agnieszka Lingas-Łoniewska pokusiła się na odważny zabieg, który naprawdę chciałam zobaczyć na własne oczy - umieściła w swoim dziele dwa alternatywne zakończenia.

Właśnie wezmę jako pierwsze na tapetę. Przyznam, że to było ciekawe doświadczenie - przypomnijcie sobie ile razy psioczyliście na autora, że ta książka nie powinna się tak skończyć - czyż możliwość wyboru nie jest niebem? Okazuje się, że dla mnie nie do końca ;). Nie żebym klasyfikowała to jako wadę tej powieści, czy miała autorce za złe, ponieważ ponownie stwierdzę, że to coś, czego do tej pory nie widziałam i przyjemnie jest zobaczyć coś innego w książkach. Ale po zakończonej lekturze doszłam do wniosku, że nie koniecznie chciałabym się z tym spotkać ponownie. Widzicie pierwsze z nich było dokładnie takie, jakie z przyjemnością bym zobaczyła, a jednocześnie nie wywołało we mnie żadnych większych emocji. Drugie było odważne, normalnie byłabym pod wrażeniem brawury autorki i tego, że nie boi podejmować się trudnych dla bohaterów decyzji. Tylko, że przez to, że najpierw przeczytałam pierwszy epilog, wiedziałam, że historia Midasa mogła potoczyć się inaczej i przez to jakoś nie poczułam emocji, które serwowała mi alternatywna wersja - a było ich tam sporo. Gdybym miała wybierać? Postawiłabym na drugie zakończenie, bo lepiej pasowało mi do świata Midasa oraz było bardziej nieprzewidywalne.

Jakub i Midas - dwa oblicza jednego człowieka. Pierwszy jest fotografem, troszczy się o starszą sąsiadkę oraz nie potrafi przejść obojętnie obok czyjeś krzywdy. Natomiast drugi... to płatny morderca, nie znający litości, skupiony na swoim celu i spowity gęstą mgłą tajemnic. Ta dwoistość to zdecydowanie nie jedyny problem z jakim przyjdzie się zmierzyć czytelnikowi. Autorka nie podaje mu na tacy oczywistych odpowiedzi i zmusza do stawiania sobie pytań o pojęcie dobra i zła - bo czy nie powinnam nienawidzić człowieka, który morduje z czystą krwią? Niby tak, ale w głębi serca usprawiedliwiam bohaterów, których zdążyłam pokochać i nie inaczej było w przypadku Kuby. Naprawdę lubię też żeńskie bohaterki, choć odrobinę działy mi na nerwy - Karolina trochę bardziej niż Anka. Tę drugą jakoś bardziej mogłam zrozumieć, choć jej działania nie zawsze do mnie przemawiały, Natomiast z panią inspektor miałam ten problem, że naprawdę chciałam, żeby okazała się twardą babką, która nie sobie w kaszę dmuchać, a czasami w obecności Kuby bardziej przypomniała lekko mdłą i naiwną kobietkę. Takich sytuacji nie było wprawdzie dużo, no ale jednak.

Piętno Midasa czyta się naprawdę błyskawicznie. Autorka pilnuje żeby dostatecznie często serwować czytelnikowi 'smaczki', tak aby fabuła nie zdążyła zrobić się nużąca. Mamy tu sporo emocjonujących wydarzeń, które trzymają w napięciu, jednocześnie przeplecionych ze spokojniejszymi wątkami, tak że całość tworzy bardzo przyjemny efekt. Styl jest plastyczny i dość prosty, taki że naprawdę nie wiadomo kiedy skończyła się kartka - po prostu dobrze się to czyta. Książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej byłą pierwszą od dawna, która naprawdę mi się spodobała, a została napisana przez naszego rodzimego autora. Cieszę się, że po tylu nieprzyjemnych spotkaniach z ich twórczością (no dobra nie było ich aż tak dużo), w końcu znalazła się powieść, która zamiast mnie odpychać, sprawiła, że naprawdę jestem ciekawa, co jeszcze może mi zaoferować nie tylko pani Agnieszka, ale także inni polscy pisarze. A uwierzcie mi, że to spore osiągnięcie.

Słowem podsumowania: Piętno Midasa to bardzo dobra powieść, obracająca się w klimatach, które po prostu uwielbiam i za samo to zyskała duży plus, a dodatkowo główny bohater skradł moje serce i jego historia na pewno na dłużej zostanie mi w pamięci. Jeśli lubicie trochę sensacyjnych wydarzeń z gorącym, zakazanym romansem to ta książka na pewno Was nie zawiedzie i potrzyma w niepewności aż do ostatnich stron.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać: styczeń 2017 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,88/10
Ilość stron: 360
Okładka: miękka z zakładkami
Data wydania: 10 czerwca 2016 r.
Wydawnictwo: Novae Res
Cena (z okładki): 34,90 zł 



Tak bardzo pragnął zapłakać. Wylać łzy, które może w jakiś pokrętny sposób oczyściłyby jego duszę. Lecz z suchych oczu nie popłynęła nawet odrobina wilgoci. Jego zamrożone serce nie potrafiło się rozpuścić. A on nie umiał płakać. Tak jak nie potrafił czuć żalu, wyrzutów sumienia, wzruszeń. Empatia? Twój ból w moim sercu? Nie rozumiał tego wyrażenia. Nie pojmował. 
Kiedyś tak, ale nie teraz.

Podsumowanie roku 2016

W zeszłym roku taki post pojawił się w Sylwestra, ale ponieważ ostatnio jakoś nie idzie mi wyrabianie się w terminarzu, tym razem miniony rok podsumowuję dopiero dziś ;). Koniec grudnia i początek stycznia to ten specyficzny czas, gdy spoglądamy w przeszłość, tworzymy plany oraz postanowienia. Dla mnie ten okres to moment na zerknięcie co można by poprawić lub zmienić (zarówno w moim życiu prywatnym, jak i blogowym) oraz zrobienia podsumowania czytelniczego i jako takich - bardzo luźnych - planów na nadchodzące dwanaście miesięcy.
Poniżej znajdziecie zestawienie książek, które przeczytałam w ubiegłym roku, od najstarszych po najnowsze. Jeżeli na blogu pojawiła się recenzja danej powieści, na pewno jest podlinkowana (wystarczy kliknąć w tytuł).
  • Lauren Oliver Panika     (358)

  • Faye Kellerman Pętla     (495)
  • Laurelin Paige Pokusa     (355)
  • Marie Rutkowski Zdrada     (408)
  • Jojo Moyes Zanim się pojawiłeś     (384)
  • Sarah Dessen Ktoś taki jak ty     (256)



  • Tarryn Fisher Mimo moich win     (304)
  • Laurelin Paige Hudson     (496)
  • Tillie Cole Raze     (400)
  • L.H. Cosway Sześć serc     (480)
  • Estelle Maskame Czy wspominałam, że Cię kocham?     (408)
  • Alice Clayton Nie dajesz mi spać     (400)
  • Virginia Boecker The witch hunter. Łowczyni     (396)
  • Mhari McFarlane Kim jest ta dziewczyna?     (511)
  • Katy Evans Manwhore     (400)
  • Jenny Han, Siobhan Vivian Ogień za ogień     (487)
  • Alice Clayton Z tobą się nie nudzę     (336)
  • Amber Smith Co mnie zmieniło na zawsze     (391)
  • Estelle Maskame Czy wspominałem, że Cię potrzebuję?      (360)
  • J. Daniels Słodkie opętanie     (352)
  • Estelle Maskame Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?     (330)
  • Alice Clayton Nie dzwoń do mnie     (208)
  • Kendall Ryan Working it. Kusząca kariera     (400)
  • Kendall Ryan Jesteś zagadką     (214)
  • Emma Chase Unieważnienie     (416)
  • Emma Chase Skazanie     (424)
  • Katie Alender Bardziej martwa być nie może     (456)

  • Olivia Cunning Za sceną     (304)
  • Olivia Cunning Ostra gra     (320)
  • Olivia Cunning Gorący rytm      (335)
  • Olivia Cunning Mocne uderzenie      (336)
  • Laurelin Paige Znajdź mnie     (336)

Podsumowując...
W sumie w 2016 roku przeczytałam 79 książek i tego wyniku jestem bardzo zadowolona :D. Zwłaszcza, że nie liczyłam tutaj powieści, do których udało mi się wrócić, a musicie wiedzieć, że są miesiące, gdzie mam ochotę tylko odświeżać historie, które już poznałam. Jak widzicie były okresy, gdzie czytałam więcej, a były takie, gdzie mniej... największą niemoc złapałam w lutym, ale jeśliby go pominąć utrzymałam swoje postanowienie dotyczące przynajmniej trzech powieści miesięcznie. W sumie udało się przeczytać ponad 30 000 stron, statystycznie około 2 500 na każde 30 dni - to o 29 powieści i 4 000 stron więcej niż w ubiegłym roku ;).

Na blogu tradycyjnie nie pojawiły się recenzje wszystkich tych książek, z wielu powodów - czasami winny był absolutny brak czasu wolnego w domu (np. w listopadzie), w innych wypadkach okazywało się, że nie mam nic do powiedzenia na temat danej pozycji (np. w przypadku twórczości Olivii Cunning), a czasem okazywało się, że zanim zdążyłam coś napisać nie pamiętałam praktycznie niczego, o czym miałam mówić (więc dochodziłam do wniosku, że dana powieść nie jest warta wspomnienia).

Daruję sobie wybieranie najlepszych i najgorszych książek - tutaj udało mi się wyrobić w grudniu, więc jeśli ciekawi Was, co zrobiło na mnie wrażenie, a co należy omijać szerokim łukiem to serdecznie zapraszam na Hity i kity roku 2016

Przejrzałam też statystyki i wychodzi, że w 2016 r. odwiedziliście mój blog ponad 40 000 razy i to więcej niż mogłam sobie wymarzyć w zeszłorocznym podsumowaniu <3. Dziękuję Wam, że nawet jeśli ja nie mam czasu tu zaglądać, Wy nadal wpadacie, zwłaszcza za wszystkie miłe słowa, które zostawiacie, gdy ja wylewam swoje żale - to naprawdę, naprawdę wiele dla mnie znaczy :). 



Postanowienia noworoczne...
Nie lubię robić noworocznych postanowień, bo rzadko udaje mi się ich trzymać, ale tym razem uczynię wyjątek - tak bardzo jak bym tego chciała, nie mogę wydłużyć swojej doby, a czasem trzeba spać - chciałabym, żeby blog na powrót stał się bardzo ważną częścią mojego tygodnia. Od października było z tym różnie, ale raczej stawiałam go na ostatnim miejscu swojej listy priorytetów, a to bardzo chciałabym zmienić. W styczniu i lutym czeka na mnie całe mnóstwo zaliczeń, stąd nie wiem czy uda mi się zrealizować moje plany od razu, ale chciałabym jakoś unormować choćby pojawianie się postów - i tak podsumowanie będzie pojawiać się pierwszego dnia nowego miesiąca, a posty w każdą środę i sobotę. Postaram się też w końcu pisać coś regularnie do Porozmawiajmy o..., jednak z tym zawsze jest różnie, ponieważ nie cierpię lania wody, a więc brak inspiracji = brak posta.

Czy jest coś, czego Waszym zdaniem tu brakuje? Ten blog jest ważną częścią mojego życia i uwielbiam pisać, ale przecież nie robię tego tylko dla siebie ;). Jeśli macie jakieś uwagi, zastrzeżenia, propozycje... proszę dajcie mi znać, a ja w klimacie noworocznych postanowień postaram się coś zmienić/ulepszyć, żebyście mieli po co tu zaglądać.







Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka