Recenzja - „Egomaniac” Vi Keeland


- Co cię tak śmieszy?
- Nie jesteś z Nowego Jorku, prawda?
- Nie. Dopiero co się przeniosłam z Oklahomy. Ale co to ma do rzeczy? 
Zrobiłem krok w jej stronę. 
- Przepraszam, ale muszę ci to powiedzieć. Zostałaś oszukana, Oklahoma.

Czytałam poprzednie książki Vi Keeland i były okej - zapewniały mi parę godzin spokoju, żebym mogła oderwać się od rzeczywistości i to by było na tyle. Dlatego też nigdy nie kusiło mnie napisanie ich recenzji, bo i moja opinia zamykałaby się w dwóch zdaniach. Jestem mile, bardzo mile zaskoczona, że Egomaniac okazał się znacznie lepszy. 

Emerie Rose poznaje Drew Jaggera w nietypowych okolicznościach. Bierze go za przestępcę, który włamał się do jej biura. Okazuje się jednak, że przystojniak jest właścicielem lokalu, a Emerie została oszukana przez człowieka, który wynajął go jej bezprawnie.
Po kilku godzinach spędzonych na posterunku Drew lituje się nad dziewczyną i składa ofertę nie do odrzucenia. W zamian za pomoc w biurze pozwala jej zostać w lokalu, dopóki nie znajdzie własnego. Terapeutka małżeńska i cyniczny prawnik rozwodowy zostają skazani na pracę obok siebie.
Pełna temperamentu Emerie powinna być wdzięczna i nie komentować pracy Andrew. Nie może się jednak powstrzymać. Para wdaje się w potyczki słowne i dokucza sobie na każdym kroku. Z każdym dniem przyciąganie między nimi jest coraz większe.
(Źródło: Wydawnictwo Kobiece)

Po pierwsze początek był świetny i jak na mój gust bardzo pomysłowy. Przerobiłam już tyle scenariuszy pierwszego spotkania bohaterów, że potrafię docenić coś, co widzę po raz pierwszy. Dodatkowo cała sytuacja była po prostu zabawna - postawcie się na miejscu Drew, wracacie po przyjemnym urlopie do własnego biura, a tam urocza kobietka mówi Wam, że je wynajęła. Chwila bez wątpienia niezręczna dla niej i kłopotliwa dla mężczyzny. Tych kilka pierwszych stron były zapowiedzią klimatu w jakim zostanie przedstawiona cała ta historia, czyli lekko i przyjemnie z nutą poważniejszych tematów, żeby nie było zbyt kolorowo. Ta mieszanka okazała się strzałem w dziesiątkę, bo Egomaniac choć nie był wymagającą lekturą, to wcale nie umniejszało to przyjemności płynącej z lektury. 

Vi Keeland postawiła na mocno kontrastowych bohaterów. Mamy więc charyzmatycznego Drew, wziętego prawnika rozwodowego, który nie bawi się w zobowiązania prywatne oraz Emerie, lekko nieporadną kobietę, która jako psycholog prowadzi terapie małżeńskie. Przy tym mężczyzna bez wahania wyraża swoje zdanie, a Emerie nie ma problemu, żeby mu odpyskować - tak więc dialogi pomiędzy tą dwójką to czysta przyjemność. Dla złamania schematów Drew wcale nie jest super mrocznym mężczyzną z okropnymi sekretami, ma wprawdzie dość specyficzną osobowość, ale mi osobiście bardzo przypadł do gustu - jest szczery, zadziorny i przystojny - dokładnie taki, jaki powinien być bohater romansu. Natomiast pani psycholog wcale nie jest szarą myszką i ciapą do potęgi entej. Mimo jej pewnej nieporadności, ma optymistyczne podejście do życia, przez co bardzo dobrze zgrywa się z cynizmem Drew, nie boi się również mu odpyskować. 

Styl autorki pozostaje podobny, do tego z czym spotkałam się przy okazji jej poprzednich powieści. Jest lekko, przyjemnie i zabawnie oraz na szczęście brakuje tekstów, które sprawiałby, że mam ochotę walić głową w ścianę. Jednak w przypadku Egomaniaca dużo bardziej podobała mi się zarówno fabuła, jak i postaci niż w Walce czy Graczu. Relacje głównych bohaterów rozwijają się stopniowo, co nadaje książce nutę realizmu i co zdecydowanie potrafię docenić, po tylu razach, gdzie płomienne wyznania uczuć padały po dwóch dniach znajomości. Fabuła opiera się na czymś więcej niż tarzaniu w pościeli, co również jest miłą odmianą. Sceny erotycznie naturalnie występują, ale nie są główną osią akcji i naprawdę nie ma ich aż tak wiele. Dodatkowo czytelnik ma okazję spojrzeć na fabułę zarówno ze strony Drew, jak i Emerie, ponieważ narracja przeplata się wraz z rozdziałami. 

Słowem podsumowania - to nie tak, że Egomaniac jest super odkrywczym romansem, a pomysły Vi Keeland zasługują na miano nowatorskich i nietuzinkowych. A mimo to wyjątkowo przyjemnie się czyta się tę książkę, bo nawet schematyczność została ubrana w ładny płaszczyk. Poza ciekawą fabułą, pierwsze skrzypce zdecydowanie grają tu bohaterowie, a ci się rewelacyjnie wykreowani. Egomaniac to niby typowa, lekka powieść, po którą sięgnęłam z nudów, ale w przeciwieństwie do innych, które znajdują się w tej samej grupie, ta faktycznie zapadła mi na dłużej w pamięć. Ja ze swojej strony gorąco polecam Wam nową historię od Vi Keeland, jeśli tylko macie ochotę na lżejszą lekturę, która może odrobinę poprawić Wam nastrój, bez przyprawiania o ból głowy swoją absurdalnością. Bo w moim przypadku to najczęstsza bolączka, kiedy szukam czegoś niewymagającego do poczytania. 

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać: kwiecień 2018 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,69/10
Ilość stron: 392
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 16 marca 2018 r.
Wydawnictwo: Kobiece
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka



- Zamawiasz coś na lunch? Boję się wyjść, bo nie chcę minąć się z dostawcami.

- Czasami coś zamawiam. A na co masz ochotę?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jestem wybredna.
- Może coś indyjskiego? Niedaleko jest Curry House. Szybko dostarczają zamówienia.
Zmarszczyłam nos.
- Nie lubisz kuchni indyjskiej?
- Nie bardzo.
- Okej. To może chińszczyzna?
- Za dużo glutaminianu sodu.
- A sushi?
- Mam alergię na ryby.
- Meksykańska?
- Za ciężka na lunch.
- Ale wiesz co oznacza wyrażenie ,,nie jestem wybredna", prawda?
Zmrużyłam oczy patrząc na niego.
- Oczywiście. Po prostu wymyślasz dziwne rzeczy.
- To co chciałabyś zjeść Emerie?
- Pizzę?
Pokiwał głową.
- Niech będzie pizza. Widzisz? To ja nie jestem wybredny.

Stosik #22 i podsumowanie marca


Ostatnio powiało tu trochę ciszą, ale jakiekolwiek święta zawsze sprawiają, że brak mi na wszytko czasu. W tym roku nie dość, że było mnóstwo roboty, to jeszcze mnie rozłożyła choroba, więc aktualnie leżę otulona kocykiem z kubkiem ciepłej herbaty. I byłaby to idealna sceneria, gdyby tak jeszcze dołożyć do niej jakąś książkę, gdyby tylko przyszły tydzień na uczelni nie zapowiadał się tak koszmarnie :D. Ale co zrobić - jak mus to mus, więc jak tylko skończę swoje wypociny, wracam do projektów. 

Stosik #22
Mocno ograniczyłam kupowanie nowych książek. Tak jak kiedyś normą były przynajmniej trzy nowe tytuły miesięcznie, tak teraz praktycznie całkowicie to zarzuciłam. Z jednej strony dużo rozważniej patrzę na wydawanie pieniędzy na książki, które mogą mi się nie spodobać. Kiedyś namiętnie wrzucałam do internetowych koszyków wszystko, co w danym miesiącu miało swoją premierę i choć odrobinę mnie zainteresowało. Z drugiej strony w końcu przekonałam się do e-booków (za co winię Legimi) i to tam najczęściej teraz szperam w poszukiwaniu nowości. Ale oczywiście nadal są tytuły, które potrafią mnie skusić, a w marcu padło na takie trzy:
  • Katy Regnery Weteran - do teraz kocham bajki Disneya, więc powieść oparta na motywie Pięknej i Bestii to było coś, czemu nie mogłam się oprzeć. Skusiłam się zamawiając prezent urodzinowy dla przyjaciółki, bo przecież skoro już płacę za przesyłkę, to aż żal nie skorzystać, prawda? :D
  • Whitney Barbetti Dziesięć poniżej zera - o mój bosze, totalnie kupiło mnie ostatnie zdanie opisu. To książka, która powinna złamać mi serce i jeśli tego nie zrobi, to znaczy, że nie będzie tak dobra, jak na to liczę.
  • Laini Taylor Marzyciel. Strange the Dreamer - dawno nie widziałam tak dobrych opinii o żadnej książce, stąd Marzyciel jest totalnym strzałem w ciemno. Zdecydowanie liczę, że dołączę do grona zachwyconych.

Podsumowanie marca
W poprzednim miesiącu udało mi się przeczytać 6 książek, z czego Domniemanie niewinności to bardziej nowelki ;). Łącznie wyszło 1 552 strony, średnio 50 dziennie. To całkiem niezły wynik patrzeć na to, jak ciężko zaczynało mi się cokolwiek w marcu.
  
  

Najlepsza książka
W poprzednim miesiącu najbardziej spodobała mi się powieść Blair Holden Bad Boy's Girl. I nie, wcale nie jest tak, że uważam ją za ósmy cud świata - wręcz przeciwnie, jest dość twardo utrzymana  w typowych młodzieżowych schematach, w tym motywie od nienawiści do miłości. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kurczę mówię Wam coś było w tej historii, że porwała moje serce. 

Najgorsza książka
Dla tych z Was, którzy śledzili posty w poprzednim miesiącu jest raczej jasne, że padło na Kochankę księcia. Nie będę się rozpisywać ponownie dlaczego, ale jeśli jesteście ciekawi zaproszę Was do recenzji. 


Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka