#58 Recenzja - Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej


Z tego, co widziałam, twarde drewno podłogi było w znakomitym stanie.
Ale z drugiej strony widywałam przecież również wiatrak i otwarte niebo
i nigdy nie wzbudzało to we mnie pragnienia podboju.
Wydaje nam się, że świat jest jest jasny i oczywisty. 
W istocie wszystko zależy od tego, kto na niego patrzy. 

Zakochałam się w twórczości Sarah Dessen przy okazji Kołysanki i od tamtej pory ani jedna z jej książek mnie nie zawiodła. Z tego, co widziałam sporo osób zarzuca autorce, że jej książki są o wszystkim i o niczym - ot takie czytało na wolny wieczór. I choć trudno się z tym nie zgodzić, to dla mnie jest to ich największa zaleta. W tych powieściach na próżno szukać egzaltacji uczuć czy dramatycznych zwrotów akcji, ale czy to na pewno wada?

Emaline właśnie skończyła liceum i jesienią wyjeżdża na studia. Na początku wakacji niespodziewanie zerwała z Lukiem. Chodzili ze sobą trzy lata i do niedawna myślała, że ten związek jest idealny. Tymczasem w nadmorskim miasteczku pojawia się Theo, nowojorczyk, ambitny student szkoły filmowej. Wakacyjny romans? Czemu nie.
Do Colby przyjeżdża też na lato ojciec Emaline, który rzadko utrzymywał z nią kontakt. Emaline pociąga urok wielkiego świata, jaki roztaczają przed nią Theo i ojciec. Ambitna i pracowita, zawsze pragnęła gwiazdki z nieba i jeszcze więcej. Jednak nie można mieć wszystkiego, a marzenia nie zawsze się spełniają.
(Źródło: Wydawnictwo HarperCollins Polska) 

Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej to już moje czwarte spotkanie z twórczością Sarah Dessen i ponownie mogę je zaliczyć do udanych. Po takiej ilości książek autorki z jednej strony mogłam się troszeczkę domyślić, o czym będzie ta historia, a z drugiej pisarce nadal udaje się mnie zaskoczyć. Nie zmienia się też to, za co ją uwielbiam i dlatego nadal podtrzymuję to, co napisałam przy okazji recenzji Teraz albo nigdyKsiążki tej autorki są tak zwyczajne, że wręcz fascynujące. Dessen tworzy historię, w której nie ma przesadnej egzaltacji lub bagatelizowania przeżyć bohaterów - czytelnik otrzymuje doskonale wyważoną opowieść, z którą bez problemu może się utożsamiać. Bohaterowie mają oczywiście swoje problemy, ale nie padają ofiarą wielkich tragedii czy ogromnego szczęścia i lukrowanego happy endu, co w dobie popularności New Adult zdecydowanie trzeba docenić. Nie zrozumcie mnie źle - też nie zawsze uważam to za wadę, jednak czasami mam ochotę na powieść, która po prostu pozwoli mi oderwać się od własnych problemów i zamiast uczucia smutku pozostawi po sobie uśmiech i pozytywne podejście do nadchodzącego dnia. 

Przy poprzednich powieściach autorki nieustannie wychwalałam sposób, w jaki kreuje swoich bohaterów i ta książka nie jest wyjątkiem w tym temacie. Niektórych pokochałam całym sercem - na przykład przyrodniego brata czy najlepszego przyjaciela Emaline. Benji był przeuroczym chłopcem i za każdym razem, jak się pojawiał na mojej twarzy wykwitał uśmiech, natomiast Morris okazał się znacznie bardziej skompilowaną i fascynującą postacią, niż wskazywałby na to jego początkowy portret. Inni bohaterowie tacy jak ojciec dziewczyny czy - zaskakująco - Theo budzili we mnie zgoła inne emocje. Chyba podobnie jak Emaline miałam w stosunku do nich dużo większe oczekiwania i ostatecznie byłam zawiedziona ich zachowaniem i wyborami, które podjęli. Niemniej jednak to wcale nie znaczy, że nie podobało mi się, jak są wykreowani, bo to, za co stracili moją sympatię, jednocześnie sprawiło, że tylko doceniłam autorkę, gdyż od samego początku prowadziła ich działania bardzo konsekwentne.

W moim osobistym rankingu powieści Sarah Dessen Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej wprawdzie nie wskoczyła na pierwsze miejsce - to nadal zajmuje Teraz albo nigdy - ale otrzymałam, dokładnie to, na co liczyłam. Jest to świetna książka na wakacje, czyta się ją wręcz błyskawicznie, zarówno dzięki samej tematyce, jak i lekkiemu stylowi pisania autorki.

Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej utwierdziła mnie w przekonaniu, że po postu uwielbiam twórczość Sarah Dessen, bo pozostawiła po sobie to, co pokochałam w jej książkach - pewien optymizm, ciepłe uczucie, pozytywne podejście do życia. Choć nie znajdziecie tu wielkich i spektakularnych zwrotów akcji, gwarantuję, że jeśli tylko dacie się ponieść, ta powieść Was nie rozczaruje. Co jeszcze mogę dodać? Po raz kolejny gorąco zachęcam, abyście sięgnęli po, szczerze mówiąc, jakąkolwiek historię tej autorki.

Moja ocena: 7/10


Skończyłam czytać: lipiec 2016 r.
Ocena z Lubimy czytać: 5,71/10
Ilość stron: 447
Okładka: miękka
Data wydania: 6 lipca 2016 r.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Cena (z okładki): 36,99 zł


Rzecz jednak w tym, że nie zawsze można mieć wyłącznie to, co doskonałe.
Aby nasze życie było prawdziwe, potrzebujemy wszystkiego:
dobra i zła, plaży i betonu, znanego i nieznanego, wielkich mówców i małych miasteczek.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska


Inne powieści autorki:



#57 Recenzja - Smak ciemności



Zakochany zabójca, to ktoś wyjątkowo niebezpieczny.

Pamiętacie moje zachwyty nad serią Dark Duet? Drugi tom skończył się tak, że byłam szczerze zdziwiona, gdy pojawiły się zapowiedzi kontynuacji, zwłaszcza, że Zapach ciemności miał dość domknięte zakończenie. Mimo to byłam pełna szczęścia wracając do świata Caleba i Livvie, choć jednocześnie bałam się, jak wypadnie ponowne spotkanie z twórczością C.J. Roberts, ponieważ poprzeczka była zawieszona dość wysoko.

Zarówno opis, jak i recenzja mogą zawierać spojlery z poprzednich części, także jeśli jeszcze nie mieliście okazji się z nimi zapoznać, zapraszam do odwiedzenia linków na dole. 

Czy jesteś gotowy przekroczyć wszelkie granice dla prawdziwego uczucia? Dobrze się zastanów, zanim powiesz… tak. Ostatnia część bestsellerowej trylogii „The dark duet” wywróci do góry nogami Wasze wyobrażenia o Calebie.
Piszę to, bo błagaliście. A wiecie, jak ja kocham, gdy błagacie. Właściwie to już za dużo o mnie wiecie. Kim jestem? Cóż, odpowiedź na to pytanie dopiero próbuję poznać. W dzieciństwie byłem dziwką, jako młody chłopak zostałem zabójcą, a w dorosłym życiu potworem. To ja porwałem Livvie. To ja trzymałem ją w ciemnym pokoju przez kilka tygodni. Jednak najważniejsze jest to, że jestem też mężczyzną, w którym się zakochała. Którego kocha. To trochę chore, prawda? Oczywiście naszej historii nie da się streścić w kilku krótkich zdaniach, jednak nie potrafię wytłumaczyć mojego zachowania z tamtego okresu. Zakładam, że jeśli to czytacie, nie muszę już nic tłumaczyć. Zdążyliście już mnie ocenić. Czytacie to, ponieważ pragniecie poznać zakończenie tej historii. Chcecie dowiedzieć się, co się wydarzyło tamtego ciepłego wrześniowego wieczora, kiedy to spotkałem Livvie w Barcelonie. Tamtej nocy moje życie znowu zupełnie się zmieniło. Nie przebiegło to jednak dokładnie tak, jak opisała to Livvie. Bardzo łaskawie potraktowała mnie w swojej opowieści. Prawda jest o wiele bardziej… skomplikowana.
(Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona)

W Smaku ciemności autorka postawiła na dość poważną zmianę i zmieniła narrację powieści - tym razem to czytelnik spogląda na wydarzenia z perspektywy Caleba, a nie Olivii. To zagranie było strzałem w dziesiątkę, w końcu dość dobrze poznałam charakter dziewczyny, mając wgląd w jej umysł podczas poprzednich dwóch części, a zawsze interesowało mnie, co kłębi się w umyśle jej porywacza. Chętnie spojrzałabym na pierwszy tom okiem Caleba, choć z drugiej strony jestem wdzięczna, że autorka darowała sobie przedstawianie tych samych scen i dialogów z jego perspektywy. Zamiast tego C.J. serwuje czytelnikowi krótkie odniesienia do tych chwil, kiedy Caleb wraca do nich myślami. 

Poniekąd po Smaku ciemności nie spodziewałam się niczego więcej, ponad to, co otrzymałam - po zakończeniu drugiego tomu było dość jasne, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Oczywiście nie dokładnie, ale wiecie o co mi chodzi? Po spotkaniu Caleba i Livvie w Barcelonie chyba wszyscy spodziewali się, że tych dwoje zacznie w końcu wspólne życie. W sumie odniosłam wrażenie, że trzecia część Dark Duet to jeden wielki epilog, opowiadający jak bardzo zmieniły się relacje głównych bohaterów i ukazujący drogę, którą musieli pokonać, aby przynajmniej spróbować zostawić za sobą przeszłość. Spotkałam się z wieloma opiniami, że ta część nie powinna powstać, bo - tak jak napisałam we wstępie - zakończenie Zapachu ciemności było dość domknięte, a wszelkie niuanse czytelnik mógł sobie sam dopowiedzieć. Moim zdaniem Smak ciemności nie jest lekturą niezbędną, ale dla mnie był dość miłym powrotem do twórczości autorki, którą bardzo polubiłam i bohaterów, którzy głęboko zapali mi w pamięć. 

Jednak poza tym, że było to sympatyczne spotkanie z bohaterami, to mam też pewne zastrzeżenia. Może nie do końca tak powinnam to nazwać, bo naprawdę nie spodziewałam się niczego więcej po tej książce... Chodzi mi głównie o to, że Smak ciemności stracił to, co głównie czyniło serię Dark Duet tak wyjątkową w moich oczach - mrok, który od początku czaił się nad głowami bohaterów i ich relacji. Sam fakt, że poprzednie części pozostawiały mnie w stanie emocjonalnej pustki i zupełnego zagubienia we własnych uczuciach świadczył na sporą korzyść tej sagi. Tym razem tego zabrakło, była to dość typowa opowiastka z gatunku, tak podobna do tego, co widziałam już tyle razy wcześniej. I tu pojawia się różnica w moim odbiorze tej powieści - gdybym traktowała Smak ciemności po prostu jako osobny erotyk, przeszłabym obok tej książki dość obojętnie, ponieważ nie ma tam nic, co zatrzymałoby mnie na dłużej. Natomiast jeśli patrzę na nią przez pryzmat całej serii to jestem zadowolona, mimo że tym razem nie wpadłam w emocjonalny wir. 

Moim zdaniem to jak odbierzecie Smak ciemności zależy tylko od Was. Dla mnie okazał się miłym uzupełnieniem opowieści Caleba i Livvie, ukazując drogę, jaką musieli pokonać bohaterowie na wspólnej drodze, która przecież rozpoczęła się w okropnych okolicznościach i na samym początku w ogóle nie brałam możliwości takiego obrotu spraw. C.J. Roberts poprowadziła tą serię tak, że pod koniec sama nie byłam pewna czy Olivia powinna była dopuścić do siebie Caleba, czy zacząć krzyczeć o pomoc - ta niepewność, zagubienie we własnych uczuciach to to, za co pokochałam pióro autorki. Smak ciemności to dobra książka, jeśli potrzebujecie dodatkowego zamknięcia tej historii, natomiast jeśli usatysfakcjonowało Was zakończenie Zapachu to niewiele stracicie. Jeśli seria Dark Duet jeszcze przed Wami to gorąco zachęcam, abyście dali się skusić twórczości C.J. Roberts. 

Moja ocena książki: 7/10

Moja ocena całej serii: 8/10

Skończyłam czytać : lipiec 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 7,56/10
Ilość stron : 267
Data wydania : 3 lutego 2016 r.
Okładka : miękka
Wydawnictwo : Czwarta strona
Tłumaczenie : Agnieszka Brodzik
Cena (z okładki) : 36,90 zł


- Mój - powiedziała.
Nic i nigdy nie było bardziej prawdziwe.
- Twój - odparłem.



Dotyk ciemności   |   Zapach ciemności   |   Smak ciemności 

#56 Recenzja - Ember in the Ashes. Imperium ognia



Życie składa się z wielu momentów, które nic nie znaczą.
A potem któregoś dnia nadchodzi chwila, która wpływa na wszystkie dalsze wydarzenia.

Imperium ognia przykuło moją uwagę od pierwszych zapowiedzi i, mimo że ta powieść dość szybko do mnie trafiła, minęło sporo czasu zanim wzięłam ją do ręki. Głównie dlatego, że swego czasu, gdzie się nie obejrzałam pojawiały się jej recenzje. I to jakie! Pełne samych zachwytów, absolutnie wszyscy byli pod wrażeniem twórczości autorki... właśnie to sprawiło, że tak długo odkładałam jej przeczytanie. Czekałam na idealny czas, nastrój, wolne, kiedy będę mogła się rozkoszować absolutnie każdym zdaniem w Ember in the Ashes. Tylko, czy na pewno tak było?

Zapierająca dech w piersi historia o honorze, miłości, poświęceniu i walce o wolność, która podbiła serca młodych czytelników na całym świecie. Laia należy do kasty Uczonych – w bezwzględnym Imperium tacy jak ona są zepchnięci na margines, stale inwigilowani i prześladowani. Aby ocalić brata oskarżonego o zdradę, dziewczyna wstępuje w szeregi buntowników i wyrusza ze śmiertelnie niebezpieczną misją do gniazda zła: zostaje niewolnicą w Akademii szkolącej najwierniejszych, najbardziej bezwzględnych żołnierzy Imperium. Jednym z nich jest Elias. Choć należy do wyróżniających się studentów , w jego sercu narastają wątpliwości, czy rola okrutnego egzekutora jest rzeczywiście tą, jaką chce odgrywać przez całe dorosłe życie. Przypadkowe spotkanie dwojga młodych ludzi nie tylko całkowicie odmieni ich losy, lecz także wstrząśnie posadami świata, w którym oboje żyją.
(Źródło: Wydawnictwo Akurat)

Uwielbiam fantastykę. Choć sięgam po najróżniejsze powieści, to te zawsze będą miały szczególne miejsce w moim sercu - inaczej mówiąc dobre fantasy zawsze będzie przewyższać świetną książkę innego gatunku. Nie mam tu na myśli paranormal romas, czy nawet książek, w których pojawiają się elementy nie z tego świata, ale porządną, dobrze skonstruowaną, typową fantastykę, gdzie od początku do końca czuję ten wyjątkowy klimat. To typ powieści, które przyprawiają mnie o najwięcej emocji i najczęściej pozostawiają po sobie kaca książkowego. Choćby z tego powodu, nawet pomijając fakt, że negatywnych opinii o Imperium ognia szukać jak ze świecą, miałam wysokie oczekiwania w stosunku do tej pozycji. I choć naprawdę bym chciała, nie mogę powiedzieć, że nie odczułam pewnego rodzaju rozczarowania...

To może zacznijmy od świata przedstawionego, bo nie ma nic gorszego niż dobra fabularnie fantastyka, która rozgrywa się w marnym uniwersum. Saaba Tahir wykreowała naprawdę porządne miejsce akcji, gdzie sprawnie przeplatają się wątki magiczne z realistycznymi, Z jednej strony mamy Imperium, jego twarde prawa, Maski, niewolnictwo, a z drugiej aguarów, ghule i inne stworzenia. To połączenie wypada naprawdę dobrze i sprawiło, że świat wykreowany przez autorkę zdecydowanie przypadł mi do gustu. Sama nawet Akademia Czarnego Klifu, która stanowi centralne miejsce fabuły, fascynuje czytelnika swoją bezkompromisowością i środowiskiem, w którym kształci się elitarne Maski, czyli grupę wyjątkowych zabójców. 

Sabaa Tahir serwuje czytelnikowi swoją historię zarówno z perspektywy Eliasa, jak i Lai, dzięki czemu czytelnik ma wgląd w uczucia obu tych postaci. Na początku miałam dość mieszane uczucia w stosunku do bohaterów. Elias wydawał się zdecydowanie zbyt szlachetny, jak na miejsce i warunki, w których dorastał - ot taka owieczka wśród wilków. Brakowało mi w nim jakiejś ostrości, być może nawet przynajmniej odrobinki wyrachowania, czegoś co nadałoby mu charakteru. Laia natomiast irytowała mnie swoją nieporadnością, zaślepieniem, naiwnością - nawet nie wiem, jak to nazwać, bo z jednej strony rozumiałam wszystkie uczucie, które się w niej kłębiły, a z drugiej coś mi w jej charakterze wyjątkowo zgrzytało. Na szczęścia autorka nie pozostawiła tych dwoje w takim stanie, jak ich poznałam. Podczas całej powieści odkrywają oni kolejne karty ze swoich historii, zmieniają się, ewoluują wraz z ciężarem zdarzeń, z którymi muszą się zmierzyć. Raczej nie wskoczą oni do grona moich ulubionych postaci, ale doceniam pracę autorki i później nawet im kibicowałam. Poza tą dwójką moją szczególną uwagę przykuwały zwłaszcza trzej inni bohaterowie - Helena, Komendantka i dziadek Elisa. To fascynujące charaktery, na których pojawienie się zawsze wyczekiwałam. 

Imperium ognia czyta się naprawdę rewelacyjne - autorka utrzymuje dość dobre tempo akcji, która zwalniała na parę krótkich chwil i wybuchała na nowo. Rozdziały kończą się w taki sposób, że ciężko umieścić tam zakładkę i przerwać lekturę. A mimo to, gdzieś z tyłu głowy cały czas majaczyła mi myśl, że gdzieś to już widziałam. Te postaci, scenariusz, splot wydarzeń... cały czas czekałam na to BUM, które sprawiłoby, że to uczucie mnie opuści, że autorka przecież musi szykować, coś takiego, że opadnie mi szczęka. Ale się nie doczekałam. Myślę, że sporą winę ponoszą tu zbyt wygórowane oczekiwania, bo gdyby nie one, nie zgłębiałabym się w lekturę z przekonaniem, że powinno tam pojawić się coś, co sprawi, że bezgranicznie pokocham tą opowieść. 

To zdecydowanie nie tak, że Imperium ognia mi się nie podobało - wręcz przeciwnie, od pewnego momentu ciężko było mi odłożyć tę książkę na półkę. Niestety mimo tego, gdzieś z tyłu głowy cały czas majaczyła mi myśl, że gdzieś to już widziałam i poza drobnymi zaskoczeniami, mogłam się spodziewać, w którą stronę podąży akcja. Jednak Ember in the Ashes to wciąż kawałek całkiem dobrej fantastyki. Wprawdzie nie zachwyciłam się na tyle, żeby nazwać to objawieniem, ale z przyjemnością sięgnę po dalsze tomy i przekonam się, czy autorce tym razem uda się bardziej mnie zaskoczyć.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać czerwiec 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 8,17/10
Ilość stron : 416
Data wydania : 4 listopada 2015 r.
Okładka miękka z zakładkami 
Wydawnictwo Akurat
Tłumaczenie Jerzy Malinowski, Marcin Wawrzyńczak
Cena (z okładki) : 39,90 zł


Są dwa rodzaje przewinień [...] Te, które ciągną cię na dno i czynią bezużytecznym,
oraz te, które pobudzają do działania. Niech twoje winy dadzą ci energię.
Niech przypomną ci, kim chcesz być. Wyznacz sobie granice.
I nigdy więcej ich nie przekraczaj. Masz duszę. Jest poraniona, ale jest. 


Książka przeczytana w ramach wyzwania Kiedyś przeczytam

Moje ulubione cytaty #2



Ostatnie bardzo się Wam podobały, dlatego postanowiłam zrobić z tego nowy cykl :). Mam nadzieję, że i ta odsłona przypadnie Wam do gustu, także bez zbędnego przedłużania - enjoy :D.

Jeśli przegapiliście pierwszą część cyklu znajdziecie ją TUTAJ.





  • – To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...).
    – Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? 
    To czysty spirytus.
~ Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata



  • Jeśli ma się przyjaciół, a mimo to wszystko się traci, jest oczywiste, że przyjaciele ponoszą winę. Za to, co uczynili, względnie za to, czego nie uczynili. Za to, że nie wiedzieli, co należy uczynić.
 ~ Andrzej Sapkowski Czas pogardy



  • Odebrałem solidną lekcję i nauczyłem się, że życie nie musi być bitwą. Czasami pada się ofiarą beznadziejnego rozdania, a czasem coś się spieprzy po drodze, ale zawsze jest nadzieja. Zawsze jest kolejny dzień, zawsze można naprawić to, co się spieprzyło, i wynagrodzić to ludziom, których się zraniło, i zawsze jest ktoś, kto nas kocha, nawet jeśli czujemy się całkowicie osamotnieni i po prostu dryfujemy w oczekiwaniu na następne rozczarowanie. Zawsze czeka na nas coś lepszego. 
~ Anna Todd After. Bez siebie nie przetrwamy 





  • Bycie młodym to jednocześnie przekleństwo i dar. To wiek, w którym bajki przestają istnieć, a Święty Mikołaj nie jest realny, jednak część naszych serc chce krzyknąć: „A co, jeśli…?”. To czas, w którym człowiek odczuwa wszystko intensywnie, choć wszyscy wokół twierdzą, że przesadza. 
~ Brittainy C. Cherry Kochając pana Danielsa






  • Wyrzuty sumienia to przebiegłe bestie. Ranią głęboko, a kiedy rana już się zabliźnia, posypują ją solą. 
~ Rebecca Donovan Co , jeśli…



  • To wybór, a nie przypadek, decyduje o twoim przeznaczeniu. Sam musisz zdecydować, ile jesteś wart, jaką odgrywasz rolę w świecie i w jaki sposób nadajesz mu sens. Nikt inny nie dysponuje tym, co ty - twoim zestawem talentów, pomysłów, zainteresowań. Jesteś oryginalnym egzemplarzem. Arcydziełem. 
~ Regina Brett Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu






  • Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy w stanie zrozumieć drugiego człowieka. Możemy jedynie próbować, szukając po omacku drogi przez tunele, starając się oświetlić je pochodnią. 
~ Lauren Oliver Pandemonium



  • Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić.
~ Cecelia Ahern Love Rosie




  • Wszystko ma swoją cenę.
~ Anne Bishop Córka krwawych



  • Czasami, kiedy życie kopnie cię w tyłek, musisz mu oddać kopnięcie. W jaja. Butem, ze stalową podeszwą.
~ Sara Wolf Brutal Precious









PS. MAM PYTANIE
Lubicie Disqus? Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie podpiąć go tutaj, ale chciałabym poznać Wasze zdanie, zanim zacznę coś zmieniać :)

#55 Recenzja - Przypadki Callie i Kaydena





3. Choć raz zrób, do cholery, to, co chcesz, zamiast tego, co uważasz, że powinieneś.



Po Przypadki Callie i Kaydena wcale nie zamierzałam sięgać. Naprawdę! W momencie pojawienia się pierwszych zapowiedzi, a później recenzji, zakwalifikowałam tę powieść do jednego wora z nurtu New Adult, która pewnie mi się spodoba, ale nie wniesie ze sobą nic nowego i przez to mnie rozczaruje. Jednak zewsząd otaczały mnie zachwyty nad twórczością Jessici Sorensen, także w końcu musiałam się skusić, choć zajęło mi sporo czasu, aby w końcu zabrać się za czytanie.

Dla Kaydena cierpienie w milczeniu było jedynym sposobem, by przeżyć. Jeśli miał szczęście, nie wychylał się i wypełniał polecenia, mógł przetrwać kolejny dzień. Jednak pewnej nocy, kiedy zdawało się, że jego szczęście – a może nawet i życie – właśnie się kończy, pojawiła się ona…
Callie nie wierzyła w szczęśliwe zrządzenia losu. Przynajmniej od czasu swoich dwunastych urodzin, gdy odebrano jej wszystko. Kiedy najgorsze już minęło, dziewczyna pogrzebała uczucia i przysięgła nigdy nikomu nie zdradzić, co się naprawdę wydarzyło. Teraz, sześć lat później, nadal zmaga się z bolesną tajemnicą...
Gdy traf sprawia, że Kayden i Callie zaczynają uczęszczać do tego samego college’u, chłopak z determinacją postanawia poznać bliżej piękną dziewczynę, która odmieniła jego los. Jest przekonany, że Callie nie pojawiła się w jego życiu bez powodu. Im bardziej próbuje stać się częścią jej świata, tym mocniej uświadamia sobie, że tym razem to ona potrzebuje ocalenia.
(Źródło: Wydawnictwo Zysk i S-ka)

Od prologu wiedziałam, że to nie będzie łatwa książka, ponieważ Jessica Sorensen od pierwszych zdań wykłada karty na stół i narzuca ton, w jakim będzie utrzymana ta opowieść, wrzucając czytelnika na głęboką wodę. To historia o dwóch cierpiących duszach, których ścieżki niespodziewanie się przetną i to spotkanie ich zmieni, choć oni oczywiście jeszcze o tym nie wiedzą. Przypadki Callie i Kaydena wywołują całą gamę uczuć, od śmiechu przez wzruszenie, aż do głębokiego smutku, krótko mówiąc jest to powieść, w której moje emocje zostały wystawione na próbę i dostały prawdziwą przejażdżkę. Absolutnie pokochałam listę Callie oraz Setha za to, że wciąż dodawał do niej nowe punkty, bo dzięki niej dziewczyna zaczęła opuszczać swoją skorupę. 

Uwielbiam fakt, że ta historia nie jest pełna nieszczerych wzlotów i upadków oraz uczuć, które spadają na bohaterów niczym grom z jasnego nieba, pod wpływem których padają sobie w ramiona i po dwóch dniach wyznają wszystkie sekrety. To ostatnio rzadko spotykana sytuacja. Z jakiegoś nieznanego mi powodu niektórzy autorzy uważają, że trzy dni znajomości to wystarczający okres, żeby wymieniać się płomiennymi deklaracjami uczuć, zdradzić wszystkie sekrety i całkowicie obnażyć duszę. Dziękuję małym książkowym duszkom, że Jessica Sorensen do nich nie należy. Doceniam ją przede wszystkim za to, że nie zwalniając akcji, dała czytelnikowi czas, aby mógł uwierzyć w uczucie rodzące się pomiędzy Callie i Kaydenem, pozwalając im się poznać, zanim zapałają do siebie czymś więcej. To chyba jeden z największych plusów tej książki, dzięki czemu nie musiałam zniesmaczona wpatrywać się w kartkę i zastanawiać się czy powinnam wybuchnąć śmiechem (a tak niestety już bywało). 

Callie i Kayden to dwie osoby, które połączyło cierpienie. On robiący dobrą minę do złej gry, udaje luzaka, a jednocześnie boi się, że któregoś dnia ojciec przyłoży mu tak, że go zabije. Ona jest wystraszona, nieufna... nie wierzy, że kiedykolwiek uda się jej pozbierać po tym, co się wydarzyło. Natomiast dookoła tych dwojga jest mnóstwo ludzi, którzy nie widzą, co się dzieje lub przeciwnie wiedzą, ale ignorują problem. To jest prawdziwa tragedia tej powieści - że nikt nie był w stanie dostrzec dwóch przestraszonych dzieciaków i spróbować im pomóc.

Choć autorka zgrabnie operuje szkicami, na których opiera się gatunek, serwując czytelnikowi pod pewnymi względami historię typowa dla NA, to jednocześnie potrafi tak poprowadzić fabułę i wpleść w nią własne pomysły, że nadaje tej powieści świeżość, choć nie da się ukryć, że występuje tu pewna schematyczność. I chociaż naprawdę mi ona nie przeszkadzała, to nie znaczy, że jej nie dostrzegam. Najlepszym przyjacielem Callie jest naturalnie gej, który oczywiście też nie miał za kolorowo w życiu i skrywa własne sekrety. Dziewczyna jest śliczna, ale oczywiście nie wierzy w to, choć wszyscy jej to powtarzają. Kayden jest rozgrywającym, szaleńczo seksownym kobieciarzem, który gdzie tylko się pojawi wszystko świetnie mu wychodzi. Te trzy fakty są po prostu w każdej książce tego gatunku i powoli odnoszę wrażenie, że tego już nawet nie można nazwać schematycznością, a nieodłącznym pakietem, z którym przychodzą wszystkie książki New Adult. 

Przypadki Callie i Kaydena to pod pewnymi względami książka, jak każde inne NA, jednak z drugiej strony kusi ogromnym emocjonalnym ładunkiem i realizmem uczuć pomiędzy głównymi bohaterami. Nawet jeśli jesteście uprzedzeni do gatunku to moim zdaniem warto zapoznać się z twórczością Jessici Sorensen, ponieważ każdy znajdzie tu coś dla siebie. Gorąco polecam.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać lipiec 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 8/10
Ilość stron : 387
Data wydania 15 czerwca 2015 r.
Okładka miękka z zakładkami 
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Tłumaczenie Ewa Helińska
Cena (z okładki) : 34,90 zł


Niesamowite, że rzeczy na zawsze zapadające w pamięci chciałoby się zapomnieć,
a te, których kurczowo się trzymasz ulatują niczym piasek na wietrze.



Książka przeczytana w ramach wyzwania Kiedyś przeczytam

#54 Recenzja - Akademia Dobra i Zła

Wybaczcie brak oryginalnego zdjęcia,
ale zostawiałam książkę w mieszkaniu.

Tylko jeśli zniszczymy to, kim się nam wydaje, że jesteśmy,
będziemy mogli docenić to, kim jesteśmy naprawdę.

Kto nielubi bajek? Ja osobiście do teraz uwielbiam wracać do kultowych produkcji Disney'a, dlatego gdy tylko zobaczyłam Akademię Dobra i Zła wiedziałam, że ta książka musi do mnie trafić. Wyjątkowo pozytywne oceny jeszcze podkręcały mój zapał, choć musiało minąć trochę czasu zanim po nią sięgnęłam.

Tego roku, najlepsze przyjaciółki Sofia i Agata dowiedzą się dokąd trafiają po skończeniu trzynastu lat wszystkie zaginione dzieci. Do legendarnej Akademii Dobra i Zła, w której zwyczajni chłopcy i zwykłe dziewczynki są szkolone by zostać albo bajkowymi bohaterami, albo wielkimi złoczyńcami. Sofia, najładniejsza dziewczyna w całym Gawaldonie całe dotychczasowe życie marzyła żeby zostać już porwaną i trafić do zaczarowanego świata. Ze swoimi różowymi sukienkami, dobrymi stopniami i skłonnością do dobrych uczynków, wie, że ma szansę dostać się do szkoły Dobra i w efekcie zostać księżniczką z bajek. Z kolei Agata gustująca w mrocznych strojach i czarnych kotach, pełna niechęci do wszystkich napotkanych na jej drodze istot, myśli, że trafi do szkoły Zła. Tymczasem staje się zupełnie inaczej... 
(Źródło: Lubimy Czytać)

Ponieważ podczas czytania Akademii moje uczucia w stosunku do tej powieści znacznie się zmieniały, tym razem przekażę wam je w etapach.

Etap pierwszy ROZCZAROWANIE 
Nie mogłam się wciągnąć w świat, który przedstawia Soman Chainani. Być może to z powodu oczekiwań, które miałam w stosunku do tej powieści, ale nie widziałam tego, nad czym wszyscy się zachwycają. Niby wszystko było okej, miejsce akcji, styl pisania, nawet sama fabuła - a jednak czułam, że ta książka do mnie nie trafia. Po początkach wszystko wydawało się takie podobne do siebie i choć z przyjemnością czytałam o lekcjach polegających na pielęgnacji brzydoty, rzucaniu klątw, rozmowie ze zwierzętami oraz dbaniu o urodę, to po pierwszym wow przyszło uczucie, że to wszystko zamiast posuwać akcję do przodu tworzy niepotrzebny zastój.

Etap drugi A MOŻE JEDNAK...
W tym momencie akcja nabierała już tempa, poznałam też bliżej Sofię i Agatę oraz ich przyjaciół i byłam całkiem zadowolona z tego, co czytałam. Po pierwszych kilku rozdziałach, gdzie w sumie nic mnie nie chciało zatrzymać przy tej opowieści i bezustannie przerywałam lekturę, nagle okazało się, że  w sumie coraz rzadziej odkładam tę książkę na półkę. Zaczęły mnie intrygować dalsze losy dziewczynek i pomyślałam sobie, że może jednak zbyt szybko oceniłam tą powieść.

Etap trzeci TO JEST GENIALNE
Doszło do tego, że absolutnie nie mogłam odłożyć Akademii, byłam tak ciekawa, co się dalej stanie, że nie było mowy o przerwie w czytaniu i nie mogłam pójść spać dopóki nie dowiem się, jak to się skończy. Pomyślałam, że przecież to jest fantastyczna opowieść i jak mogłam wcześniej nie zauważyć jej geniuszu. Nagle okazało się, że już rozumiem te wszystkie zachwyty, bo Soman Chainani stworzył fantastyczną bajkę, która nie do końca jest przeznaczona dla dzieci i ogromnie mnie zauroczyła. Po zakończeniu tej książki, mój apetyt wcale nie osłabł i natychmiast zaczęłam polowanie na kontynuację.

Jak może zauważyliście nie zagłębiam się w szczegóły dotyczące fabuły, głównie chciałam Wam przekazać swoje uczucia, bo nie mogłabym sobie darować, gdybym przypadkiem zniszczyła komuś radość z poznania losów Sofii i Agaty zdradzając zbyt wiele. Zawszę wychodzę z założenia, że lepiej jest powiedzieć zbyt mało, niż zbyt dużo. Z tego samego powodu nie będę rozpisywać się również na temat bohaterów, powiem tylko, że jak się okazało, nie wszyscy okazali się tak przewidywalni, jak mogłoby się wydawać. Generalnie pokochałam sceny z Teodrosem, choć niekiedy miały w sobie pewien fałsz, który nie do końca do mnie przemawiał - ale mimo to wciąż je uwielbiam, być może dalej jestem na etapie marzeń o księciu na białym koniu.

W przypadku tej powieści nie sposób ominąć tego, że jest to absolutnie piękne wydanie, dopracowane w najmniejszych szczegółach. Moim zdaniem okładka jest absolutnie urocza i idealnie oddaje sens tej opowieści, a dodatkowo przy każdym rozdziale znajduje się obrazek. Bardzo rzadko trafiam na tak przemyślane egzemplarze, gdzie wszystko idealnie ze sobą współgra.

Moim zdaniem Soman Chainani stworzył absolutnie magiczną opowieść, która wyróżnia się na tle aktualnie popularnych motywów. Akademia Dobra i Zła przenosi czytelnika z powrotem do czasów dzieciństwa oraz historii o księżniczkach i wiedźmach, bohaterach i złoczyńcach, a jednocześnie dodaje od siebie na tyle dużo, że nie pozostawia po sobie uczucia niedosytu i zawodu. Niewątpliwie autor miał świetny pomysł i ogromnie mnie cieszy, że w parze z tym poszło naprawdę dobre wykonanie, dlatego jeśli - tak jak ja - lubicie przenieść się do świata baśni to Akademia Dobra i Zła zdecydowanie jest książką dla Was. Gorąco polecam.

Moja ocena : 8/10

Skończyłam czytać : kwiecień 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 7,6/10
Ilość stron : 496
Data wydania : 18 marca 2015 r.
Okładka : miękka 
Wydawnictwo : Jaguar
Tłumaczenie : Małgorzata Kaczarowska
Cena (z okładki) : 39,90 zł

1. Zło atakuje. Dobro się broni
2. Zło karze. Dobro wybacza.
3. Zło rani. Dobro pomaga. 
4. Zło bierze. Dobro daje.
5. Zło nienawidzi. Dobro kocha.


Książka przeczytana w ramach wyzwania Kiedyś przeczytam

Stosik #12 i podsumowanie czerwca


Czerwiec to przede wszystkim sesja, czyli jeden z tych miesięcy, kiedy znikam z sieci. Poza wrzuceniem szybkiego posta lub wcześniej napisanej recenzji absolutnie nie miałam czasu, żeby doglądać bloga, a tym bardziej zajrzeć do Was. Dzięki bogu wakacje właśnie się zaczęły i już zaczęłam nadrabiać zaległości w czytaniu - zostały mi tylko te blogowe :D. W czerwcu Zatracona w innych światach obchodziła też swój roczek, który niestety z powodu egzaminów przeszedł jakoś bez echa, bo choć wiedziałam, że rocznica się zbliża to nie miałam czasu jej świętować... Dlatego przy okazji tego podsumowania spoglądam wstecz i patrzę, jak wiele udało mi się zrobić :).

Podsumowanie roku
Ponad rok temu, dokładnie 25 czerwca, postanowiłam w końcu zrobić coś, żeby się nie wynudzić na swoich najdłuższych wakacjach, pomyślałam sobie "Hej, a może w końcu zbiorę się do kupy i zrobię to, co tak długo chodziło mi po głowie" - tak powstała Zatracona w innych światach :). Powiem Wam, że nawet nie wiem, kiedy zleciał ten rok i autentycznie jestem w szoku, że wytrwałam. Miałam swoje wzloty i upadki, co zdecydowanie widać, jeśli przejrzycie sobie archiwum. Jednak od ostatniego załamania udało mi się utrzymać postanowienie przynajmniej sześciu postów miesięcznie, niezależnie od tego, co działo się w moim życiu. Dla mnie to naprawdę spore osiągnięcie :). 
W ciągu tego roku napisałam w sumie 80 postów, z czego 53 to recenzje. Odwiedziliście mnie prawie 40 000 razy (!) i pozostawiliście po sobie prawie 1 800 komentarzy. To znacznie więcej niż mogłam liczyć, rozpoczynając swoją przygodę z blogowaniem, dlatego chciałam Wam podziękować. To dzięki Wam, moi czytelnicy, wracam tu za każdym razem z nową dawką energii i motywacji, to właśnie Wy sprawiacie, że aż taką radość sprawia mi tworzenie nowych notek i główkowanie, co zrobić, aby ta strona była jeszcze lepsza, dla Was i dla mnie. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, które tu zostawiacie i obiecuję, że nawet jeśli nie mam czasu odpowiedzieć na wasze komentarze, to zawsze je czytam i nieustannie wywołują uśmiech na mojej twarzy.

Trzy najczęściej wyświetlane recenzje:


Stosik #12
W poprzednim miesiącu w końcu złamałam swoje postanowienie o niekupowaniu książek, ale jedyne, na co się skusiłam to wyprzedaż w empiku więc chyba nie jest źle, prawda? ;) W sumie moją biblioteczkę zasiliło 8 nowych pozycji, z czego 2 egzemplarze do recenzji i 6 nabytków z wakacyjnych, empikowych promocji.

  • Jenny Han, Siobhan Vivian Ból za ból - egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Feeria Young, RECENZJA
  • Scott Sigler Alive. Żywi - j.w. RECENZJA
  • K.Bromberg Driven. Namiętność silniejsza niż ból
  • K.Bromberg Fueled. Napędzani pożądaniem
  • K.Bromberg Crashed. W zderzeniu z miłością
  • Remigiusz Mróz Kasacja
  • Virginia Boecker Łowczyni 
  • Agnieszka Ligas-Łoniewska Piętno Midasa

Podsumowanie czerwca 
Jak już wspominałam egzaminy zajęły mi praktycznie cały wolny czas, dlatego - jak możecie się domyślać - mój czerwcowy wynik nie jest zbyt imponujący. Jednak mam zamiar nadrobić to wszystko w wakacje ;). W tak zwanym między czasie udało mi się przeczytać trzy książki, w sumie 1 152 strony, czyli statystycznie 38 stron dziennie. Moje zdjęcie odeśle Was do recenzji.
 

Najlepsza książka
Waham się pomiędzy Alive (za zaskoczenie, jakie mi zaserwował autor), a Ember in the Ashes, głównie dlatego, że to kawał dobrej fantastyki, jednak po tych wszystkich zachwytach spodziewałam się czegoś więcej. Hmm... to trudny wybór, ale chyba postawię na książkę Sabaa'y Tahir.

Najgorsza książka
Absolutnie żadna z tych trzech nie zasługuje żeby ją tak nazwać :D



Blogowo:
Liczba wyświetleń: 3 056 (- 147)
Obserwatorzy: 274 (+2)
Dodane posty: 4 (-3)
Facebook: 234 (+ 17)






Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka