Wszyscy są niewinni, dopóki nie udowodni im się winy. Ale nie ja.
Ja jestem kłamczuchą, dopóki nie udowodnią, że mówię prawdę.
Nie wiem, co konkretnie przyciągnęło mnie do książki Louise O'Neill - czy to opis zapowiadający trudną lekturę czy też przejmująca okładka, ale od pierwszej chwili wiedziałam, że to jedna z tych pozycji, które po prostu muszę przeczytać.
Emma jest piękną dziewczyną i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, wykorzystując swoją urodę na każdym kroku. Dziewczyna nie jest miłą osobą i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, ale mimo to wszystko uchodzi jej na sucho. Ma swoje przyjaciółki, jednak traktuje je bardziej jak tło, niż prawdziwych bliskich. Gdy pewnego dnia wybierają się na imprezę, Emma nie wie jeszcze, że ten dzień zmieni wszystko, bo rano budzi się na przed własnym domem i nie ma pojęcia, co właściwie się wydarzyło.
Pewnego dnia, po imprezie, Emma O’Donovan budzi się na progu swojego domu, a właściwie znajdują ją tam rodzice. Dziewczyna krwawi, jest brudna i zdezorientowana. Pamięta, że była z przyjaciółkami na imprezie, ale nie ma pojęcia, co się właściwie wydarzyło. Wie tylko tyle, że nikt nie odpowiada na jej esemesy. Do tej pory wszyscy chcieli być blisko niej, teraz w szkole odwracają się od niej i szepczą za jej plecami. Nic nie pamięta z imprezy, ale ktoś wstawił na Facebooka jej zdjęcia. Zdjęcia, których nigdy nie zapomni.
Naznaczona. Odrzucona. Sama przeciw wszystkim.
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)
Nie tak dawno temu miałam okazję przeczytać Co mnie zmieniło na zawsze, powieść o podobnej tematyce, ale jednocześnie zupełnie inną. Amber Smith skupiła się na pokazaniu wewnętrznych zmian w ofierze gwałtu i uświadomieniu jak wielkie spustoszenie wywołuje takie wydarzenie w psychice człowieka. Tam wszystko było czarno-białe: współczułam głównej bohaterce, mogłam zrozumieć i usprawiedliwić jej zachowanie i ani przez chwilę nie wątpiłam, że jest tylko ofiarą. Natomiast Louise O'Neill wpuszcza czytelnika do zupełnie szarej strefy. Emma jest zadufaną w sobie młodą dziewczyną, o bardzo nieprzyjemnym charakterze, taką która nie wzbudziła we mnie żadnej sympatii (założę się, że tak było u większości czytelników). Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, o ile łatwiej przechodzi nam bronienie i usprawiedliwianie ludzi, na których nam zależy. Podobny mechanizm działa w przypadku bohaterów - cieszymy się z sukcesów naszych faworytów, współczujemy im, gdy spotyka ich krzywda i cieszymy się, gdy złoczyńcy dostają zasłużoną karę. To jak mam się czuć w stosunku do Emmy? Nie zrozumcie mnie źle, nikt nie zasłużył sobie na taki los, jaki ją spotkał - to była okropne i druzgocące, ale... sama się o to prosiła?
Mam problem z oceną tej książki. Mam problem z pisaniem jakie emocje we mnie wzbudziła. Bo pozostawiła po sobie zupełny i absolutny mętlik. Mam wrażenie, że autorka chciała z historii Emmy zrobić przestrogę i jeśli taki był jej cel, to świetnie się jej to udało. Obserwowałam, jak bardzo zmienia się charakter dziewczyny oraz jak wielkie piętno odcisnęły na niej te wydarzenia i zmianę w relacjach z bliskimi. To, gdy całe miasto przykleiło do niej etykietę puszczalskiej i kiedy spotkała się z ogólnym ostracyzmem, bo "to przecież tacy dobrzy chłopcy". Ponieważ musicie coś wiedzieć - to nie jest miła książka, w której ofiara dostaje zadośćuczynienie, a złoczyńcy karę. Sama się prosiła to powieść o dziewczynie, która popełniła błąd i to... zmieniło całe jej życie. Napiętnowało. Zniszczyło. Zdruzgotało.
Jednak z tego wszystkiego to co najbardziej mną wstrząsnęło to relacje Emmy z jej rodzicami i ich zachowanie po tym, jak ich córka została wykorzystana. Ale nawet brak wsparcia i obwinianie nie były tak okropne, jak ich zachowanie na końcu tej historii. Bo w tym momencie nie mogłam ich zrozumieć, a jedynym 'normalnym' członkiem tej rodziny wydaje się brat głównej bohaterki. Tylko, że Bryan chciał dobrze, ale jednocześnie nie było go w pobliżu, żeby mógł zapoczątkować jakąś zmianę i choć wspierał Emmę oraz robił co mógł, żeby jej pomóc, jednocześnie zostawił ją tak jak wszyscy inni. Przez to wszystko nie ma w tej powieści ani jednego bohatera, który wzbudziłby moją sympatię. To nie tak, że nie współczuję Emmie - dziewczyna przeszła przez piekło, a sposób w jaki opisała to autorka jest bardzo obrazowy. Wzdrygałam się czytając przemyślenia dziewczyny i zatopiłam się tak bardzo w jej historię, że dosłownie pochłonęłam ją w jedno popołudnie. Tylko, że sympatia i współczucie to nie koniecznie to samo uczucie.
Ta powieść to przestroga. I mam ogromną, szczerą nadzieję, że tak właśnie odbiorą ją wszyscy, którym wpadnie w ręce. Dlatego, że Emma mogła podjąć inne decyzje, takie które byłyby "właściwe", jednak - podobnie jak w prawdziwym życiu - tak się nie stało. Louise O'Neill zwraca uwagę na istotny problemy dręczące dzisiejsze społeczeństwo, nie tylko skupiając się na wykorzystywaniu seksualnym, ale także kłopotach, które mogą stworzyć social media. Sama się prosiła to dobra książka (ze względu na warsztat) i naprawdę warta zapoznania się, choćby po to, że historia Emmy może być ostrzeżeniem dla każdej z nas.
Moja ocena: 7/10
Skończyłam czytać: styczeń 2017 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,91/10
Ilość stron: 342
Okładka: miękka
Data wydania: 11 stycznia 2017 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Cena (z okładki): 34, 90 zł
To słowo jest jak bicz, który smaga mnie po policzkach. Wypełnia pokój, aż nic nie zostaje,
a ja oddycham tym słowem (gwałt), słyszę wyłącznie to słowo (gwałt),
czuję wyłącznie to słowo (gwałt) i smakuję wyłącznie to słowo (gwałt).
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young