Wieczność oznacza tak wiele różnych rzeczy. Nieustannie się zmienia, i o to chodzi.
Czasem trwa dwadzieścia minut, czasem sto lat, a innym razem po prostu tę jedną chwilę,
która mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. W wieczności ważne jest tylko to, że trwa.
Już dwa razy miałam do czynienia z twórczością Sarah Dessen i obie jej powieści bardzo mi się podobały. Autorka porusza ważne tematy, ale w jej książkach przede wszystkim urzeka mnie realizm postaci, które kreuje i ich historii. Nic wiec dziwnego, że nie mogłam oprzeć się pokusie sięgnięcia również i po Teraz albo nigdy.
Macy musi być idealna. Idealna córka, idealna uczennica, idealna dziewczyna. W ten sposób nie będzie kłopotem dla matki, która po śmierci męża i tak ledwo się trzyma. Dzięki temu będzie pasowała do Jasona, jej chłopaka, zakochanego w sobie nerda.
Jej życie musi być zaplanowane – tylko odpowiedzialne decyzje i rozsądne wybory. Wakacje? Praca i nauka do egzaminów. I – rzecz jasna – tęsknota za Jasonem, który wyjechał na obóz naukowy.
Macy w swoich planach nie uwzględniła tylko jednego – że życie potrafi zaskakiwać.
Na czas wakacji znajduje pracę w firmie cateringowej. Choć panuje tam chaos – coś, czego dotychczas unikała jak ognia – nowe towarzystwo bardzo dobrze na nią wpływa. Cała załoga, a zwłaszcza przystojny Wes, sprawia, że poukładany świat Macy rozpada się na kawałki, co ku jej zaskoczeniu coraz bardziej jej się podoba.
(Źródło: Wydawnictwo HarperCollins)
Powieści Sarah Dessen wciągają mnie od pierwszych stron i nie pozwalają odłożyć się na półkę. Nie dlatego, że fabuła pędzi na łeb na szyję, a zewsząd czytelnik otrzymuje spektakularne zwroty akcji. Książki tej autorki są tak zwyczajne, że wręcz fascynujące. Dessen tworzy historię, w której nie ma przesadnej egzaltacji lub bagatelizowania przeżyć bohaterów - czytelnik otrzymuje doskonale wyważoną opowieść, z którą bez problemu może się utożsamiać. Nie oznacza to wcale, że tematy poruszane przez pisarkę należą do łatwych, w zależności od książki, po którą sięgałam jej temat przewodni stawiał mnie przed pewnym problemem - w powieści Ktoś taki jak ty był to między innymi nastoletni bunt i ciąża młodej dziewczyny. W Teraz albo nigdy autorka porusza problem radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby i stara się pokazać, że nawet po takiej tragedii trzeba jakoś ruszyć dalej ze swoim życiem. Chociaż nie jest to łatwe, Macy stara się pogodzić się ze stratą ojca najlepiej, jak umie, udając że wszystko jest w porządku - dopiero później uświadomi sobie, że żałobę trzeba przeżyć, nie da się jej uniknąć, bo wtedy ból cały czas będzie jątrzącą się się raną.
Uwielbiam wszystkie postaci wykreowane przez autorkę, zresztą jak zwykle. Niezmiennie zachwyca mnie talent pisarki do tworzenia bohaterów, którzy chwytają mnie za serce i wyłamują się z typowych schematów. Nie będzie ani słowa przesady, że absolutnie pokochałam Wesa i gorąco kibicowałam jego relacji z Macy, choć nauczona doświadczeniem z innych powieści Dessen, do samego końca nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zachowanie matki dziewczyny napawało mnie smutkiem, bo nie zdawała sobie sprawy, że udawanie, że wszystko jest w porządku nie oznacza, że tak właśnie się stanie. Wielką zaletą jest to, że każdy bohater ma swoje unikalne cechy i momentalnie zapadają w pamięć, co przy takiej ilości postaci jest prawdziwą sztuką.
Powieści autorstwa Sarah Dessen to książki, które niezmiennie uwielbiam i Teraz albo nigdy nie jest wyjątkiem. To piękna opowieść o radzeniu sobie ze stratą i odnalezieniu siebie w nowych realiach codzienności. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji do zapoznania się z twórczością autorki to gorąco polecam Wam wszystkie trzy jej powieści, choć szepnę, że osobiście to właśnie ta wskoczyła u mnie na pierwsze miejsce.
Moja ocena: 7/10
Skończyłam czytać: maj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,1/10
Ilość stron: 384
Okładka: miękka
Data wydania: 18 maja 2016 r.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Maria Zawadzka
Cena (z okładki): 34,99 zł
- Wszystko w porządku?
Za każdym razem, kiedy zadawała mi to pytanie, miałam ochotę odpowiedzieć szczerze.
Tyle rzeczy chciałam jej powiedzieć, na przykład o tym, że tęsknię za tatą, jak często
nadal o nim myślę. Ale przecież wszyscy uważali, że tak dobrze się trzymam: gdybym chciała wyznać, jak to naprawdę wygląda, oznaczałoby to, że poniosłam swego rodzaju porażkę.
Więc tak samo jak w wielu innych przypadkach, nie wykorzystałam szansy.