Rok się kończy, rok się zaczyna...



Koniec grudnia to czas podsumowań dla wszystkich, a w telewizji aż roi się od specjalnych reportaży powracających do najważniejszych wydarzeń mijającego roku. Patrzymy dwanaście miesięcy wstecz i rozmyślamy jak szybko minął kolejny rok. Książkoholicy liczą przeczytane książki i planują kolejne listy, blogerzy zaglądają do własnych archiwów, zastanawiając się jaki kształt przyjmie ich witryna w nadchodzącym roku.

Ta cała otoczka sprawia, że i mnie się zebrało na wspominki, więc jeśli macie ochotę poczytać jak minęło mi te dwanaście miesięcy to zapraszam :). Mam wrażenie, że ten rok minął mi w mgnieniu oka, a jednocześnie tyle się wydarzyło, że starczyłoby na dwa. Zaczęło się od studniówki, po której nadszedł przedmaturalny szał, przez co pierwszy raz w życiu całkowicie odstawiłam książki - co bolało, ale presja zrobiła swoje. Później nadeszły egzaminy, czyli dwa tygodnie nieustannego stresu, choć po języku polskim reszta jakoś poszła (do teraz twierdzę, że najgorsza była biologia :D). W maju wróciłam do czytania oraz założyłam bloga! Zdecydowanie określam to jako jedną z lepszych decyzji podjętych w 2015 roku. Przekonałam się, że blogosfera to wspaniałe miejsce, gdzie znalazłam mnóstwo fantastycznych osób, które książki traktują z pasją równą mojej. Jedynym minusem jest to, że znalazłam tak dużo powieści, które chciałabym przeczytać, że życia mi nie starczy (bo cały czas przybywa nowych), jednak pocieszam się, że to problem każdego książkoholika, więc po prostu łączmy się w bólu :D. Po maturze - jak wiadomo - najdłuższe wakacje w życiu (już tęsknię), które fantastycznie wspominam, bo spędziłam je z przyjaciółmi, rodziną i książkami (raj). W między czasie doszły jeszcze logowania na studia, wybieranie kierunku i czekanie na wyniki. W ten oto sposób w październiku zostałam (mniej lub bardziej) szczęśliwą studentką Politechniki Wrocławskiej, ci z Was, którzy są ze mną od dłuższego czasu pewnie pamiętają jeszcze moje narzekanie z podsumowania października i załamanie aktywności na blogu. Kolejne miesiące minęły spokojniej, choć zbliżająca się sesja troszeczkę mnie martwi.

Pod względem czytelniczym jest dość dobrze, patrząc na to, że pierwszą przeczytaną w tym roku książką była Utrata (17 maja) ;). W sumie udało mi się przeczytać 57 powieści, czyli 26 000 stron :D

Książka/seria która najbardziej mnie zaskoczyła: 
To seria Lux, Obsydian mi się podobał, ale zanim dobrnełam do końca Opposition byłam absolutnie i niezaprzeczalnie zakochana w historii Deamona i Katy, a wszystkie książki trafiły do grona moich ulubionych. 



Najlepsza książka/ seria:
Bezapelacyjnie wygrywa tu Archiwum Burzowego Świata autorstwa Brandona Sandersona.



A teraz uciekam świętować ;)...

#32 Recenzja - Ostatnia spowiedź. Tom 1



Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy.
A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź


Na Ostatnią spowiedź trafiłam zupełnie przypadkiem, dlatego nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie przeczytałam żadnej recenzji, ale ocena na Lubimy Czytać była dość zachęcająca, więc skusiłam się, zwłaszcza że lubię te klimaty.

Brandin jest dziewiętnastoletnim rockmenem, którego uwielbiają tysiące kobiet na całym świecie. Pewnego dnia spóźnia się na przesiadkę, przez co jest zmuszony spędzić noc na lotnisku. Poznaje tam Ally - tajemniczą amerykankę, która nie ma pojęcia kim jest. W oczekiwaniu na samoloty spędzają wieczór na rozmowie. Spotkanie to odciska swoje piętno na obojgu, ale przecież nigdy więcej się nie spotkają, prawda?

Zacznę od plusów tej powieści. Historia Brade'a i Ally faktycznie mnie poruszyła, wywoływała momentami rumieńce i sprawiła, że miałam ochotę trzepnąć ich oboje po głowie. To zdecydowanie udało się Ninie Reichter, ponieważ w książce jest pełno młodzieńczych emocji, wzlotów i upadków na drodze bohaterów. Poza tym początek jest fantastyczny, składny i świetnie napisany, wydawało mi się, że otwiera naprawdę rewelacyjną historię... Szkoda, że to uczucie towarzyszyło mi przez pierwsze pięćdziesiąt stron, a później się ulotniło.

Nienawidzę niekonsekwencji. To bardzo razi mnie w oczy i nie mogę się pogodzić z takimi zabiegami autorów. Poznajemy Ally jako młodą dziewczynę, która trzyma swoje emocje na wodzy, wydaje się nad wyraz dojrzała i wręcz zimna. I taką ją polubiłam. Natomiast kolejne decyzje dziewczyny sprawiały, że załamywałam ręce oraz kręciłam ze zdumieniem głową, ponieważ ta silna i niezależna dziewczyna tkwi w beznadziejnym związku z prawdziwym dupkiem (przepraszam za określenie) tylko dlatego, że podoba się on mamusi i tatusiowi. WTF? Ponadto jak to możliwe, że dziewiętnastolatka przez tak długi czas nie ma pojęcia czym zajmuje się Brandin? Nie ogląda telewizji? Nie ma internetu? To było strasznie naciągane, zwłaszcza, że z opisów chłopak ma bardzo specyficzny wygląd i światową karierę, ale nie, ona nie wie kim on jest. Wracając do pierwszego zdania - Ally, zimna, niezależna bohaterka zmienia się w rozdygotaną, niezdecydowaną kluskę, która twierdzi, że ma chłopaka i jednocześnie całuje się po kątach z Brade'em. Dawno żadna postać kobieca tak mnie nie zdenerwowała. Całą opowieść mógłby ratować Brandin (tak było np. z After), gdyby nie fakt, że jego decyzje wcale nie są lepsze niż Ally. Wydawało mi się, że facet robiący od jakiegoś czasu karierę w show biznesie będzie mądrzejszy i nie będzie zachowywał się jak pseudo nastoletni buntownik, kierujący się hormonami. Najwyraźniej się przeliczyłam. Jednak być może miałabym do niego nieco łagodniejszy stosunek, gdyby tylko nie przypominał kropka w kropkę... Billa z Tokio Hotel. Nie doszukałam się takiej informacji (ale też nie zagłębiałam się w temat), ale wydaję mi się, że autorka oparła swoją książkę na fan fiction z udziałem zespołu. Absolutnie nic do ff nie mam, ale skoro wydaje się to jako książkę, to przydałaby się jakaś korekta - zmienić bardziej imiona (Bill-Brandin, brat Tom - Tom itp.), czy jednak usunąć Brandinowi makijaż, ponieważ za każdym razem jak to czytałam to szlag mnie trafiał. Jedyną postacią, którą faktycznie polubiłam jest brat głównego bohatera Tom, żałuję, że to nie on gra pierwsze skrzypce w tej opowieści. Szkoda tylko, że mam wrażenie, iż czuje coś do Ally...

Styl jakim posługuje się autorka jest całkiem przyjemny, dzięki czemu książkę czyta się raczej szybko. Jednak raziły mnie niektóre sformułowania, a już absolutnie nie mogę wybaczyć 'przelatywania dziewczyn' (!). Przelatywać to może samolot nad oceanem.

Negatywnych opinii o Ostatniej spowiedzi jak ze świecą szukać w blogosferze. Wiem, ponieważ poszukałam sobie recenzji w Google i poczytałam recenzje innych blogerek, w tym tych, którym ufam bezgranicznie, jeżeli zachwycają się jakąś książką. Dlatego też nie powiem, że powieść Niny Reichter to strata czasu, ponieważ jest dość duża szansa, że dołączycie do szerokiego grona jej fanów, choć ja tam nie znajdę dla siebie miejsca. Powiem Wam jeszcze, że mimo tych wszystkich negatywnych słów sięgnęłam po drugą część (jestem w połowie), a to świadczy na plus tej serii. Choć może zrobiłam to tylko dlatego, że pierwszy tom kończy się cliffhanger'em? A może Nina Reichter jeszcze mnie do siebie przekona? Ma szansę.

Moja ocena: 4/10

Skończyłam czytaćpaździernik 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,83/10
Ilość stron: 390
Okładka: miękka
Data wydania: 15 listopada 2012 r.
Wydawnictwo: Nowae Res
Cena (z okładki)34,90 zł

[...] Czasami w życiu dokonujesz wyborów i ja dokonałam,
chociaż nie chcę się zastanawiać, czy ten jest właściwy.
– Przecież to jest twoje życie – zmarszczył brwi, wpatrując się ostro w jej profil.
Oparła ręce na zgiętych kolanach.
– To trochę tak, jakbyś nakręcił pozytywkę, Bradin.
Nie możesz jej zatrzymać, bo zgrzytnie i wyda nieprzyjemny dźwięk.
Moje życie to jeden długi nieprzyjemny dźwięk.
Lecz inni mówią, że to, co teraz mam, zagra płynnie do końca.
Więc chyba muszę doczekać do melodii.

#31 Recenzja - Plaga samobójców


Masowe samobójstwa wśród nastolatków zaczęły się nagle,
niespełna cztery lata temu, i wkrótce uznano je za epidemię.
W tamtym czasie jeden nastolatek na troje odbierał sobie życie.
Jasne, samo zjawisko istniało już wcześniej, ale w pewnym momencie,
z dnia na dzień, moi rówieśnicy niemal zespołowo zaczęli skakać z okien
albo podcinać sobie żyły.

Plaga samobójców w pewnym momencie szturmem podbijała blogosferę, widziałam jej recenzje na każdym kroku. Teraz kiedy szum trochę opadł i ja skusiłam się na książkę Suzanne Young i jedyne pytanie, które sobie zadaję to "czemu tak długo zwlekałam?".

Panuje epidemia samobójstw wśród nastolatków. W związku z tym rząd postanowił wprowadzić pilotażowy Program, który zawczasu wyłapie oznaki depresji u danej osoby i wyśle ją na leczenie. Brzmi miło, prawda? Jest tylko jeden mały szczegół, sześć tygodni później pacjent wraca i nie pamięta najważniejszych wydarzeń ze swojego życia. Brat Sloan popełnił samobójstwo, a jej rodzice nieustannie wypatrują u córki oznak depresji, przez co dziewczyna musi stale ukrywać swoje uczucia. Jedyną osobą, przy której nie musi się pilnować jest jej ukochany - James, który obiecuje jej, że wszystko będzie dobrze i wspólnie jakoś sobie poradzą. Tylko że chłopaka dręczą własne demony. Kiedy nad ich głowami zawiśnie groźba, czy uda im się trzymać danej sobie obietnicy?

Ostatnio miałam dość dystopii. Po zakończeniu genialnych Mrocznych umysłów nie mogłam się przekonać do żadnej, aż pojawiły się zapowiedzi Plagi samobójców. Koncepcja autorki zaintrygowała mnie na tyle że musiałam w końcu sięgnąć po tę książkę. Po pierwsze koniecznie muszę pochwalić fabułę i świat przedstawiony, ponieważ to genialny pomysł, którego potencjał nie został zmarnowany. To jedna z tych powieści, które na długo zapadną mi w pamieć oraz wywołały u mnie prawdziwą burzę emocji. Plaga samobójców zmusza do refleksji, zastanowienia się czy jeśli to Was pozbawiono by wspomnień, pozostałyby emocje z nimi związane? Czy miłość warunkują wspomnienia o danej osobie, czy też jest to uczucie stałe, które jest przy nas nawet jeśli nie znamy powodu? I jeszcze to najważniejsze, które do teraz kołacze mi się po głowie: czy naprawdę lepiej jest umrzeć niż stracić siebie, to kim jesteś? Są to tak zwane pytania bez odpowiedzi, a każda kolejna osoba będzie miała inny argument za lub przeciw, dlatego właśnie moim zdaniem Plaga samobójców to świetna książka. Wywoła w czytelniku całą gamę uczuć i nikomu nie pozwolili przejść obok siebie obojętnie. 

Autorka ma wyjątkowo dobry styl pisania, przez co pochłonęłam jej powieść dosłownie w dwa dni. Podoba mi się, że miała pomysł na to, co chce napisać, dzięki czemu ta opowieść ma ręce i nogi, natomiast bohaterowie wywoływali we mnie różne odczucia, choć poniekąd rozumiałam motywy wszystkich. Uwielbiam James'a, to jak starał się trzymać wszystkich razem, mimo że sam się rozpadał, jego cięty język i dziwne komplementy. Sloan natomiast jest... w porządku. Z mojej strony to dość łagodne słowa, ponieważ zwykle nazywam bohaterki irytującymi płaczkami, które potrafią tylko się nad sobą użalać, ale tu mogę ją zrozumieć. Dziewczyna żyje pod ogromną presją, musi stale się pilnować, nie może pozwolić sobie na żadne szczere uczucia, ponieważ wisi nad nią nieustanna groźba oznakowania i wcielenia do Programu. Zastanawia mnie tylko dlaczego we wszystkich dystopiach rodzice są tak zaślepieni i przekonani o własnych racjach, że nic do nich nie dociera? 

Sięgając po Plagę dobrze wiedziałam na jaki gatunek się piszę, dlatego nie zaskoczy mnie, jeśli w drugiej części autorka skupi się na walce z wielkim, złym systemem. Mój największy ból w stosunku do autorki to dlaczego na siłę stara się wcisnąć czytelnikowi trójkąt miłosny? Zwłaszcza taki, który zupełnie mi nie pasuje. Grrr...

Plaga samobójców to świetna dystopia otwierająca bardzo obiecującą serię. Książka Suzanne Young wstrząsa, zmusza do refleksji, wywołuje uśmiech i łzy. Nie da się przejść obojętnie koło historii Jamesa i Sloan. Jeżeli potraficie przymknąć oko na pewne schematy wynikające z gatunku, otrzymacie fantastyczną lekturę, którą mogę Wam gorąco i szczerze polecić.

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać: grudzień 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 8,04/10
Ilość stron: 500
Okładka: miękka
Data wydania: 23 września 2015 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski
Cena (z okładki): 37,90 zł


Łkałam, przytulona do jego podkoszulka. Przeklinałam Program.
Przeklinałam cały świat. Wrzeszczałam, wyklinając Brady’ego i moich przyjaciół.
Wymyślałam im od tchórzów za to, że nas zostawili. Nie mieściło mi się w głowie,
że mogli nam coś takiego zrobić – zrujnować nam życie, wybierając samemu śmierć.
Krzyczałam tak długo, aż słowa zamieniły się w czysto emocjonalne,
nic nieznaczące ciągi dźwięków. W ten sposób opłakałam niedającą się opisać stratę.









Jako, że kolejny post prawdopodobnie pojawi się dopiero przed Sylwestrem, chciałam Wam życzyć spokojnych, rodzinnych i zaczytanych Świąt. Oby każdy książkoholik znalazł pod choinką jakąś książkę :*. 

#30 Recenzja - Mara Dyer. Tajemnica



- Gniewna, wycofana, introwertyczna emoindywidualistka,
która przygląda się wszystkiemu z boku, rysując liście zwiewane z nagich gałęzi i...
- Och, jakie to miłe. Mów dalej!

W czasie wakacji na każdym kroku rzucała mi się w oczy recenzja jednej z książek Michelle Hodkin i każdej z nich towarzyszył zachwyt nad trylogią Mara Dyer, sama musiałam się przekonać dlaczego. Spodziewałam się kolejnego, typowego paranormal romans, książki dobrej, a nie fantastycznej, głównie dlatego, że sceptycznie podchodzę do powieści, którymi wszyscy się zachwycają.

Recenzja może zawierać drobne odniesienia do kolejnych tomów (ale nie spojlery), ponieważ tak jak mówiłam wcześniej, nie będę pisać ich recenzji, a warto szepnąć słowo czy dwa.

Każdy kryje w sobie tajemnicę, wystarczy ją obudzić.
Przyjaciele Mary giną tragicznie w tajemniczym wypadku, który ona sama przeżyła. Dziewczyna pragnąc uwolnić się od bolesnych wspomnień, przeprowadza się z rodziną do nowego miasta. W okół niej zaczynają dziać się tajemnicze zdarzenia, a Mara widzi rzeczy, których nie może tam być. Dziewczyna ma coraz większy problem, aby odróżnić prawdę od urojeń, a pojawienie się w jej życiu przystojnego Noah tylko bardziej wszystko komplikuje. Czy Mara zdąży się dowiedzieć, co dzieje się w jej życiu, zanim komuś stanie się krzywda?

Na samym początku miałam wrażenie, że otrzymam kolejny, zwykły paranormal romans, dlatego jestem bardzo mile zaskoczona przez tę książkę. Nie chodzi mi wcale o to, że nie pojawia się wątek romantyczny, takowy jest i zajmuje dość istotny element fabuły, ale nie o tym jest opowieść. Na całe dwa dni wciągnęła mnie historia Mary i przez jakiś czas nie mogłam się oderwać od jej opowieści. Jest coś takiego w tej książce, poza wątkiem fantastycznym, co wyróżnia ją wśród NA. Najczęściej tajemnice w fabule zagęszczają się mniej więcej do połowy książki, po czym większość z nich powoli się wyjaśnia, natomiast książce Michelle Hodkin tych sekretów na samym początku jest całe mnóstwo, po czym na każdy jeden, na który czytelnik otrzymuje odpowiedź przypada pięć nowych. Stwarza to niesamowity klimat tych książek, ponieważ łączy on całą serię i jest jej znakiem rozpoznawczym. 

Bohaterowie są przyjemni, jeśli tak mogę to nazwać. Raczej żaden nie podkradł mojego serca, ale są bardzo dobrze wykreowani, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowi. Przede wszystkim przypadł mi do gustu cierpki humor i brak przesłodzonych scen między główną parą (niektóre dialogi to złoto w czystej postaci), jednak wszyscy mają swoje indywidualne cechy, które sprawiają, że wyróżniają się między sobą i ciężko ich pomylić. Mara być może nie zostanie moją ulubioną postacią, jednak nie irytowała mnie i z przyjemnością obserwowałam jej przemianę na przestrzeni trzech tomów. Doceniam, że autorka stara się by jej postaci ewoluowały razem z fabułą, a nie tylko płynęły z prądem. Ukłony należą się natomiast za styl pisania, który stworzył (o czym już wspominałam) niesamowity klimat tych książek. To właśnie on sprawia, że nie mogłam się rozstać ze światem wykreowanym przez Michelle Hodkin, tylko od razu pochłonęłam całą serię. To zdecydowanie nie są książki, gdzie mogę sobie pozwolić na przyjemność dozowaną, ponieważ ta opowieść wciąga szybko i mocno do miejsca, gdzie rzeczywistość przestaje mieć aż takie znacznie i liczy się tylko odkrycie tajemnic z przeszłości Mary.

Książka jest poniekąd niewolnikiem gatunku, w jakim jest napisana - ciężko opędzić się od schematów, które są jego wyznacznikiem. Moim zdaniem autorce się to udało, w ważnych kwestiach zdecydowanie miała swój pomysł, finał również był genialny, w życiu nie pomyślałam, że tak się potoczą wydarzenia, kiedy zaczynałam pierwszy tom. Jednocześnie nie oparła się pokusie ulegnięcia tym maleńkim, na przykład najbogatszy chłopak w szkole, czy przyjaciel gej, Mimo to, mogę je wybaczyć, ponieważ potrafiła mnie zaskoczyć przy głównej linii fabularnej, a to nie często się zdarza w tym gatunku. 

Jeżeli szukacie dobrego, nietypowego paranormal romas (i nie macie nic przeciwko literaturze młodzieżowej) gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po całą trylogię Michelle Hodkin. Wprowadzi w Was w pełen tajemnic świat, który pochłonął mnie bez reszty i nie wypuścił przez długi czas. Jest to zdecydowanie jedna z tych książek, z którymi po prostu trzeba się zapoznać.

Moja ocena: 8/10
Moja ocena serii: 9/10


Skończyłam czytać: październik/listopad 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 7,7/10
Ilość stron : 412
Data wydania : 10 września 2014 r.
Okładka : miękka z zakładkami
Wydawnictwo : YA!
Tłumaczenie : Małgorzata Fabianowska
Cena (z okładki) : 39, 99 zł
Naprawdę nie nazywam się Mara Dyer, ale mój prawnik powiedział, że powinnam się na coś zdecydować. Na jakiś pseudonim. Nom de plume, tak to się nazywa. Wiem, bo uczyłam się o tym. Dziwnie jest mieć fałszywe imię i nazwisko, ale wierz mi – to i tak jest najbardziej normalna rzecz w moim obecnym życiu. Pewnie niepotrzebnie ci o tym piszę. Ale gdyby nie mój długi jęzor, nikt nie miałby pojęcia, że siedemnastolatka, która uwielbia Death Cab for Cutie, mogłaby popełnić morderstwo. Nikt by nie wiedział o istnieniu pewnej porządnej uczennicy, która przyczyniła się do śmierci kilku osób. Dlatego ważne jest, że ty to wiesz. Dzięki temu nie staniesz się następną ofiarą. „Mara Dyer” Nowy Jork
Strona 1


Książka bierze udział w wyzwaniu

Losowanie! [Zakończone]


W zeszłym miesiącu na blogu wybiło 10 000 wyświetleń, za co ogromnie dziękuję Wam - moim czytelnikom. Ostatnio uświadomiłam sobie, że mija prawie pół roku działalności bloga i aż się zdziwiłam. Nie sądziłam, że wytrwam, myślałam że (choć bardzo lubię to, co robię) nie uda mi się znaleźć czasu na pisanie. Ale jednak! :D Jeszcze do tego wszystkiego zbliżają się Święta, czyli czas dawania prezentów. Jednak to głównie z tej pierwszej okazji mam dla Was... Losowanie! 

Pula nagród to 10 książek pochodzących z mojej biblioteczki. Mam nadzieję, że któryś tytuł Was skusi :). Do wygrania:



  

Zapraszam do wzięcia udziału! Zgłoszenia naturalnie pod tym postem



REGULAMIN

  1. Organizatorem i fundatorem konkursu jestem ja, autorka bloga zatracona-w-innych-swiatch.blogspot.com
  2. Aby wziąć udział w losowaniu trzeba być publicznym obserwatorem bloga, umieścić baner na stronie oraz poprawnie uzupełnić formularz zgłoszeniowy (wzór na końcu posta).
  3. Należy posiadać adres korespondencyjny w Polsce. Nie ma możliwości wysyłki nagrody za granicę.
  4. Dodatkowe losy można uzyskać za: udostępnienie informacji o konkursie na portalach społecznościowych (Google+, Facebook itp.), polubienie strony na Facebook'u
  5. Konkurs trwa od 4 grudnia 2015 r. do 4 stycznia 2016 r.
  6. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mejlową. W przypadku braku odpowiedzi przez 3 dni wylosuję nowego.
  7. W przypadku, gdy liczba zgłoszeń przekroczy 30 dopuszczam możliwość wyłonienia więcej niż jednego zwycięscy.
  8. Ogłoszenie wyników nastąpi do siedmiu dni od zakończenia losowania.
  9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)
Formularz zgłoszeniowy
Obserwuję jako: 
E-mail:
Wybieram książkę:
Baner:
Lubię stronę na Facebook'u (opcjonalne, wystarczy imię i pierwsza litera nazwiska):
Udostępniam post: (tak/nie, gdzie)



Baner:












PS. Jak Wam się podoba nowy szablon? 

Stosik #5 i podsumowanie listopada


Ostatnio sporo narzekałam na studia, jednak już jakoś się z nimi pogodziłam ;). Z jednej strony zdążyłam przywyknąć, ale robi się coraz ciężej. Mimo to miałam czas na czytanie, choć muszę Was przeprosić za zaległości w recenzjach, ale jakoś ciężko mi przełożyć uczucia na słowa w listopadzie - lubię za to obwiać pogodę... :D. W zeszłym miesiącu dostałam mój pierwszy egzemplarz recenzencki i nawiązałam współpracę z jednym z moich ulubionych wydawnictw, co ogromnie mnie cieszy.

Podsumowanie

W tym miesiącu przeczytałam 9 książek, 3635 stron, czyli statystycznie 121 stron dziennie. Jestem całkiem zadowolona :D. Jak zwykle wszystkie recenzje jeszcze się nie pojawiły, ale możecie przeczytać już co sądzę o Pojedynku, Tajemnym ogniu i Dotyku ciemności.



Najlepsza książka

Chyba Zapach ciemności. Uwielbiam tą serię za to, że wywołuje we mnie kotłujące się, sprzeczne emocje.

Najgorsza książka

Z tych które przeczytałam byłby to Tajemny Ogień. Wciąż uważam, że to dobra młodzieżowa fantastyka, ale taka, którą czytałam podstawówka/gimnazjum.


Blogowo:
Liczba wyświetleń : 2 425 (+1 300)
Obserwatorów : 74 (+6)
Dodane posty : 6 (+4)
Dziękuję, że jesteście, czytacie i komentujecie <3 <3 <3 
Dwa dni temu blog przekroczył 10 000 wyświetleń, co ogromnie mnie cieszy i z tej okazji szykuję dla Was małą niespodziankę... :D



Stosik #5

W tym miesiącu trafiło do mnie 10 cudownych książek :).


Od dołu :

  • Brandon Sanderson Z mgły zrodzony - Droga królów mnie zachwyciła, kontynuacja była jeszcze lepsza, dlatego kolejna książka tego autora była koniecznością,
  • Anthony Doerr Światło którego nie widać - książka, która zachwyca prawie wszystkich, laureatka Pulitzera 2015, skusiłam się na promocję w Świecie książki
  • C.J. Roberts Zapach ciemności - rewelacyjna kontynuacja Dotyku ciemności, egzemplarz do recenzji od wydawnictwa Czwarta Strona
  • Melissa de la Cruz Wyspa potępionych - wymiana na Lubimy Czytać, mam słabość do disney'owskich bajek, także chętnie zobaczę, co wymyśliła autorka
  • Jessica Sorensen Przypadki Callie i Kaydena - dość długo czaiłam się na tę książkę, ale cały było mi z nią jakoś nie po drodze. Jestem ciekawa jak mi się spodoba
  • Marie Rutkowski Pojedynek - egzemplarz od Wydawnictwa Feeria Young, książka która zachwyciła mnie złożonością fabuły i światem wykreowanym przez autorkę
  • Sabaa Tahir Ember the Ashes. Imperium ognia - powieść, która powinna trafić w mój czytelniczy gust i zbiera sporo zachwytów
  • Brodi Ashton Podwieczność - pięć razy czytałam opis, bo nie byłam pewna czy sięgam po pierwszą część ;), zakupiona jako kredyt zaufania w stosunku do Wydawnictwa Papierowy Księżyc
  • Michelle Hodkin Mara Dyer. Przemiana - pierwsza część była fantastyczna, dlatego zapatrzyłam się w kontynuacje przy najbliższej okazji
  • Michelle Hodkin Mara Dyer. Zemsta

Jak tylko uporam się ze szczegółami niespodzianki pojawi się recenzja Mary. Z powodu ogromu tajemnic postawiłam wstawić moją opinię o pierwszej części i podsumowanie serii, jako zachętę, ale nie pojawią się, jako osobne posty, recenzje pozostałych tomów :).





#29 Recenzja - Pojedynek



Arin zastanawiał się, czy dziewczyna uniesie wzrok, nie martwił się jednak,
że dojrzy go w cieniach okrywających ogród. Wiedział jak działa świat.
Ludzie przebywający w jasno oświetlonych miejscach nie dostrzegają tego,
co skrywa się w mroku.

Książka Marie Rutkoski od pierwszej chwili przyciągnęła mój wzrok fantastyczną okładką, a po przeczytaniu opisu wiedziałam, że musi trafić w moje ręce. Poniekąd spodziewałam się, że będzie to kolejny romans, tylko osadzony w bardziej nietypowych okolicznościach niż zazwyczaj. Jednak nie przewidziałam, że autorka wplecie w swoją historię tak wiele różnorodnych wątków, dzięki którym absolutnie pokochałam tę książkę.

Nigdy nie mieli być razem. 17-letnia Kestrel, córka generała, prowadzi ekstrawaganckie życie i cieszy się wieloma przywilejami. Arin nie ma nic poza koszulą na grzbiecie. Kestrel jednak, pod wpływem impulsu, podejmuje decyzję, która nieodwołalnie związuje ich ze sobą. Chociaż oboje próbują z tym walczyć, nie mogą nic poradzić na to, że rodzi się między nimi miłość. W imię bycia razem muszą zdradzić swoich ludzi… a w imię lojalności krajowi muszą zdradzić siebie nawzajem.
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Już wiecie o co chodziło mi z tym opisem? ;) Sięgając po Pojedynek miałam dość wysokie oczekiwania, chciałam chwytającej za serce opowieści o miłości i zdradzie, w której zupełnie się zatracę i nie sposób będzie się od niej oderwać. Ogromnie się cieszę, że otrzymałam nawet więcej niż się spodziewałam. Oczywiście jest tu wątek romantyczny (sam w sobie pojawiający się dość późno), ale naprawdę ważną rolę odgrywa polityka. Nie wiem dokładnie, kiedy przestałam stronić od książek skupiających się właśnie na walce o wpływy, a motyw ten zaczął mnie przyciągać. Teraz z jakiegoś powodu uwielbiam polityczne przepychanki i to ten wątek skupiał moją uwagę, ponieważ jest 'powodem' podejmowanych przez bohaterów decyzji.  Przede wszystkim jednak jest świetnie dopracowany, autorka zadbała, żeby wszystko miało początek i koniec w świecie, który wykreowała. 

Uwielbiam świat wykreowany przez Marie Rutkowski. Zbudowała go od podstaw, dbając o szczegóły, wprowadzając czytelnika w niesamowity świat Valorian i Herrańczyków, gdzie oba narody mają własne tradycje i zwyczaje. Moim zdaniem autorka naprawdę przyłożyła się do tego, co chciała napisać i dzięki temu stworzyła niepowtarzalny klimat w tej powieści. 

Bohaterowie skradli moje serce i to - wyjątkowo - oboje. Z reguły lubię męską postać, a długo zajmuje mi przekonanie się do kobiecej, która zwykle jest po prostu irytująca. Tymczasem Kestrel została jedną z moich ulubionych postaci żeńskich. Dziewczyna jest strategiem, więc cały czas analizuje otoczenie w okół niej i nie ma problemów z podejmowaniem decyzji, uwielbiam to, że nie czeka na księcia na białym koniu tylko potrafi wziąć sprawy we własne ręce i sama ustala plan działania. Arin z kolei jest niewolnikiem, jednak ma podobne cechy do Kerstel, cały czas sonduje swoje otocznie i rzadko pozwala sobie na niesubordynacje. Dzięki tym cechom oboje są niepowtarzalni  i bardzo realistyczni. Nie mam też do zarzucenia nic postaciom drugoplanowym, każdy z nich ma swój wyjątkowy charakter i nie sposób się z nimi nie zżyć. Polubiłam zwłaszcza Generała, ojca Kestrel, który jest bardzo surowym człowiekiem, jednak moim zdaniem naprawdę kocha córkę i troszczy się o jej dobro.

Wisienką na torcie jest zakończenie (które złamało i posklejało mi serce w ciągu trzech stron) oraz cudowne wydanie tej pozycji, smakowity kąsek dla każdego książkoholika. Dopełnieniem fantastycznej okładki są pierwsze, czarne strony o poziomej orientacji. Niby to nic wielkiego, ale uwielbiam nietypowe wydania książek. Wydawnictwo Feeria naprawdę się spisało.

Pojedynek to genialna opowieść, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Miłość, zdrady, polityczne intrygi, plotki... To wszystko sprawia, że książka Marie Rutkoski jest niepowtarzalna, łamiąca schematy i absolutnie wyjątkowa. Dzięki temu zdobyła moje czytelnicze serducho i mogę tylko z ogromną niecierpliwością oczekiwać kontynuacji, ponieważ już w tym momencie bardzo chciałabym poznać dalsze losy Arina i Kestrel. Wszystkim gorąco i absolutnie polecam tę wyjątkową książkę.

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać : listopad 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 8,14/10
Ilość stron : 382
Data wydania : 18 listopada 2015 r.
Okładka : miękka
Wydawnictwo : Feeria Young
Tłumaczenie : Joanna Wasilewska
Cena (z okładki) : 34, 90 zł 

- Coś ty zrobiła?
Smutek w jego głosie sprawił, że coś w niej pękło.
Z trudem pozbierała odłamki własnego serca i nie dała niczego po sobie poznać.



Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young
Klik




Książka bierze udział w wyzwaniu


Książkę możecie nabyć między innymi na empik.com

#28 Recenzja - Tajemny ogień (Book Tour)


Przez długą chwilę wpatrywała się w jego dłoń, a potem podała mu swoją.
Miał rację, co do jednego - cokolwiek zdarzyło się tej nocy w parku
i bez względu na to, co ich czekało w przyszłości, teraz musieli uciekać.

Jak tylko zobaczyłam pierwsze zapowiedzi Tajemnego ognia, stwierdziłam, że będzie to idealna okazja do zapoznania się z twórczością C.J. Daugherty, ponieważ o Wybranych słyszałam wiele dobrego, ale jednak nie mogę się przekonać do tej serii. Niesamowicie cieszę się, że mogłam ją przeczytać dzięki Sylwii, w ramach akcji Book Tour organizowanej przez profil Wybrani na Facebook'u (Wydawnictwo Moondrive).

Dzielą ich setki kilometrów, łączy przeznaczenie.
Taylor Montclair (Anglia) 
Pewnego dnia wybuch złości Taylor powoduje, że przedmioty wokół niej zmieniają swoje położenie, a silne emocje zakłócają przepływ elektryczności. Dziewczyna poznaje szokującą  prawdę o swoim pochodzeniu. Dowiaduje się, że drzemie w niej potężna moc. 
Sacha Winters (Francja) 
Setki lat temu na stosie spłonęła kobieta, która rzuciła klątwę na trzynaście pokoleń pierworodnych synów z rodu jej zabójców. Sacha jest trzynasty – za osiem tygodni ma umrzeć. Na świecie jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc. 
Pradawna moc i śmiertelna klątwa, szaleńczy wyścig z czasem i walka z przeznaczeniem. 
(źródło - z kilkoma zmianami : Lubimy Czytać)

To właśnie ostanie zdanie bezwzględnie przekonało mnie do tej powieści, jako zagorzałej fanki fantastyki. Jak mogłabym się oprzeć tak kuszącemu opisowi, skoro uwielbiam te klimaty? Byłam też ciekawa, czy spodoba mi się książka pisana w duecie. Troszeczkę obawiałam się zbyt zauważalnej różnicy w stylu lub braku ciągłości, która za bardzo rzucałaby się w oczy, jednak ta rozbieżność nie jest tak oczywista, dzięki czemu czyta się tą powieść bardzo przyjemnie. Chociaż widzę pewne różnice w kreowaniu postaci, wręcz zastanawia mnie czy byłabym w stanie odróżnić, który bohater jest pomysłem danej autorki ;).  Carina Rozenfeld stworzyła wizję cudownego i klimatycznego Paryża, a pani Daugherty częstuje czytelnika obrazami Anglii i popołudniowej herbaty. W tym wypadku duet sprawdził się wyjątkowo dobrze, ponieważ autorki dobrze znają miejsca, o których piszą i dzięki temu mogą zaprezentować odbiorcy te wyjątkowe obszary. Nie wspominając o tym, że moim marzeniem jest odwiedzić oba te kraje... Dlatego tym bardziej urzeka mnie miejsce akcji.

Chciałabym powiedzieć, że główni bohaterowie skradli moje serce, ale prawda jest taka, że na pierwszy plan wysuwa się Sasha, który ma zdecydowanie więcej 'pazura' i momentami znacznie przyćmiewa Taylor. Troszeczkę żałuję, że autorki nie zdecydowały się na śmielszy ruch i nie obdarzyły ją, na przykład, charakterem Luisy, która jest moim ulubionym typem bohaterki - zadziorna, sarkastyczna, silna i nie rozczula się nad sobą.

Tajemny ogień serwuje czytelnikowi naprawdę dobrą historię, która zawiera odpowiednią dozę tajemnic i grozy oraz przenosi go w magiczny świat alchemików, gdzie niebezpieczeństwa czają się na każdym kroku. To dobra opowieść, ale czegoś mi w niej zabrakło, mam takie wrażenie jakby był to wstęp do obszerniejszej serii, natomiast z tego, co wiem autorki planują tylko dwa tomy i ewentualny prequel. Jest to typowa literatura młodzieżowa, nie zrozumcie mnie źle, autentycznie spodobała mi się i dobrze się bawiłam podczas czytania, ale widać to w fabule i języku, jakim jest napisana.

Niemniej jednak spędziłam bardzo przyjemny czas przy lekturze Tajemnego Ognia i bardzo się cieszę, że miałam okazję ją przeczytać w ramach Book Tour'u. Mogę gorąco polecić tę książkę troszeczkę młodszym ode mnie czytelnikom i zachęcić tych starszych do zapoznania się z tą pozycją, bo posiada pewien urok i przeniesie Was w magiczny świat alchemików.

Moja ocena : 7/10

Skończyłam czytać : listopad 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 7,96/10
Ilość stron : 392
Data wydania : 19 października 2015 r.
Okładka : miękka
Wydawnictwo : Moondrive (Otwarte)
Tłumaczenie Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Cena (z okładki) : 39,90 zł



Taylor przeszło przez myśl, że w widoku twardego człowieka
o krwawiącym sercu jest coś przygnębiającego. Wydaje się wtedy zaskoczony,
zupełnie jakby w momencie,gdy pęka mu serce, uświadamia sobie, że je ma.



PS. Jak Wam się podoba idea pozostawiania po sobie śladu w książkach? Ja na początku byłam dość sceptycznie nastawiona (mam drobną obsesję na punkcie dobrego stanu mojej biblioteczki :D), ale później stwierdziłam, że to fascynujące poznać myśli poprzedniego czytelnika i przekonać się, że pewne fragmenty wywołały dokładnie tą samą reakcję u innej osoby :).


Książka przeczytana w ramach wyzwania:

#27 Recenzja - Zapach ciemności




Tak wyglądał ich taniec: ona z nim walczyła, on ją ranił, ona płakała... on czuł się jak gówno.



Skończyłam czytać : listopad 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać 8,74/10
Ocena z empik.com : 4.9/5
Ilość stron 535
Data wydania 4 listopada 2015 r.
Okładka miękka 
Wydawnictwo Czwarta strona
Tłumaczenie : Agnieszka Brodzik
Cena (z okładki) 39,90 zł


Na początku działalności bloga przeczytałam książkę, której nie miałam zamiaru nawet recenzować. Myślałam, że będzie to kolejny, banalny erotyk (nie jest to mój ulubiony gatunek) i w życiu nie spodziewałam się, że mi się się spodoba, a co więcej, że będę z niecierpliwością oczekiwać kontynuacji. Po lekturze Zapachu ciemności mogę powiedzieć, że warto było czekać, bo historia Olivii i Caleba raz jeszcze porwała moje serce.

Recenzja NIE ZAWIERA SPOJLERÓW z poprzedniego tomu.

Jeżeli „Dotyk ciemności” Cię zaskoczył, to po lekturze „Zapachu ciemności” będziesz porażona. Jeszcze nigdy miłość i przemoc nie były tak blisko…
Oswobodzony z seksualnej niewoli przez pakistańskiego oficera, Caleb jest obciążony długiem, który można odkupić wyłącznie krwią.
Droga będzie długa i pełna niepewności, lecz los Caleba i Livvie wkrótce się przesądzi. Czy Caleb wyrzeknie się ukochanej na rzecz zemsty? Jaka jest cena rozgrzeszenia?
 (źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona)

Ponownie ciężko mi pisać tą recenzję. Zapach ciemności wstrząsnął mną, pozostawił po sobie kotłujące się, sprzeczne emocje, choć w większości bardzo pozytywne. Dlaczego sprzeczne? Ponieważ historia opisywana przez C.J. Roberts jest trudna i skomplikowana, momentami wręcz przerażająca, a mimo to i tak ogromnie mi się podoba. Z jednej strony mam ochotę krzyczeć na Olivię, że jest taka naiwna, z drugiej jednak gorąco kibicuję jej relacji z Calebem. Patrzę na tę książkę przez pryzmat tego, iż jest to fikcja literacka, gdzie autor ma dowolność w kreowaniu myśli oraz uczuć bohaterów i dokładnie tak postanowiłam ją odbierać. 

Dotyk ciemności dawał malutki przedsmak, tego co wydarzy się w tej części, ale nie spodziewałam się sposobu, w jaki autorka powadzi akcję. Mianowicie książka zaczyna się około trzech miesięcy po wydarzeniach kończących tom pierwszy, a czytelnik nie ma pojęcia, co doprowadziło do tego, że Olivia przebywa w szpitalu, w towarzystwie agentów FBI. Dziewczyna opowiadając swoją historię zagłębia się w wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu. Ten zabieg niesamowicie mi się spodobał, ponieważ sprawił, że pochłonęłam książkę dosłownie w jeden wieczór, absolutnie nie mogłam się oderwać, bo chciałam poznać wszystkie sekrety, które skrywa Livvie. Historia jej i Caleba zdecydowanie przełamuje tabu, zastanawia jak wiele można wybaczyć i pokazuje, że nikt nie rodzi się zły.

Nie jestem głupia Reed. Wiem, że zgotował mi koszmar, przecież go przeżyłam. Ale mówię ci, potwory się nie rodzą, potwory ktoś stwarza. I ktoś stworzył Caleba. Ktoś go pobił, przez kogoś okrutnie cierpiał, a jedyna osoba, która mu pomogła zrobiła z niego mordercę.

Cieszy mnie, że autorka  postawiła na coś więcej niż tylko seks w swojej książce, choć to erotyk. Potrafiła sprawnie wpleść wątki fabularne, które są naprawdę dobrze dopracowane i sprawiają, że jest to tak wyjątkowa pozycja. O ile w pierwszej części akcja skupiała się głównie na Calebie i Olivii, w tym tomie dostajemy wiele nowych postaci, które stają się ważną częścią fabuły oraz skrywają swoje własne tajemnice, a każdy z nich ma unikatowy charakter, dzięki czemu miałam wrażenie, że czytam o realnych osobach. Mam tu na myśli zwłaszcza agenta Reed'a, którego polubiłam od samego początku, chyba głównie za pewien szorstki sposób bycia.

C.J. Roberts ma wyjątkowo przyjemny w odbiorze styl pisania. Mimo trudnej tematyki i dość sporej ilości stron książkę czyta się przyjemnie i szybko. Zwłaszcza przypadła mi do gustu trzecioosobowa narracja, która skupia się na opowiedzeniu historii z perspektywy Olivii, Caleba (co znam z pierwszej części), ale swoje pięć minut dostaje również agent Reed, dzięki któremu możemy być na bieżąco, że śledztwem. 

Zapach ciemności to genialna powieść, która wywołuję całą gamę sprzecznych emocji, a przez to na długo zapada w pamięć. Książka pozostawiła mnie emocjonalnym wrakiem i do teraz ciężko mi zebrać myśli, ale co do jednej rzeczy nie mam wątpliwości - warto się z nią zapoznać. Gorąco polecam, choć osoby o słabych nerwach powinny się dwa razy zastanowić, czy na pewno chcą się zagłębić w ten mroczny, trudny świat.

Moja ocena : 9/10



Nie zniosę tego dłużej, Caleb. Próbowałam, ale nie mogę - mówiła przez łzy.
Za każdym razem, kiedy myślę, że się zastanowiłeś. Za każdym razem, 
kiedy pozwalam sobie mieć nadzieję... ty mnie miażdżysz. Rwiesz mnie na strzępy!
Czasami myślę sobie, że cię nienawidzę. Czasami mam co do tego pewność.
A mimo to! Mimo to, Caleb, kocham cię.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Klik


Książka przeczytana w ramach wyzwania : 








#26 Recenzja - Szturm i grom



Kiedy ludzie mówią, że coś jest niemożliwe,
na ogół mają na myśli, że jest to mało prawdopodobne.

Szturm i grom to drugi tom trylogii Grisza. Pierwsza część rozbudziła mój książkowy apetyt oraz sprawiła, że chciałam zobaczyć, co jeszcze Leigh Bardugo może zaoferować, dlatego zakup i przeczytanie kolejnej części był tylko kwestią czasu. 

Poza opisem recenzja NIE ZAWIERA SPOJLERÓW z poprzednich części.

Ciemność nigdy nie umiera.
Po zdradzie Darklinga w Ravce zapanował chaos. Druga armia się rozpadła na zwolenników uzurpatora i tych, którzy pozostali wierni królowi, a kraj stoi na krawędzi wojny domowej. Dodatkowo wciąż jest otoczona przez wrogów, którzy teraz tym bardziej pragną jej upadku.
Po starciu w Fałdzie Alina i Mal uciekają z Ravki, w nadziei na odnalezienie bezpieczeństwa poza jej granicami. Dziewczynę prześladują duchy przeszłości i musi ukrywać swoją tożsamość Przyzywaczki Słońca, a jedyną osobą, której może ufać jest ukochany. Nie spodziewa się, że Darkling'owi udało przeżyć się przeżyć spotkanie z potworami z Fałdy i wyszedł z tej potyczki uzbrojony w nową, straszliwą moc, będącej zaprzeczeniem wszystkiego, co do tej pory wiedziała o zdolnościach Griszów. Alina wie, że nie będzie mogła wiecznie się ukrywać, jednak czy poświęci miłość i własne szczęście dla dobra kraju?

To świetna kontynuacja (!).Dostajemy wiele przeplatających się wątków, które idealnie się uzupełniają - mamy więc tajemnice, polityczne intrygi, walkę i miłość. Uwielbiam motyw dworu, tam zawsze coś się dzieje, a to dostarcza mi niesłabnących emocji. Mimo że co jakiś czas miałam wrażenie, że akcja nieprzyzwoicie wręcz zwalnia, autorka zaraz wplatała pełne wrażeń rozdziały, które szybko zacierały to uczucie.

Wspominałam ostatnio, że Alina jest jedną z niewielu bohaterek, które zyskują przy bliższym poznaniu i wciąż tak jest. Jest ona postacią, która autentycznie i definitywnie pozyskała moją sympatię w tym tomie, mimo że miała momenty użalania się nad swoim losem, jednak przeważnie potrafiła wziąć się w garść, zacisnąć zęby oraz zrobić to, co konieczne. Mal nadal średnio mnie do siebie przekonuje, ale nawet ja muszę przyznać, że miał swoje momenty. Jednak w tej części moje serce podbił Mikołaj, który niejednokrotnie rozśmieszał mnie i zaskakiwał swoimi decyzjami. Jest to bardzo pozytywna, barwna postać, która dobrze pokazuje talent pani Bardugo do kreowania swoich bohaterów. Tą cechę potwierdza również Darkling, który jest postacią <spojler> antagonistyczną, a któremu gorąco kibicuję, nie wspominając o tym, że po prostu go uwielbiam.

Wątek miłosny dalej jest delikatnie prowadzony oraz nie przysłania całej fabuły, co wyjątkowo mnie urzekło i moim zdaniem jest to spory plus tej historii. Nie odniosłam wrażenia, że dominuje on nad ważnymi elementami fabuły - jest raczej miłym dodatkiem. Wiem, że poprzednio o tym wspominałam, ale po prostu uwielbiam scenerię tych książek, ten barwny, magiczny świat, który sprawia, że nie sposób się oderwać od tej powieści.

Zakończenie jest dokładnie takie, jakie lubię. Sprawiło, że po prostu otworzyłam ze zdumieniem usta, w życiu się nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Dodatkowo historia urywa się w takim momencie, że byłam niesamowicie szczęśliwa, iż przewidująco zaopatrzyłam się również w trzeci tom.

W książce Cień i kość Leigh Bardugo wysoko postawiła sobie poprzeczkę odnośnie kolejnych tomów serii i bardzo się cieszę, że udało jej się temu sprostać. Bez wahania mogę stwierdzić (ponownie), że to świetna kontynuacja i jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z trylogią Grisza, najwyższy czas to zrobić.

Moja ocena: 8/10


Skończyłam czytać : październik 2015 r.
Ocena z Lubimy Czytać 7,71/10
Ocena z empik.com 5/5
Ilość stron 461
Data wydania 21 maja 2014 r.
Okładka miękka z zakładkami
Wydawnictwo Papierowy Księżyc
Tłumaczenie : Anna Pochłódka-Wątorek
Cena (z okładki) 38,90 zł



 - [...] Już nigdy nie będę mogła po prostu być Aliną. Tej dziewczyny już nie ma.
- Chcę żeby wróciła - powiedział chrapliwie.
- Nie mogę wrócić! - krzyknęłam nie dbając o to, kto mnie usłyszy.
- Choćbyś odebrał obrożę, nie wykroisz ze mnie tej mocy.
- A gdybym mógł? Zrezygnowałabyś z niej? Wyrzekłbyś się jej?
- Nigdy.
Prawda tego jednego słowa zawisła między nami.

Książka przeczytana w ramach wyzwania : 








Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka