Recenzja - „Birthday girl” Penelope Douglas

Czas mija szybciej od wystrzelonej kuli, a strach podsuwa mam wymówki. Pragniemy ich, bo powstrzymują nas od zrobienia tego, co powinniśmy zrobić. Nie wątp w siebie, nie podważaj własnych decyzji i nie pozwól, aby strach cię przed czymś powstrzymał.

Z twórczością Penelope Douglas miałam okazję zetknąć się przy okazji lektury Corrupt i no cóż... to była miłość od pierwszego wejrzenia - czy też rozdziału. Nie ważne, rozumiecie o co mi chodzi, prawda? Dlatego zatarłam ręce z radości na widok informacji, że Wydawnictwo NieZwykłe zamierza podjąć się wprowadzenia jej powieści na nasz rynek i dosłownie jak na szpilkach wyczekiwałam kuriera, aby dostarczył mi to cudeńko. Nie pamiętam, kiedy z taką niecierpliwością czekałam na jakąś premierę. Czy było warto?

Jordan
Przygarnął mnie, gdy nie miałam dokąd iść. Nie wykorzystuje mnie, nie rani ani o mnie nie zapomina. Nie traktuje tak, jakbym była niczym. Nie bierze mnie za pewnik. Nie sprawia, że czuję się zagrożona. Nie zapomina o mnie. Śmieje się razem ze mną. Patrzy na mnie. Słucha. Broni. Zauważa. Czuję na sobie jego oczy, gdy razem jemy śniadanie. Kiedy wraca z pracy, moje serce zaczyna bić szybciej na dźwięk parkującego na podjeździe samochodu. Muszę to zatrzymać. To się nie może wydarzyć. Siostra powiedziała mi kiedyś, że porządni faceci nie istnieją, a nawet jeśli na jakiegoś trafię, to i tak pewnie będzie zajęty. Sęk w tym, że to nie Pike Lawson jest zajęty. Tylko ja.
Pike
Przygarnąłem ją, bo myślałem, że jej pomagam. W zamian czasem coś ugotuje i trochę posprząta. Jasny układ. Szybko zrozumiałem, że to wcale nie będzie takie proste. Muszę się powściągać, by o niej nie myśleć i przestać wstrzymywać oddech za każdym razem, gdy trafiamy na siebie w domu. Nie mogę jej dotknąć i nie powinienem tego pragnąć. Jednak za każdym razem, kiedy nasze ścieżki się przecinają, ona coraz bardziej staje się częścią mnie. Nie możemy sobie na to pozwolić. Ma dziewiętnaście lat, a ja trzydzieści osiem. Jestem ojcem jej chłopaka. I tak się niefortunnie składa, że oboje właśnie wprowadzili się do mojego domu.
(Źródło: Wydawnictwo NieZwykłe)

Dziewiętnastoletnią Jordan życie szybko zmusiło do porzucenia dziecięcych marzeń i wzięcia losu w swoje ręce. Dziewczyna utrzymuje się sama i mieszka ze swoim chłopakiem, z tym że Cole, w przeciwieństwie do niej, lubi imprezować i wydaje się dość zagubiony i beztroski. Historia Pika i Jordan (bo nie ma co ukrywać, że to o nich jest ta opowieść) rozpoczyna się jednego, dość nieznaczącego wieczora. Dziewczyna kończy zmianę w pracy, ale Cole zapomina ją odebrać, więc postanawia wybrać się na wieczorny seans, skoro są jej urodziny. Tam spotyka nieznajomego, który dum, dum, dum jest tatą jej faceta (choć jeszcze o tym nie wie). Po jednym wybryków Cole'a para jest zmuszona wyprowadzić się z domu, więc jego ojciec proponuje im, żeby zatrzymali się w jego domu. W zamian mają pomagać Pike'owi w pracach domowych i odkładać na nowe mieszkanie. Jednakże żadne z nich nie spodziewało się skutków tej decyzji.

Całe wieki temu (takie przynajmniej mam wrażenie) czytałam Dręczyciela, który nie dorastał do pięt Corrupt, choć nadal był dobrą książką. Jak zatem w zestawieniu z tymi tytułami wypada Birthday gril? Hmm... okazuje się tak świetną historią, jak na liczyłam - dokładnie taką, której mogłabym się spodziewać po Penelope Douglas. Autorka ma wyjątkowy talent do przedstawiania trudnych romansów, takich gdzie na drodze wspólnej drodze do szczęścia bohaterów stoi wiele przeszkód i bardzo dobrze go wykorzystała przy historii Pika i Jordan. 

Birthday girl to rewelacyjny romans w stylu slow burn, w którym Douglas umiejętnie buduje napięcie pomiędzy bohaterami. Pokochałam sposób w jaki autorka zdecydowała się przedstawić ich relację - cegiełka po cegiełce dokładając do łączącego ich uczucia. To sprawiło, że z przyjemnością śledziłam ich bardzo realne losy. Dlatego też, nawet mimo dzielącej ich różnicy wieku, gorąco im kibicowałam. Razem z nimi odczuwałam targające nimi rozterki, dylematy, wzloty i upadki. Akacja jest tak poprowadzona, że dosłownie nie mogłam się rozstać z tą powieścią od pierwszej do ostatniej strony i pochłonęłam ją w jeden wieczór.

Uwielbiam Pike'a i Jordan, to para naprawdę świetnie wykreowanych bohaterów. Dziewczyna jest bardzo dojrzała, a jednocześnie w jej zachowaniu da się dostrzec przebłyski wskazujące na jej faktyczny wiek. Cieszę się, że autorka na siłę nie próbowała z niej zrobić kobiety w wieku Pike'a, zamkniętej w młodym ciele. To stanowczo nadaje tej historii realności, ponieważ relacja bohaterów mimo że nie jest typowym tabu, to z racji powiązań i różnicy wieku, nie jest również mile widziana. Pike... ach Pike. To dokładnie mój typ męskiego bohatera - odpowiedzialny, stanowczy, opiekuńczy. Co zabawne od pierwszych stron zestawienie z nim Cole'a sprawiło, że nie sposób było nie kibicować Pike'owi i Jordan. Napięcie pomiędzy tą dwójką iskrzy od pierwszego spotkania i autorka umiejętnie podsyca je przez całą powieść.

Wraz z zamknięciem ostatniej strony w mojej głowie pojawiła się jedna myśl - o mój boże, jakie to było dobre. Penelope Douglas stworzyła fantastyczny romans, który wciągnął mnie od pierwszego rozdziału i nie wypuścił aż do ostatniej strony. Birthday girl to świetna książka, do której jeszcze na pewno powrócę, bo jest tam wszystko, co lubię - rewelacyjni bohaterowie, dobrze poprowadzony wątek romantyczny i akurat wystarczająco dramatów, że nie sposób się przy niej nudzić. Ja pozostaję fanką pióra Douglas i gorąco polecam Wam Birthday girl, bo naprawdę warto to przeczytać.

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać: styczeń 2019 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 8,07/10
Okładka: miękka z zakładkami
Ilość stron: 470
Data wydania: 9 stycznia 2019 r.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Tłumaczenie: Maciej Olbryś
Cena (z okładki): 43,90 zł


Nie chciałam niczego zmieniać ani nie pożądałam czegoś, czego nie miałam. 
Chciałam tylko czuć się tak następnego dnia. I następnego.
Czuć się kimś wyjątkowym, kimś, o kimś ktoś pamięta. Czuć się szczęśliwa.
On sprawia, że czuję się szczęśliwa.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe

Podsumowanie roku 2018

W ubiegłym roku życie bloga nie było zbyt imponujące. Najpierw przerwa, którą wzięłam od blogowania, później szkoła, remont mieszkania, awaria komputera, później znowu szkoła - ostatni semestr, pisanie pracy... sporo się działo w moim życiu prywatnym ;). Tak więc, gdy pod koniec dnia siadałam z wolną chwilą, zdecydowanie wolałam sięgnąć po książkę, niż znowu siadać do komputera. 
Poniżej znajdziecie zestawienie książek, które przeczytałam w ubiegłym roku, od najstarszych po najnowsze. Jeżeli na blogu pojawiła się recenzja danej powieści, na pewno jest podlinkowana (wystarczy kliknąć w tytuł).
Postaram się, żeby w tym roku pojawiało się więcej postów, ponieważ no cóż... lubię pisać i chciałabym lepiej się do tego przyłożyć. Możecie trzymać za mnie kciuki, a ja spróbuje się bardziej przyłożyć do regularności. Niestety cierpię na ten smutny zwyczaj odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, więc zbudowanie jakiegokolwiek planu działania zawsze przyprawia mnie o ból głowy. 
  • Brittainy C. Cherry Siła, która ich przyciąga (380 stron)
  • Anne Bishop Zapisane w kartach (528)
  • J. Sterling Rozgrywka (304)
  • Tijan Fallen Crest. Akademia (480)

  • Tijan Antybrat (448)
  • Mary E. Pearson Fałszywy pocałunek (544)
  • J. Daniels Moje miejsce na ziemi (320)
  • T. M. Frazier Tyran (320)
  • Carrie Blake Idealna dziewczyna (300)
  • Amo Jones Srebrny łabędź (336)

  • Geneva Lee Kochanka księcia (448)
  • Blair Holden Bad Boy's Girl (512)
  • Alex Kava Przedsmak zła (336)
  • Whitney G. Oskarżyciel (128)
  • Whitney G. Niewinna (120)
  • C. D. Reiss Małżeńska gra (456)

  • Whitney Barbetti Dziesięć poniżej zera (304)
  • Eve Jagger Knox (352)
  • Vi Keeland Egomaniac (392)
  • Audrey Carlan Umysł (470)
  • Emma Chase Książę w wielkim mieście (400)
  • Sandi Lynn Korporacyjny as (272)
  • Katy Regnery Weteran (347)

  • Blair Holden Bad Boy's Girl 2 (336)
  • Melanie Moreland Twoje zdjęcie (400)
  • L. A. Casey Kane (504)
  • L. A. Casey Aideen (176)
  • Samantha Young Nieznośny ciężar tajemnic (224)
  • Amo Jones Marionetka (280)

  • Blair Holden Bad Boy's Girl 3 (280)


  • Brittainy C. Cherry Powietrze, którym oddycha (400)
  • Lex Martin Dearest Clementine (320)
  • Samantha Towle Revved (440)
  • Ker Dukey, K. Webster Skradzione laleczki (262)
  • Blanka Lipińska 365 dni (472)
  • J. Sterling Zmiana (320)
  • Tijan Fallen Crest. Szkoła (432)
  • Pepper Winters Łzy Tess (496)

  • Katy Evans Mr. President (320)
  • Ker Dukey, K. Webster Zaginione laleczki (250)
  • T. M. Frazier Lawless (308)
  • T. M. Frazier Soulless (304)
  • Jewel E. Ann Pan Perfekcyjny (400)
  • Krista & Becca Ritchie Addicted. Podwójna namiętność (368)

  • Tijan Pozwól mi zostać (406)
  • Laurelin Page, Sierra Simone Gliniarz (320)
  • Julie Johnson Wbrew grawitacji (320)
  • M. Robinson Pokusa zła (436)
  • L. J. Shen Skandal (304)
  • Ilona Andrews Magia wskrzesza (408)
  • Samantha Towel Revived (440)
  • Jennifer L. Armentrout Lucyfer (460)
  • Stylo Fantome Poniżenie (240)
  • Blair Holden Bad Boy's Girl 4 (272) 

  • Sara Ney Sebastian (424)
  • Mariana Zapata Kulti (545)
  • Blanka Lipińska Ten dzień (448)
  • Georgina Cates Piękno bólu (366)
  • Adriana Locke Poświęcenie (444)
  • J. A. Redmerski Zabić Sarai (350)
  • J. A. Redmerski Drugie życie Izabel (331)
  • Estelle Maskame Nawet o tym nie wspominaj (462)
  • K. C. Lynn Fighting temptation (408)

  • Rebecca Donovan Gdybym wiedziała (504)
  • Katy Regnery Nigdy nie pozwolę ci odejść (488)
  • L. A. Fiore Bestia. Przebudzenie Lizzie Dalton (360)

W ubiegłym roku przeczytałam całe mnóstwo dobrych, a nawet świetnych książek, ale brakuje mi takiej, która wywołałaby efekt WOW. Czegoś takiego, o czym teraz nie mogłabym zapomnieć, rozpoczęcia jakiejś serii, której kontynuacji nie mogłabym się doczekać. 

Książki, które wspominam najlepiej
Do tego grona stanowczo zalicza się Ilona Andrews i jej seria o Kate Daniels. Magia wskrzesza nie była wyjątkiem i jest jedną z najlepszych książek ubiegłego roku. Zmiana scenerii i trochę dramatu pomiędzy głównymi bohaterami to był strzał w dziesiątkę, żeby dać tej sadze nowego kopa. 
Wydawnictwo NieZwykłe również mnie dopieściło pod względem wydanych powieści: Revved, Kulti, Bang, Skradzione laleczki - to historie do których na pewno jeszcze wrócę. 
Do tej grupy dołożyłabym jeszcze Addicted, chociaż ani z opisu, ani z okładki stanowczo się tego nie spodziewałam. Czekam niecierpliwie na kontynuację, bo strasznie chlałabym poznać dalsze losy bohaterów. 
No i oczywiście nie mogłabym zapomnieć o Tijan, która dosłownie doprowadziła mnie do łez, dzięki historii Mac - mowa tu oczywiście o Pozwól mi zostać
   
  

Tragiczne pomyłki
  



Recenzja - „Gdybym wiedziała” Rebecca Donovan

Wszyscy jesteśmy przeklęci - absolutnie każdy z nas.
Naszą zgubą nie okażą się wcale nieodparte chęci czy uzależnienia. To nie przez chciwość ani pragnienie wylądujemy na kolanach. Nasze przekleństwa wpaja nam się jako zalety; ideały, do których powinniśmy dążyć. Tyle że to są właśnie cechy uznawane za najbardziej zaszczytne, powodujące największe zniszczenie.

Rebeccę Donovan większość zapewne kojarzy z serii Oddechy, z którą ja nie miałam okazji się zapoznać. Zabierałam się i zabierałam, ale jakoś zawsze mi nie po drodze. Natomiast całe lata temu, gdzieś na początku działalności bloga czytałam (i recenzowałam) jej powieść Co, jeśli... Historia ta, nawet jeśli zatarły mi się jej szczegóły, zostawiła po sobie na tyle miłe uczucie, że bez wahania sięgnęłam po najnowszą książkę autorki. I kurczę powiem Wam, że nie spodziewałam się to będzie tak dobre...

W rodzinie Lany każda kobieta ma pewną, wydawałoby się, dobrą cechę – która jednak przynosi jej tylko nieszczęście. Wiara, Zaufanie, Życzliwość i Odwaga niszczą ich życie, chociaż powinny je budować. Klątwą Lany jest absolutna szczerość. Dziewczyna przeczuwała, że ta cecha może ją kiedyś zniszczyć, ale nie miała pojęcia, jak dramatyczne będą tego okoliczności. Gdy mimowolnie staje się świadkiem strasznych wydarzeń, decyduje się milczeć, sądząc, że prawda i tak jej nie uratuje. Niestety, biegu wydarzeń nie da się zatrzymać. Oskarżenia padają na nią, a to doprowadza ją tam, gdzie nigdy nie chciała wrócić… Musi stać się zamkniętym wulkanem milczenia, odrzucenia, tajemnic i braku miłości. Czy z tej sytuacji jest w ogóle jakiekolwiek wyjście? Czy Lana ma szansę uratować chociaż siebie? A może wszystko zniszczy eksplozja wulkanu?
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Zacznę od tego, że absolutnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej książce - opis jest tak tajemniczy i niejednoznaczny, że równie dobrze mogła to być fantastyka, romans, thriller czy powieść obyczajowa, więc tym bardziej byłam zaintrygowana, co właściwie przygotowała Rebecca Donovan. Pierwszym zaskoczeniem były podziękowania, które pojawiły się gdzieś przed połową - okazało się, że w ramach jednego tomu Wydawnictwo Feeria tak naprawdę uraczyło czytelników dwiema książkami: Gdybym widziała oraz Znając ciebie. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo dopiero w tamtym momencie faktycznie zaczęłam się wciągać w akcję. Pierwsze sto stron było raczej niemrawe, jakoś nie przemawiała do mnie ta historia i najzwyczajniej w świecie nudziło mi się. Za to po przekroczeniu tej magicznej bariery okazało się, że już nie mogę się oderwać. 

Gigantycznym atutem tej historii jest jej wyjątkowy klimat. Sekrety mnożą się mnożą, a odpowiedzi jak ze świecą szukać. To sprawia, że wokół bohaterów narasta aura podejrzeń i niepewności, nie wiadomo, kto jest przyjacielem, a gdzie ukrywa się wróg. Tajemnicze wiadomości, dziwne zdarzenia... nikt nie jest bezpieczny, a Lana nie wie komu ufać, a więc my również nie. To jest właśnie to, co tak bardzo wyróżniło tę powieść na tle innych książek młodzieżowych i dokładnie dzięki temu tak bardzo mi się podobała. Rebecca Donovan wprowadziła cały wachlarz postaci drugoplanowych, a że wszyscy budzili moje podejrzenia, doprawdy miałam w kim wybierać. Pisarka  nie dostarcza czytelnikowi praktycznie żadnych odpowiedzi, a dokładając jedną tajemnicę do drugiej, sukcesywnie buduje z nich cały mur - a ja nie mogę się doczekać aż on runie. Samą powieść czyta się wręcz błyskawicznie, po pierwsze dzięki bardzo płynnemu stylowi autorki, a po drugie chcąc poznać odpowiedzi, właściwie gonimy akcję. Dawno nie doświadczyłam tego magicznego uczucia, że chce przerzucić całą lekturę do ostatniej strony i sprawdzić, jak to się wszystko skończy. 

Mój jedyny problem to wiek bohaterów. W momencie rozpoczęcia tej historii Lana ma 15/16 lat, a zachowuje się jak dysfunkcyjna dwudziestoparolatka. Z ręką na sercu, żeby móc całkowicie cieszyć się tą historią, bo naprawdę, naprawdę chciałam, świadomie postanowiłam zignorować ten fakt. Trzy lata więcej i nawet by mi to nie przeszkadzało, a tak zupełnie mi to nie grało. Autorka albo powinna darować sobie niektóre zachowania bohaterów albo podwyższyć ich wiek, żebym nie miała przed oczami dzieci z flaszkami. 

Gdybym wiedziała okazało się znacznie bardziej interesującą książką, niż zakładałam. Mimo niemrawych początków, świetny klimat oraz otaczające fabułę tajemnice, sprawiają że w tej historii nic nie jest oczywiste, a ja nie mogłam się od niej oderwać. Rebecca Donovan pokazała mi nieco inne oblicze niż znałam, nie skupiając się praktycznie wcale na wątku romantycznym i niesamowicie mi się ono spodobało. Ze swojej strony mogę gorąco polecić Wam tę książkę, jeśli tylko jesteście w stanie przymknąć oko na nieodpowiedni wiek bohaterów. Ja z niecierpliwością wypatruję kontynuacji. 

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać: grudzień 2018 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,83/10
Okładka: miękka z zakładkami
Ilość stron: 504
Data wydania: 28 listopada 2018 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Monika Wisniewska
Cena (z okładki): 39,90 zł

Nie chcę do nikogo należeć. Nie jestem niczyją własnością. Tak wiele razy byłam świadkiem, jak jedna osoba zatraca się w drugiej. Nie identyfikuje się już jako osobny człowiek, ale jako my. Dopóki jedno z nich nie oznajmia, że my to za mało i odchodzi, bo w końcu zawsze tak się dzieje. Ja nie zatracę się w nikim. Dzięki temu, kiedy ten ktoś odejdzie, nie zabierze mnie razem z sobą.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young


Recenzja - „Nawet o tym nie wspominaj” Estelle Maskame

Czuję, że tak wiele mnie od nich dzieli. Wiem, że jestem tuż obok, ale czasami mam wrażenie, jakby wcale mnie tu nie było. Wszystko jest takie zdrętwiałe, takie puste. Tak bardzo nauczyłem się wszystko ignorować, że czasem nie potrafię wrócić do rzeczywistości. Tak naprawdę nie wiem gdzie jestem.
Po prostu gdzieś.

Generalnie nie jestem fanem wracania do tej samej historii opowiedzianej po prostu z innej perspektywy. Zwykle choć uda mi się dowiedzieć paru nowych rzeczy, mimo wszystko czuję się jakbym dostała odgrzewany kotlet... A jednak są wyjątki - takie powieści czy serie, gdzie po prostu nie potrafię odmówić sobie ponownego spotkania z bohaterami, których historię zdążyłam pokochać. 

Tym razem Estelle Maskame oddała głos bohaterowi, który nikogo nie pozostawia obojętnym. Tę opowieść - opowieść Tylera – po prostu trzeba przeczytać, aby naprawdę zrozumieć, co i dlaczego się wydarzyło. Jak radził sobie dwunastoletni Tyler, dręczony przez ojca? Co czuł jako gniewny, zbuntowany nastolatek, kiedy po raz pierwszy zobaczył Eden?
Masz szansę wejść w głowę Tylera i poznać jego najskrytsze myśli. W końcu dowiesz się więcej o tym, czego nie mogła wiedzieć Eden. Ta perspektywa chwyci cię za serce, złamie je i pokaże, czemu Tyler stał się wiecznie wściekłym i nieszczęśliwym chłopakiem, którego poznałyśmy w pierwszym tomie serii "Dimily".
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Swoją przygodę z twórczością Estelle Maskame zaczęłam ponad dwa lata temu, kiedy na rynku były już wszystkie tomy DIMILY. Po emocjonującej pierwszej części natychmiast zamówiłam dwie kolejne, bo historia Eden i Tylera podbiła moje serce i nie mogłam się doczekać, kiedy poznam ich dalsze losy. Okazało się, że to właśnie taki taki typ historii, które uwielbiam - pełna dramatów, nieporozumień, problemów i emocji... to właśnie mój styl. Lubię, gdy w książce faktycznie coś się dzieje, kiedy droga do szczęścia jest jak najbardziej kręta, a autor nie daje mi nawet chwili wytchnienia. Taką serią było właśnie Did I mention I love you. Wiadomość o kolejnej części i to dotyczącej mojego ulubionego człowieka, bo nie da się ukryć, że -  przynajmniej dla mnie, Tayler znacząco przyćmił Eden, wywołała uśmiech na mojej twarzy i naglącą ochotę, żeby położyć swoje ręce na Nawet o tym nie wspominaj. Czy historia, która tak bardzo podobała mi się dwa lata temu, nadal trzyma w szachu moje serce? Trochę tak, trochę nie. 

Uwielbiam styl pisania Estelle Maskame. To jedna z tych pisarek, kiedy kolejne strony wręcz przelatują mi przez palce, a ja nawet nie zdążę się zorientować, gdzie zniknęły mi godziny z życia, a ja jestem w połowie lektury. Dokładnie tak samo było tutaj - zakopałam się pod kocykiem i nawet nie wiedziałam, że popołudnie przeszło w wieczór, a ja byłam znacznie bliżej końca niż początku książki. W przypadku Nawet o tym nie wspominaj autorka zdecydowała się na na podzielenie fabuły na dwa wątki czasowe. Czytelnik więc otrzymuje przeplatające się rozdziały - jedne opisują znane nam już wydarzenia z Czy wspomniałam, że cię kocham?, a drugie historię Tylera i jego ojca zanim trafił do więzienia. I to właśnie one głównie trzymały mnie przyklejoną do tej powieści przez całe popołudnie. 

Widzicie nie wracałam do tej serii od dłuższego czasu, więc owszem, miło było wrócić do początku historii i poznać punkt widzenia Tylera. Przypomnieć sobie, za co właściwie lubię tę serię i jeszcze raz móc się w niej zatopić. Jednak nie da się ukryć, że już to widziałam. I choć pewne szczegóły uciekły mi z pamięci, to nie było tam nic, co mogłoby mnie zaskoczyć. Jednak dwutorowe poprowadzenie fabuły okazało się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę, bo właściwie nie miałam kiedy się znudzić. Mimo że teoretycznie wiemy, co się stało z pierwszym mężem Elli, to czytanie tego, nie jako opowieść, ale podejście z pierwszej ręki, chwyciło mnie za serce. Możliwość spojrzenia na dzieciństwo Tylera, to poczucie bezradności i strach... sprawiło, że zrozumiałam go znacznie lepiej.

Jednak na samym początku wspomniałam o tym, że coś się zmieniło w moim postrzeganiu tej opowieści, więc o co mi chodziło? Teraz z perspektywy czasu, patrząc na Dimily nieco innym okiem, poniekąd hmm... nie rozumiem, czemu na samym początku związek Tylera i Eden był tak naszpikowany problemami. Ostatecznie przecież wcale nie byli ze sobą spokrewnieni, nie wychowywali się razem, byli po prostu dwójką obcych ludzi... więc ciągłe wspominanie, że on jest jej przybranym bratem było poniekąd bez sensu? To nawet nie tyle, co moje odczucia w stosunku do tej książki, ale bardziej coś w stylu pytania do publiczności - czy tylko ja odnoszę wrażenie, że największą przeszkodzę postawili sobie sami?

Ostatecznie Nawet o tym nie wspominaj okazało się miłym dodatkiem do serii, która kiedyś skradła moje serce. Miałam okazję raz jeszcze spotkać się z bohaterami i spojrzeć na tę opowieść z trochę innej perspektywy oraz dowiedzieć się paru nowych faktów. Z mojej strony gorąco polecam fanom poprzednich książek autorki - z pewnością Was nie zawiedzie.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać: listopad 2018 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,33/10
Ilość stron: 462
Okładka: miękka z zakładkami 
Data wydania: 14 listopada 2018 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Cena (z okładki): 37,90 zł


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young

Książkę możecie nabyć między innymi na empik.com

Podsumowanie października

Wiem, że ostatnio zaniedbuję bloga, ale no cóż... nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałam, ani z pełnym przekonaniem powiedzieć, że będzie lepiej. Staram się, ale uczciwie stawiając sprawę, nie jest to aktualnie mój priorytet, bo - tak jak wspominałam - to mój ostatni semestr na uczelni, a praca sama się nie napisze (niestety) :'D. Mimo to, nie porzucam Was zupełnie, dlatego śmiało zaglądajcie, śledzie Facebooka, bo coś pojawiać się będzie na pewno, tylko nie wiem z jaką częstotliwością. Październik upłynął mi na skupianiu się na nauce, gdyż innego wyjścia nie było, także nie miałam nawet kiedy przysiąść do pisania. A mimo to, trochę udało mi się poczytać, głównie na czytniku, czy to przed sem, przy obiedzie, albo na zajęciach. Jak to mówią dla chcącego nic trudnego, a ja zawsze wolałam odpuścić sobie tv na rzecz książki.

Książki, które przeczytałam
Szokująco dla mnie wyszło z tego w sumie 3 079 stron, czyli około 100 dziennie, a miałam wrażenie, że w ogóle nie czytałam w tym miesiącu. Jasne, kradłam jakieś chwile przy posiłkach czy przed snem, ale nie sądziłam, że wyjdzie tego aż tyle O.o 
  • O Pozwól mi zostać już się naprodukowałam, więc więcej możecie przeczytać tutaj, ale jeszcze raz wspomnę, że ogromnie mi się podobała - to właśnie Tijan, którą znam i kocham, odbiegająca trochę od jej dotychczasowych książek wydanych w Polsce.
  • Tak bardzo jak lubię twórczość Laurelin Paige, Gliniarz niestety okazał się totalną porażką i jestem w szoku, że dobrnęłam do końca, bo już w 1/3 odechciało mi się kontynuowania tej historii.
  • Wbrew grawitacji Julie Johnson było totalnym strzałem w ciemno, poza faktem, że podobała mi się okładka. Niestety uczciwie przyznam, że choć książka przypadła mi do gustu podczas lektury, to po niecałym miesiącu ledwo jestem w stanie przypomnieć sobie treść. Także było w porządku, ale w ogólnym rozrachunku nic wartego zapamiętania
  • Skandal, i zresztą cała seria Świętych grzeszników, to czytadło po które sięgnęłam od niechcenia. L.J. Shen nie wpasowuje się w moje gusta, ale całkiem dobrze odrywa od rzeczywistości
  • Magia wskrzesza to kolejny świetny tom przygód Kate Daniels, czyli urban fantasy, które uwielbiam i na które zawsze czekam z wytęsknieniem. Ilona Adrews stworzyła fenomenalnych bohaterów i genialny świat, a każda kolejna powieść z tej serii, sprawia, że kocham ją odrobinę bardziej.
  • Po świetnym Revved pokusiłam się również na Revived i w sumie nie żałuję. Wprawdzie Samatha Towel troszkę bardziej podobała mi się w historii Carrica i Andi, ale tu również było dobrze. 
  • Twórczość Lennifer L. Armentrout poznałam przy serii Lux, ale skradła moje serce dopiero serią Dark Elements. Z ciekawością obserwuję jej nowe książki i Lucyfer w sumie okazał się miłym zaskoczeniem. To coś w stylu romansu z elementami thrillera bądź kryminału, więc nie do końca mój gatunek, ale czytało się bardzo przyjemnie, choć bez efektu wow. 
  • Przy zalewających rynek wydawniczy erotykach, czasami myślę, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, a jednak Stylo Fantome się to udało. Fabuła Poniżenia jest ciężka, wypełniona dosadnymi opisami i mocnymi scenami, przez co zostawiła mi masę splątanych uczuć, bo na początku nie byłam w ogóle pewna, czy mi się podobała - w sumie dalej nie jestem. Za to muszę przyznać, że z niecierpliwością oczekuję kontynuacji, więc jednak coś w sobie ma. 

Najlepsza książka
Po moich zachwytach nad Tijan, pewnie spodziewalibyście się ją tu zobaczyć, ale ten tytuł bez cienia wątpliwości należy się Ilonie Adrews. Powtórzę raz jeszcze, że uwielbiam jej serię, a Magia wskrzesza nie była wyjątkiem - wręcz przeciwnie uważam ją za jeszcze lepszą niż poprzedni tom. Zmiana scenerii i rozwinięcie wątków to był strzał w dziesiątkę i mam szczerą nadzieję, że Fabryka Słów nie każe czekać mi długo na następną część. 

Najgorsza książka
Jeśli napiszę, że wszystkie książki z motywem "hej zostań ojcem mojego dziecka" doprowadzają mnie do białej gorączki, to wystarczy? Gliniarz miał być odskocznią, a okazał się dramatycznie nieciekawym erotykiem, pełnym absurdalnych dialogów - Laurelin Paige tym razem zupełnie się nie popisała. 

Przyszło też do mnie parę nowych książek, ale że aktualnie nie mam do nich dostępu, to pokażę Wam je przy następnej okazji ;). Tymczasem jak Wam minął październik? Jesienna aura za oknem doskwiera, czy skłania do zakopania się z książką pod kocykiem? :D

Recenzja - „Pozwól mi zostać” Tijan

Moja twarz. Moje ciało. Moje serce - to wszystko odeszło wraz z nią, bo ona była mną.
Moja siostra bliźniaczka zabiła się dziewiątego czerwca.
Następnego dnia miałyśmy skończyć osiemnaści lat.

Na długo przed oficjalnym wydaniem jakiejkolwiek książki Tijan w Polsce, zdążyłam ją pokochać za Broken and Screwd - cudowną serię, która chwyciła mnie za serce żelazną pięścią. Także byłam prze szczęśliwa na możliwość przeczytania innych jej dzieł, ale okazało się, że czegoś mi w nich brakowało. Nadal podobała mi się jej twórczość (wciąż tak jest), ale to nie było do końca to, czego po niej oczekiwałam. Aż do momentu, kiedy sięgnęłam po Pozwól mi zostać...

Zapytała, czy może zostać, a on jej pozwolił.
Tej feralnej nocy, kiedy świat Mackenzie całkowicie runął, dziewczyna miała nocować w obcym domu. Przez przypadek trafiła do pokoju Ryana. Powinna od razu odejść, powinna czuć się zażenowana, powinna przeprosić, ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Tej nocy zupełnie obcy chłopak sprawił, że czuła się bezpieczna, a jego pokój stał się dla niej jedynym miejscem, gdzie w końcu mogła uspokoić swoje myśli. To właśnie tej nocy, jej siostra bliźniaczka odebrała sobie życie.
(Źródło: Wydawnictwo Kobiece)

Okazało się, że Pozwól mi zostać to właśnie książka, która przypomniała mi za co tak bardzo pokochałam twórczość autorki. Jeżeli mieliście do czynienia tylko z jej powieściami wydanymi w Polsce to z pewnością odczujecie tę różnicę. Bo Tijan jeśli się postara świetnie potrafi grać na emocjach, a ja to uwielbiam. Poruszając temat straty, i to tak dotkliwej, autorka dała sobie szerokie pole do popisu, które zresztą w pełni wykorzystała, dosłownie doprowadzając mnie do łez. Historie, które to potrafią na stałe zajmują sobie miejsce w moim mózgu, a ja zawsze gorąco je polecam. Widzicie, wszystko rozbija się o to, że czytając tyle książek ile czytam, mając w pamięci przynajmniej zarys każdej z nich, wcale nie tak łatwo doprowadzić mnie do łez - potrafią to tylko historie, które są genialne już od pierwszych stron i utrzymują ten poziom przez całą lekturę.

W przeciwieństwie do Fallen Crest czy Antybrata w Pozwól mi zostać jest dużo bardziej emocjonalnie - na pierwszy plan wcale nie wysuwa się wątek miłosny, a ból Mackenzie po stracie siostry, a także obraz rodziny, która musi pogodzić się ze dotkliwym brakiem jednego członka. Wiadomo, że taka tragedia może ich nieodwracalnie rozdzielić lub sprawić, że więzi między nimi będą silniejsze niż kiedykolwiek. Tijan świetnie radzi sobie z opisaniem tego rozdarcia, problemów i wyzwań, które staną na drodze Mac i jej bliskich do "normalności". Bo jak można pogodzić się z brakiem osoby, która znała cię najlepiej na świecie? Właśnie to czeka główną bohaterkę i właśnie tego wszyscy od niej oczekują.

Chwila, w której czytelnik ma okazję poznać Mackenzie następuje tuż po stracie siostry, także nie mamy okazji poznać jej "przed". Dostajemy za to wgląd w jej zniszczoną duszę, ból który trawi ją od środka i krótkie fragmenty przeszłości, pozwalające dostrzec jak bardzo zmieniła ją śmierć bliźniaczki. I zabrzmię jak zdarta płyta, ale Tijan naprawdę świetnie poradziła sobie z ukazaniem zdewastowanej dziewczyny i przekazaniu czytelnikowi jej emocji. Poza fragmentem, gdzie faktycznie się popłakałam, przez większość czasu czułam ucisk w dołku - tak bardzo wczułam się w tę opowieść. Rayan okazał się idealny dla tej historii, bo stanowi opokę, której Mackenzie chwyciła się, kiedy tonęła w bólu. Był dla niej wsparciem, przyjacielem i osobą, która pozwalała jej złączyć na nowo kawałki jej strzaskanego serca. I absolutnie go za to uwielbiam, a jednocześnie wydaje się on ociupinkę zbyt idealny jak na mój gust. Do tej powieści pasował wręcz idelanie, więc nie będę się czepiać, ale cichy głosik z tyłu mojej głowy podpowiada, że niewiele brakowało, żebym miała go dość - choć na szczęście do tego nie doszło. 

Pozwól mi zostać, w porównaniu z innymi książkami Tijan wydanymi w Polsce, zdecydowanie zwiera dużo większy ładunek emocjonalny - czyli dokładnie to, za co pokochałam jej twórczość i czego do tej pory nieskutecznie szukałam. Autorka świetnie radzi sobie z opisywaniem bólu towarzyszącego jej bohaterom, umiejętnie przelewając je na czytelnika. Jeśli nie jesteście fanami jej dotychczasowej twórczości gorąco zachęcam, do dania jej kolejnej szansy, bo Pozwól mi zostać to nie kolejny romans. To opowieść o tragicznej stracie i przeszywającym bólu, z którym trzeba nauczyć się żyć. 

Moja ocena: 9/10

Skończyłam czytać: październik 2018 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,71/10
Ilość stron: 406
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 28 września 2018 r.
Wydawnictwo: Kobiece
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka



Czułam ją wszędzie.
Siedziała obok mnie.
Stała przy mnie.
Chodziła obok.
Była mną, ale ja już nie byłam nią.
Kątem oka spojrzałam na Rayana. [...]
Był jak opatrunek na moje rany - zakrywał je, ale tak naprawdę ich nie lezył. Rany wciąż były otwarte, a ja miałam nadzieję, że będę poruszać się na tyle szybko, że moje wnętrzności nie rozleją się dookoła. 

Recenzja - „Addicted. Podwójna namiętność” Krista & Becca Ritchie

On jest tutaj. Ja jestem tutaj.
Niczego więcej nam nie trzeba.
I to jest nasze największe kłamstwo.

Patrząc na okładkę, tytuł i opis nie spodziewałam się za wiele po początku serii Addicted. Trochę problemów, trochę sztampowego romansu i wspólnej ucieczki w stronę zachodzącego słońca. O jakże się myliłam.

Nieśmiała, drobna Lily Calloway, niepotrafiąca powiedzieć „nie”, rumieniąca się nawet w towarzystwie chłopaków, ma poważny problem – jest uzależniona od… seksu. Kolekcjonuje akcesoria erotyczne oraz filmy i praktycznie codziennie zalicza numerki w klubach nocnych. Jej przyjaciel Loren Hale to z kolei zabawny, cyniczny szkolny outsider żyjący w cieniu ojca. Chłopak szuka w alkoholu ucieczki przed problemami. Aby ukryć swoje słabości przed rodziną, Lily i Lo decydują się na fałszywy związek – oznacza to zamieszkanie razem, pójście do college’u i, co najważniejsze, odcięcie się od krewnych. Przyjaźnią się od małego, więc wspólne ukrywanie swoich niedoskonałości nie przysparza im problemów. Do czasu.
To pasjonująca historia dwojga życiowych rozbitków, którzy udają parę, by pomagać sobie w życiu wypełnionym nałogami, i stać za sobą murem.
(Źródło: Wydawnictwo W.A.B)

Straszną krzywdę robi tej książce okładka i tytuł - oba sugerują dokładnie to, co opisałam wyżej. Kolejny romans/erotyk, który choć może być przyjemny, nie zatrząśnie moim światem. Ja wiem, że tłumaczenie nazwy zwykle pozostawia wiele do życzenia, ale jakim cudem z Addicted to you powstała Podwójna namiętność? Dodatkowo pośród tak wielu gołych klat na okładach, ciężko się rozeznać, co może być warte uwagi, a co będzie kolejną stratą czasu, przy czym wizualnie książka po postu ginie w tłumie, a długo już nie widziałam okładki, która tak bardzo nie pasowała by do treści. Owszem, w książce znajdują się sceny intymne i jest ona przeznaczona dla osób +18, jednak nijak nie wpasowuje się jako powieść erotyczna - co sugeruje grafika. Nie wspominając, że wydawca kwalifikuje ją jako powieść dla nastolatków, co jest po prostu śmieszne, bo seks i alkohol stanowią główną oś fabuły - więc to raczej oczywiste, że grupa docelowa została określona po prostu tragicznie. Addicted podchodzi pod typowe New Adult, opisując zmagania dwojga młodych ludzi ze swoimi uzależnieniami, przy tym stawiając na bardzo niestandardowy dla tego gatunku seksoholizm. Dlaczego nietypowy? Bo o tyle, o ile na narkomanię czy alkoholizm natykałam się dość często, to jestem prawie przekonana, że to pierwsza książka podejmująca akurat ten temat.

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorki opisały nałogowców. Jestem pewna, że już o tym wspominałam, ale nie mogę znieść, kiedy lekarstwem na wszelakie bolączki bohaterów jest miłość, co poniekąd jest powodem, przez który ten gatunek w końcu mi się przejadł. Napad? Znęcanie się? Gwałt? Żaden problem, pocałujemy się parę razy i wszytko będzie z nami ok! Bo przecież terapia i jakiekolwiek racjonalne podejście do problemów jest dla prawdziwych ludzi, a nie książkowych postaci. Ughh, no właśnie nie. To była moja największa obawa, kiedy sięgałam po Addicted - że okaże się kolejną powieścią NA, w której brakuje realizmu, a wszystko będzie szło dokładnie po mojej myśli. Tymczasem autorki poświęcają słuszną cześć fabuły pokazaniu, jak bardzo wyniszczające bywają nałogi i jak ciężko sobie z nimi radzić, czy choćby opanować je. Przy tym nie zapominają o emocjach, czy rozwijaniu portretów nie tylko głównych bohaterów, ale także ich rodziny oraz przyjaciół.

Nie da się zaprzeczyć, że relacja Lily i Lorena, jest mocno dysfunkcyjna, i chociaż w tej historii właśnie o to chodziło, i tak to absolutnie ich pokochałam. Przyjaźń, która ich łączy jest bazą całej fabuły i sprawiła, że mocno trzymałam za nich kciuki, mimo że bardzo szybko można zauważyć, że tych dwoje sobie nie służy. Oboje są tak złamani, że nie wystarczy cała rolka taśmy, żeby posklejać choć jedno z nich, a co dopiero związek, który ich łączy. Ale dzięki temu właśnie Addicted jest tak wciągające i przepełnione emocjami, że choćby na chwilę nie mogłam oderwać się od lektury. Fakt, że tak szybko polubiłam głównych bohaterów, sprawił, że każdą ich decyzję przeżywałam całą sobą, mając niekiedy ochotę zanurzyć się w ich świat i walnąć po łbach (lub rzucić czytnikiem z nadmiaru frustracji). I uwielbiam fakt, że ta książka tak mocno na mnie oddziaływała, nie pozwalając minąć problemów Lili i Lo obojętnie, ale przeżywając każdą ich decyzję. To właśnie jest jeden z moich wyznaczników świetnej powieści, a do tej grupy bez wątpienia trafia Addicted.

Pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie, dosłownie zaraz po ostatnim zdaniu, to było mocno zaskakujące "o boże, jakie to było dobre". I musicie mi uwierzyć na słowo, że byłam bardzo zdziwiona, jak bardzo Addicted faktycznie mi się podobało, bo absolutnie nie tego spodziewałam się po tej książce. Krista i Becca Ritchie stworzyły historię dwojga nałogowców, mocno przepełnioną emocjami i ukazującą, jak bardzo niszczące może być uzależnienie oraz że nie bez powodu nazwane jest chorobą. Także nie dajcie się zwieść okładce i opisowi - to nie jest kolejny romans/erotyk i jeśli tego szukacie, to Addicted się nie nadaje. Natomiast jest to absolutnie świetne NA, które pochłonęło mnie bez reszty i pozostawiło dyszącą z niecierpliwości za kolejnym tomem. 

Moja ocena: 9/10

Skończyłam czytać: wrzesień 2018 r. 
Ocena z Lubimy Czytać: 7/10
Ilość stron: 368
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 19 września
Wydawnictwo: W.A.B.
Tłumaczenie: Marzena Reyher


Nigdy nie rozmawiamy o uczuciach. O tym, jak on się czuje. kiedy co noc sprowadzam innego faceta. I o tym, jak ja się czuję, kiedy widzę go pijącego na umór. Powstrzymujemy się od wzajemnych ocen, ale cisza wywołuje między nami nieuniknione napięcie. Tak silne, że czasami mam ochotę krzyczeć. Chowam te emocje w sobie. Nic nie mówię. Każda uwaga dotycząca naszych uzależnień narusza działający tu system.



Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka