Hity i kity mijającego roku


Jako że już jutro pożegnamy rok 2016 i zewsząd otacza nas ten specyficzny klimat podsumowań, ja również mu uległam i przygotowałam dla Was zestawienie pięciu najlepszych i najgorszych książek (prawie) minionego roku. 
Dodatkowo gorąco zachęcam Was do zajrzenia jutro na bloga, gdzie pojawi się faktyczne, czytelnicze i blogowe podsumowanie roku 2016 :).




TOP 5 najlepszych książek przeczytanych w 2016 r.








Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes
Powieść Jojo Moyes rozbiła moje serce na milion kawałków, zachwyciła, zasmuciła, sprawiła, że pokochałam całym sercem historię Lou i Willa i jednocześnie ją znienawidziłam. To książka, która na stałe wbiła się do grona moich ulubionych powieści, bo jest rewelacyjna - po prostu.

Zdrada Marie Rutkowski
Kontynuacja Pojedynku, która przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że Marie Rutkowski wie jak ciągać czytelnika za serce i nie waha się go złamać. Genialna fabuła, rewelcyjni bohaterowie, gęsta sieć kłamstw i intryg - to właśnie największe zalety tej powieści, sprawiające że ta pozycja wyróżnia się wśród innych książek młodzieżowych i spokojnie można ją polecić i starszym odbiorcom, bo na pewno się nie zawiodą. RECENZJA

Taniec w ogniu Josephine Angelini
Pisząc o Próbie ognia stwierdziłam, że była to książka, która przywróciła moją wiarę w to, że młodzieżowa fantastyka ma jeszcze do zaoferowania coś nowego, intrygującego, coś co faktycznie może mi się spodobać. I uwierzcie mi, że druga część jest jeszcze lepsza ;). Nie brak tu nagłych zwrotów akcji, odrobiny miłości i przede wszystkim magii. RECENZJA

Magia zabija Ilona Andrews
Jak widzicie moje zestawienie opanowały kontynuacje i ta pozycja nie jest wyjątkiem. Na piąty tom o Kate czekałam pawie pięc lat (!) i było na co. To rewelacyjna seria urban fantasy, która podbiła moje serce jeszcze w gimnazjum i od tej pory cały czas utrzymuje się w górnych pozycjach mojego osobistego rankingu.

Z mgły zrodzony (seria Ostatnie imperium) Brandon Sanderson
Sanderson zdobył moje serce jeszcze w zeszłym roku dzięki Drodze królów. Cała seria Ostatnie Imperium jest genialna i ma w sobie dokładnie to, co wyróżnia fenomenalne powieści od tych po prostu dobrych - wartką akcję, rewelacyjnych bohaterów, fabułę, która naprawdę potrafi zaskoczyć i wątek romantyczny nie dominujący, ale jako taka malutka, czerwona wisienka na torcie.



TOP 5 najgorszych książek przeczytanych w 2016 r.
#1 W ogień Ewa Seno (2/10)
Najgorsza książka, jaką przeczytałam w tym roku - absurd goniący absurd, bohaterowie, których wręcz nie da się polubić, fabuła przewidywalna do szpiku kości. Nie chcę się w to jeszcze raz zagłębiać, więc jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej to odeślę Was do recenzji - KLIK.

#2 Working it. Kusząca kariera Kendall Ryan (3/10)
Powieść, która miała być odskocznią na jeden wieczór, a okazała się tak fenomenalnie zła, że miałam ochotę walić głową o ścianę. Czytając pierwszą połowę tej książki, nie spodziewałam się, że w drugiej będzie tak źle. Brr - nawet wspominanie tego doświadczenia boli. RECENZJA

#3 Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno Kristy Mosley (4/10)
Mogło być dobrze, wyszło fatalnie. Przesłodzona fabuła i nieznośni bohaterowie oraz próba grania na uczuciach czytelnika za pomocą złych zwrotów akcji. Jaki jest sens przez 3/4 książki opierać się na cukierkowym romansie, żeby w ostatnich stronach zarzucić bohaterów wszelkiego rodzaju gównem? RECENZJA

#4 Druga runda Caren Lissner (5/10)
Książka Caren Lissner zupełnie do mnie nie przemówiła - nie była najgorsza (obiektywnie), ale rzadko przebrnięcie przez fabułę powieści zajmuje mi tyle czasu. Generalnie najgorsze było to, że autorka nie wprowadziła absolutnie żadnych wydarzeń, które trochę podkręciłyby tempo, przez co ta pozycja była po prostu nudna.

#5 Ocalenie Callie i Kaydena Jessica Sorensen (5/10)
Pierwsza część była naprawdę rewelacyjna - Jessica Sorensen potrafiła tak przedstawić fabułę, że choć schemat wydawał się znajomy, to i tak z niecierpliwością odwracałam kolejne strony, chcąc się dowiedzieć wszystkiego o bohaterach. Natomiast w życiu nie spodziewałam się, że po tak dobrym pierwszym tomie, ten będę oceniać tak nisko. Ponieważ ogólnie nie musiałam go czytać - wszystko potoczyło się dokładnie takim torem jak we wszystkich innych książkach tego typu, tyle że było bardziej rozwleczone. To chyba mój największy tegoroczny zawód. RECENZJA



A jak takie zestawienie wyglądałoby u Was? ;)

O tym jak studia odbierają chęci


Jak pewnie mogliście ostatnio zauważyć ostatnio tak rzadko zaglądam na bloga, że prawie zapominam, że go mam, co mnie absolutnie przeraża  :D. Nie czytam, nie piszę, nie oglądam seriali... wszystko zaczyna i kończy się na nauce... I tak słowem wyjaśnienia mojej nieobecności i potrzeby wyżalenia się o godzinie 1:30 postanowiłam napisać ten post. Dlaczego tak późno? To bardzo smutno zabrzmi (patrząc na to, że wstałam o 7), ale to moja pierwsza wolna chwila dzisiaj.

Słowem wstępu
Aktualnie jestem studentką Politechniki Wrocławskiej, na wydziale Podstawowych Problemów Techniki.Nikt nie neguje faktu, że PWr to jedna z najlepszych uczelni technicznych w Polsce i że od wybranego kierunku będzie zależała ilość nauki - wiedziałam to, wybierając miejsca, gdzie chcę złożyć papiery po maturze. Czego nie wiedziałam? Cóż poza faktem, że mam naprawdę wymagający, wyjątkowo interdyscyplinarny kierunek, to że sporo zależy również od wydziału na jakim będzie się on znajdował. Nie żebym miała jakiś wybór w tym zakresie, ale dopiero później dotarło do mnie, że z jakiegoś powodu władze naszej katery uznały, że studentowi jest potrzebne tu wszystko - począwszy od typowych przedmiotów na uczelniach technicznych takich jak analiza, algebra, czy podstawy fizyki przez chemię, biologię, anatomię, fizjologię, elektronikę, programowanie itd., aż po wprowadzenie do filozofii, przedsiębiorczość czy komunikację społeczną. I oczywiście wszyscy sądzą, że to właśnie ich przedmiot jest najważniejszy.

To nie tak, że nie lubię swoich studiów
Naprawdę! Kiedy myślę sobie o swoim kierunku podoba mi się to, co wybrałam. Jasne, że mam chwile zwątpienia, ale tak serio jestem całkiem zadowolona... Poza momentami, kiedy nienawidzę tego, co muszę zrobić, a ilość obowiązków i nauki zwala mnie z nóg. Ciekawych zajęć jak ze świecą szukać, ale coś tam udaje mi się znaleźć - szkoda tylko, że jest tego tak mało. 
Pierwszy vs drugi rok
Nie wiem, czy to ja byłam mądrzejsza, ale mam wrażenie, że z semestru na semestr nie dość, że potrzebuję coraz więcej czasu na naukę, to mam coraz mniej wolnego. Wszyscy powtarzali, że jak się przebrnie przez pierwszy rok, to później jest już tylko lepiej. No cóż ja tam tego jeszcze nie widzę. I zaczynam mieć dość - autentycznie powoli wysiadam. W poprzednim roku nawet jak były te cięższe tygodnie to jakoś nie miałam problemów ze znalezieniem godziny dziennie dla książki, serialu czy bloga. Teraz nie mam nawet tego. I wiecie, co jest najgorsze? Że mam świadomość, że brak odpoczynku wcale nie zwiększa mojej produktywności, ale ponieważ brakuje mi czasu na sen, nawet nie myślę, żeby dotknąć jakoś powieść. 

Wiem, że się nad sobą użalam
Serio mam taką świadomość. Ale gdzie wylać swoje smutki, jak nie tu? :D I przy okazji trochę wyjaśnić okoliczności swojego zniknięcia ;). Nie porzuciłam czytania, pisania ani bloga, ale aktualnie te trzy rzeczy są na końcu mojej listy priorytetów. Mam nadzieję, że w trakcie przerwy świątecznej (yay, to już za dwa dni!) znajdę trochę czasu na blogowanie, bo naprawdę za tym tęsknię. Jednak prawda jest taka, że na horyzoncie majaczy już widmo sesji zimowej, a zaraz po wolnym czekają mnie zaliczenia z wykładów, ćwiczeń i laborek. I powiedzcie mi jak tu żyć? 


Recenzja - „Bardziej martwa być nie może” Katie Alender

Znajdź ludzi, którzy traktują cię tak, jak na to zasługujesz. Wszystkich innych poślij do diabła.
I nie oglądaj się za siebie.

Rozpoczynający tom tej serii - Złe dzieczyny nie umierają (RECENZJA) - przeczytałam prawie rok temu. Zarówno przy pierwszej, jak i przy drugiej części byłam bardzo zadowolona z tego, co wymyśliła autorka. Dziś, po zapoznaniu się z finałem tej trylogii, przyszedł czas na podsumowanie historii Alexis .

Śmierć Lydii oraz wszystkie dziwne zdarzenia towarzyszące Arltowi i klubowi Promyczek odbiły się na prawie wszystkich zaangażowanych. Nikomu nie łatwo dojść do siebie po wydarzeniach sprzed trzech miesięcy, jednak najgorzej wyszła na tym Alexis. Dziewczyna zaczęła widzieć umarłych. Żeby tego było mało wydaje się, że wszystko pomiędzy nią i Carterem wszystko skończone, nie ma kontaktu z Megan i za wszelką cenę chce chronić siostrę przed dalszym wpływem sił paranormalnych. Wszystko mogłoby się ułożyć, gdyby nie fakt, że codziennie widuje ducha Lydii i zaczynają towarzyszyć temu coraz dziwniejsze zdarzenia. Niedługo Alexis uświadomi sobie, że po raz kolejny dała się wplątać w niebezpieczeństwo zagrażające nie tylko jej, ale i każdemu na kim jej zależy...

Od śmierci Lydii Small minęły trzy miesiące. Alexis marzy o tym, by w końcu jej życie wróciło do normalności. Ale normalni ludzie nie widują gnijących trupów na zdjęciach. Nie muszą sobie radzić z wściekłym duchem Lydii, który czasami posuwa się do przerażających ataków.
Początkowo wydaje się, że Lydia chce się zemścić tylko na Alexis. Ale wkrótce okazuje się, że przyjaciele Alexis są w niebezpieczeństwie, i tylko ona może ich uratować. Gdy wkracza do akcji, uświadamia sobie, że wróg jest o wiele potężniejszy, niż mogłaby przypuszczać… i że ich losy są splątane w sposób, którego się nie spodziewała.
Nawet w najgorszych koszmarach.
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Są takie książki, które mają swój niepowtarzalny klimat i nawet jeśli występują w nich luki fabularne to specyficzna atmosfera, w której rozgrywa się opowieść sprawia, że patrzę na nie łaskawszym wzorkiem. Właśnie to od początku wyróżniało Złe dziewczyny - atmosfera napięcia, grozy, niebezpieczeństwa oraz mnóstwo niewyjaśnionych zagadek. Była bardzo widoczna w pierwszym tomie serii, w drugim trochę przygasła, w trzecim... sama nie wiem. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę przypadł mi do gustu klimat w jakim utrzymana była ta powieść, bo tajemnicze zdarzenia, które przytrafiały się Alexis i to, że odsunęła się praktycznie od wszystkich, nadały specyficzny ton tej książce, ale to nie było do końca to, co zdążyłam pokochać. Być może stało się tak, dlatego że już wiedziałam, czego mogę się spodziewać po stylu Katie Alender, a te wszystkie mroczne wypadki nie poruszały mnie tak jak wcześniej.

Nie do końca wiem, jak mogę oceniać tę historię, bo inaczej patrzę na nią, jak na zakończenie serii, a inaczej jakbym faktycznie miała się skupić tylko na tym, co zaprezentowała autorka. W pierwszym przypadku jestem dużo łaskawsza, niż w drugim, bo choć nie jest to w żadnym stopniu zła książka, to zabrakło w niej tych ulotnych ciemnych mocy, które tak wyraźnie odciskały swoje piętno w pierwszym i drugim tomie. Nie oznacza to wcale, że tu one nie występują, ale mimo to... sam pomysł, choć ciekawy, nie wywołał we mnie takiego dreszczu, czy niepokoju jak te wcześniejsze. Patrząc na tę powieść z punktu widzenia wątków osobowych, bardzo mi się podobało to, co wymyśliła autorka. Świetnie zostało ukazane życie głównej bohaterki po zdarzeniach z Arltem i to jak musiała sobie radzić po stracie Cartera i Megan.

Niezwykle mnie cieszy, że Katie Alender pilnuje, żeby w jej książkach postaci dojrzewały wraz z rozwojem historii, bo autorzy zbyt często trzymają się ram nakreślonych w pierwszym tomie i nie pozwalają bohaterom ewoluować. W tym przypadku zupełnie by się to nie sprawdziło. Po wszystkim przez co przeszła Alexis trudno byłoby uwierzyć, że jej stosunek do świata pozostał taki sam jak w Złych dziewczynach i że podjęłaby takie same decyzje jak wcześniej. Bardziej martwa być nie może to idealny przykład, że osobowość zwłaszcza głównego bohatera musi się zmieniać wraz z rozwojem jego historii. W tym tomie szczególnie widać samotność Lexi, to że mnie ma się do kogo zwrócić ze swoimi problemami. Rozłam pomiędzy nią i Megan, koniec związku z Carterem, a nawet nowa znajomość z Jaredem - wszystko zostało okraszone rozgoryczeniem i smutkiem. O tyle o ile chłopaka mogłam zrozumieć (choć uwielbiałam ich jako parę i byłam wściekła za jego decyzje), to w przypadku dziewczyny przecierałam oczy ze zdumienia. Nie spodziewałabym się po Megan takich wyborów, zwłaszcza odcięcia od siebie przyjaciółki. Jako czytelnik byłam zadowolona, że autorka nie bała się tak pokierować tą bohaterką, ale z drugiej strony miałam ochotę potrząsnąć dziewczyną, żeby w końcu się opamiętała.

Patrząc na wszystkich wątki osobiste poruszone przez autorkę jestem naprawdę zachwycona jak Katie Alender pokierowała tą historią. To jak rozwiązały się sprawy Alexis, zwłaszcza z jej bliskimi było dokładnie tym, co chciałam przeczytać. Jednak patrząc na poprzednie dwie części w tym tomie, choć nie zabrakło grozy i tajemnic, to jakoś nie poruszyły mnie tak bardzo jak wcześniej - być może dlatego, że tak bardzo skupiłam się na wątkach osobistych. Ogólnie rzecz biorąc moim zdaniem Bardziej martwa być nie może, to świetnie zakończenie tej trylogii, chociaż fabularnie jest odrobinę gorsza od poprzednich tomów, to i tak nie zawodzi. Jeśli lubicie opowieści o duchach czających się w ciemnościach, tajemnicach i paranormalnych mocach to zdecydowanie seria dla Was.

Moja ocena: 7+/10

Skończyłam czytać: listopad 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 7,91/10
Ilość stron: 456
Okładka: miękka
Data wydania: 24 listopada 2016 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Jakbub Steczko
Cena (z okładki): 39,90 zł

W ostatecznym rozrachunku musisz wybrać to, co dobre dla ciebie.
Nie możesz żyć dla kogoś innego.
Nie możesz pozwolić poczuciu winy przesądzać o kształcie swojego życia.


Złe dziewczyny nie umierają | Od złej do przeklętej | Bardziej martwa być nie może


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young


Książkę możecie nabyć między innymi na empik.com

Stosik #17 i podsumowanie listopada

O tyle o ile listopad zaczął się dla mnie dość dobrze, to jeszcze przed połową wszystko zaczęło brać w łeb... Studia mocno dają mi w kość i póki co nie zapowiada się, aby choć jeden prowadzący miał zamiar odpuścić. Niestety. Przez to nie było mnie w blogosferze od około miesiąca, a te parę postów, które udało mi się wrzucić, napisałam w tak zwanym międzyczasie, np. codziennie przy obiedzie udało mi się sklecić parę słów. Chciałabym napisać, że grudzień widać w bardziej optymistycznych barwach, ale niestety daleko mu do tego <chlip>. Postaram się podziałać trochę na auto publikacji w tym miesiącu, jednak zanim to, to jeszcze wypadałoby coś napisać :D. Na szczęście niedługo nadejdzie przerwa świąteczna (już nie mogę się doczekać!) ;).

Stosik #17
Teoretycznie miałam mocne postanowienie nie kupowania książek przynajmniej do grudnia. Jednak nie da się ukryć, że choć chciałabym się go trzymać, w końcu skusiła mnie jakaś promocja - tym razem padło na księgarnię internetową Bonito ;). Ostatecznie w zeszłym miesiącu moją biblioteczkę zasiliło siedem nowych powieści.

  • Czy wspominałam, że cię kocham? Estelle Maskame - przeczytałam tę książkę jakiś czas temu na czytniku i naprawdę chciałam poznać dalsze losy Eden i Taylera. Jednak okazało się, że e-booki wniosą mnie drożej niż egzemplarze papierowe (co jest aż śmieszne). Więc skoro skusiłam się na dwa kolejne tomy, to jak mogłabym nie postawić obok nich pierwszego? :D Efekt zakupów na Bonito.
  • Czy wspominałem, że cię potrzebuję? Estelle Maskame - j.w.
  • Czy wspominałam, że za tobą tęsknię?  Estelle Maskame - j.w.
  • Bardziej martwa być nie może Katie Alender - ostatni tom serii Złe dziewczyny nie umierają. Jestem już po lekturze, więc możecie spodziewać się recenzji na dniach ;). Egzemplarz do recenzji od Feeria Young.
  • Epidemia Suzanne Young - tom 0,5 Programu, czyli jednej z najlepszych dystopijnych serii, które czytałam przez ostatnie parę lat. Efekt zakupów na Bonito.
  • Co mnie zmieniło na zawsze Amber Smith - (RECENZJA) jedyna książka, której brakuje na zdjęciu, bo aktualnie jest u mojej przyjaciółki ;). To naprawdę dobra książka, o czym zresztą już pisałam, więc zachęcam Was do kliknięcia w link i zerknięcia do recenzji. Egzemplarz od Feeri.
  • Szóstka wron Leigh Bardugo - czy w ogóle muszę pisać, czemu skusiła mnie ta książka? :D Poza oczywiście ślicznym wydaniem, jestem też ciekawa, co jeszcze ma do pokazania autorka, która naprawdę zaimponowała mi w trylogii Grisza. Kolejna perełka z Bonito.

Podsumowanie listopada
Ugh, nie wiem jak to zrobiłam, zwłaszcza, że gdzieś od 15.11 nie miałam czasu absolutnie na nic, ale ogólnie w listopadzie przeczytałam 13 książek, z czego 10 właściwie przez pierwsze dwa tygodnie :D. Szkoda tylko, że pisaniem tak słabo mi szło, ale listopad zdecydowanie był świetny pod względem ilości lektur. W sumie udało mi się przeczytać 4 579 stron, statystycznie 153 strony dziennie. Jak możecie zobaczyć ostatnio królują u mnie głównie romanse i to le lżejsze. Nie jest do końca świadomy wybór, ale mam wrażenie, że mogę winić za to swój brak czasu. Nie jest mi przykro odłożyć na bok romasidło (z kilkoma wyjątkami), ale nawet wołem nie odciągnięcie mnie od dobrej fantastyki :D. Moje zdjęcie jak zwykle odeśle Was do recenzji, jeśli tylko takowa się pojawiła.

  
  
    

Dodatkowo na blogu pojawiła się kolejna odsłona cytatów, które mnie urzekły i serdecznie zapraszam Was do zerknięcia tam ;)
 

Najlepsza książka
Hmm chyba nie jestem jednak w stanie wybrać więc tym razem wymienię dwie - Manwhore i Co ze mnie zostało - dwie skrajnie różne pozycje. Po lekturze Real nie spodziewałam się, że ta Manwhore aż tak mi się spodoba, a uważam, ze Katy Evans naprawdę się spisała, bo to za naprawdę świetny romans. Natomiast w przypadku Co ze mnie zostało odpowiedź znajdziecie w recenzji, ale to naprawdę wartościowa pozycja.
Najgorsza książka
Tu również mam dość trudny wybór pomiędzy Jesteś zagadką a Working it, czyli dwoma powieściami Kendall Ryan, przy obie dostałyby ode mnie taką samą ocenę. Po długich rozważaniach za nieznacznie gorszą uważam tę drugą. Bardzo nieznacznie. To po prostu złe książki, więc polecam trzymać się od nich z daleka.



Blogowo:
Liczba wyświetleń: 2 801 (-24)
Obserwatorzy: 297 (+2)
Dodane posty: 5 (-1)
Facebook: 300 (+10)


Jak Wam minął listopad? Też tak ciężko znaleźć na coś czas? :)

Recenzja - „Working it. Kusząca kariera” Kendall Ryan



O Kendall Ryan swego czasu było dość głośno za sprawą książki Jesteś zagadką - i to nie koniecznie w dobrym kontekście. Mimo to, mając ochotę na coś lekkiego do czytania sięgnęłam po Working it. Wiecie, czego mnie to nauczyło? Czasami lepiej jest po prostu zaufać negatywnym recenzjom...

Emmy marzy o modowej karierze w Nowym Jorku. Zostaje asystentką w jednej z agencji modelingowej, a praca pod rządami Fiony staje się koszmarem. Tylko Ben niesamowicie przystojny model trzyma ją w tym miejscu. Gdy ich romans nabiera tempa, przeszłość mężczyzny wychodzi na jaw. Ich świat zmienia się całkowicie...
(Źródło: Wydawnictwo Pascal)

Nie wiem, czy też tak macie, ale widząc okładkę książki, czasami po prostu wiem, o czym właściwie będzie. Mając przed oczami Working it, wcale nie spodziewałam się, że będzie to cudowna pozycja, która na długo zostanie w mojej pamięci - liczyłam po prostu na trochę odmóżdżenia w ciężkim tygodniu i chwilę dobrej zabawy. Miałam naprawdę malutkie oczekiwania, więc jak powiem, że się zawiodłam to zbyt dużo. Bo Kusząca kariera to po prostu nie najlepsza książka i to łagodnie mówiąc.

Emerson jest dziewczyną z Missisipi, wychowaną na wsi, która zaczyna pracę jako asystentka szefowej sławnej agencji o okropnym charakterze. Brzmi znajomo? Dla każdego, który zetknął się z filmem bądź książką Diabeł ubiera się u Prady na pewno, bo Fiona do złudzenia przypomina Mirandę Priestly. Poza tym mamy tu najbardziej oklepany schemat na świecie - Bena jako złotego chłopca, bogacza, ciacho jakich mało, który nie wierzy w miłość i chce związku bez zobowiązań oraz Emmy, dziewczynę nie mającą absolutnie żadnego poczucia własnej wartości, zapatrzoną w niego jak w obrazek. I to naprawdę nie tak, że to największa wada tej powieści, w końcu są inne książki z gatunku, opierające się dokładnie na tym samym i naprawdę mi się podobają. Problemem jest jednak, że Kendall Ryan nie odcisnęła na fabule żadnego znaku charakterystycznego, niczego, czym ta historia miałaby się różnić od setek innych. Odniosłam wrażenie, że taką powieść można napisać sobie na poczekaniu... po prostu idąc po najmniejszej linii oporu. Także, jeśli liczycie na jakieś smaczki ze świata mody (w końcu na tym została oparta fabuła) to zawiedziecie się i to bardzo, ponieważ poza może jednym opisem sesji czy pokazu nie znalazło się tu nic na ten temat. A szkoda, bo mało która książka się na tym opiera i można było to wykorzystać.

Rzadko spotykam się z tak fatalnym wykreowaniem bohaterów. Autorka nie wprowadziła praktycznie żadnych postaci drugoplanowych, o których czytelnik dowiedziałby się czegoś, ponad to, co mówią występując przy tych głównych. Wydawać by się mogło, że dzięki temu zostawiła sobie pole do popisu przy pozostałych osobach, ale o nich również ciężko powiedzieć coś konkretnego, a tym bardziej pozytywnego. Emmy (zdrobnienie jak dla siedmiolatki) kojarzy mi się tylko i wyłącznie z tym, że non stop biadoliła... a to o tym jaki Ben jest przystojny, a to jak okropna jest Fiona i jak ciężko z nią pracować, tylko żeby na koniec po raz enty podkreślić, że jest tylko dziewczyną ze wsi i nie nadaje się na część tego świata. Użalaniu się nad swoim losem, po prostu nie było końca.

Na samym początku książki autorka napisała, że nie planowała, aby rozdziały z perspektywy Emmy przeplatały się z tymi, gdzie na fabułę czytelnik może spojrzeć oczami Bena. Może trzeba było trzymać się tego postanowienia, bo dzięki bliższym poznaniu myśli chłopaka, wcale nie zaczęłam darzyć go większą sympatią - wręcz przeciwnie. Jego wewnętrzne wywody wcale nie były lepsze niż te u Emerson - z tym, że Ben skupiał się raczej na tym jak bardzo na nią nie zasługuje, bla, bla, bla. Dostatecznie irytuje mnie, gdy jeden z bohaterów biadoli od rzeczy, spotkanie z dwójką było już ponad moje siły. Dodatkowo nie było żadnych innych ludzi, którzy mogliby odciągnąć moją uwagę od tej dwójki, przez co nie miałam nawet chwili wytchnienia od ich irytujących osobowości.

Nawet pomijając fatalne postaci i słabą oś fabuły, moją największą bolączką był język, jakim napisana jest ta powieść. Serio, nie mam nawet cytatu, który mogłabym wstawić do tej recenzji. Sceny erotyczne wprawdzie wywołały u mnie rumieniec - ale zażenowania, bo nie wyobrażam sobie, żeby takie teksty mogły pojawić się u kogokolwiek. Och i ciągłe smsy z mnóstwem emotek, co na moim telefonie czytniku wyglądało po prostu śmiesznie, bo były one znacznie większe od treści - poza tym kto czuje  się zobligowany do wysyłania na końcu każdej wiadomości uśmieszku? Nie wspominając nawet o tym, że w drugiej części książki treść staje się po prostu absurdalna i to tak bardzo, że nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać.

Nie mam nic przeciwko temu, żeby książka była czytadłem na jeden wieczór. Są takie dni czy tygodnie, że dokładnie tego szukam. Jednak nie jest dobrze, kiedy historia, do której nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań sprawia, że mam ochotę walić głową w ścianę - a jakby Was to zastanawiało tak właśnie było w przypadku Working it. Zwykle jest tak, że nawet jeśli mi dana pozycja nie przypadła do gustu, myślę sobie, że najdzie się ktoś, kto ją polubi, a w tym przypadku... cóż powiedzmy, że będzie z tym naprawdę ciężko. Jeśli macie ochotę na powieść ze stereotypowymi bohaterami, przewidywalną i momentami absurdalną fabułą, Kusząca kariera idealnie się nada. Jeśli nie - weźcie sobie moją radę do serca i omijajcie tę pozycję z daleka.


Moja ocena: 3/10

Skończyłam czytać: listopad 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,12/10
Ilość stron: 400
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 31 sierpnia 2016 r.
Wydawnictwo: Pascal
Tłumaczenie: Agnieszka Skowron
Cena (z okładki): 39, 90 zł

Moje ulubione cytaty #4


Ostatnimi czasy w ogóle nie idzie mi pisanie... Z tej okazji mam dla Was kolejną odsłonę cytatów, które mnie urzekły ;).

RECENZJA
RECENZJA
RECENZJA


RECENZJA





Recenzja - „Co mnie zmieniło na zawsze” Amber Smith


Moje ciało to komnata tortur. To pierdolone miejsce zbrodni. Wydarzyły się tutaj potworne rzeczy.
Nie warto o tym mówić, nie warto tego komentować, nie na głos. Nigdy.

Co mnie zmieniło na zawsze to jeden z tych tytułów, na premierę których naprawdę wyczekiwałam, a jednocześnie bałam się, że zawiedzie moje oczekiwania. Dlaczego? Mimo, że nie jestem fanem NA, to i tak lubię ten gatunek, ale irytuje mnie, że jedynym lekarstwem na wszelkie zło, które dotknęło bohaterów jest miłość. Nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać po tej powieści, ale poprzednie doświadczenia nauczyły mnie podchodzić ostrożnie do książek o tej tematyce.

Eden miała czternaście lat, kiedy ON zniszczył jej dotychczasowe życie. Była tylko dzieckiem, którego niewinność odebrano w ciągu jednej chwili, gdy zgwałcił ją najlepszy przyjaciel jej brata, będący praktycznie członkiem rodziny. Dziewczyna wie, że powinna komuś o tym powiedzieć, ale w tej jednej, decydującej chwili ogrania ją strach, że nikt jej nie uwierzy. Postanawia udawać, że dzień, który zniszczył jej życie nigdy się nie wydarzył i buduje nową Eden - taką, która już nigdy nie będzie ofiarą. Jednak nienawiść do siebie i swojego oprawcy zmienia ją na zawsze, a życie zbudowane na kłamstwach wcale nie sprawia, że czuje się lepiej. Jak długo uda się jej utrzymać iluzję?

To nie liceum ją zmieniło. To gwałt.
Pewnego wieczoru najlepszy przyjaciel jej brata – niemal członek rodziny – sprawia, że świat Eden wywraca się do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się proste, teraz jest skomplikowane. To, co kiedyś wydawało się prawdą, teraz jest kłamstwem. Ci, których kiedyś kochała, teraz budzą tylko jej nienawiść. Nic już nie ma sensu. Wie, że powinna powiedzieć komuś o tym, co się stało, ale nie może tego zrobić. Więc ukrywa to w sobie, głęboko. Ukrywa też to, kim kiedyś była – bo teraz jest już inna. Na zawsze.
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

To nie jest typowa powieść fabularna. Bo to, co przydarzyło się Eden jest fikcją, ale równie dobrze mogło zdarzyć się naprawdę. To nie jest kolejna opowieść o miłości, w której bohaterowie są po przejściach - to książka o tym, że nie da się poradzić sobie z tak traumatycznym wydarzeniem, jak gwałt. Amber Smith pokazuje, że są autorzy, którzy nie boją się poruszać tak trudnych tematów bez osładzania ich, że jest to kwestia, o której trzeba rozmawiać. Bo istnieją dziewczynki i kobiety, które są właśnie jak Eden, przeżywają to samo, co ona i boją się powiedzieć o tym, co się zdarzyło. 

Książka jest podzielona na cztery części, cztery lata, które trwało liceum. Jestem niesamowicie zadowolona, że autorka zdecydowała się na rozłożenie tej historii w czasie, bo dzięki temu czytelnik ma okazję zobaczyć, co się działo w umyśle Eden. Jedna chwila zmieniła jej życie, ale na tym się nie skończyło, bo czas nie zawsze leczy rany, ale sprawia, że stają się one jeszcze dotkliwsze. Dziewczyna tłamsiła w sobie całą tę nienawiść, która nieustannie w niej rosła i sprawiała, że powstała nowa Eden. Taka, która podświadomie wręcz chciała ranić ludzi wokół siebie, żeby poczuli choć ułamek bólu, który ją dręczył codziennie. Odpychała wszystkich, bo nikt nie znał prawdy. I to jest właśnie paradoks - ponieważ nikt nie widział, co się wydarzyło, nikt jej nie rozumiał, a jednocześnie mam wrażenie, że dziewczyna chciała, żeby ktoś się domyślił. Zapytał ją co się stało, przycisnął ją i dał kopniaka, żeby w końcu to z siebie wyrzucić. Tylko, że nikt, łącznie z jej najlepszą przyjaciółką, nawet nie zdaje sobie sprawy, że powinien. 

Bo teraz już nie pamiętam, gdzie kończą się kłamstwa, a zaczynam się ja. Linie są rozmyte. Wszystko nagle stało się takie poplątane, takie szare, takie niezdefiniowane. Jedyne, co wiem, to to, że sprawy nie poszły zgodnie z planem. Plan był taki, że mi się poprawi, poczuję się lepiej, że osiągnę to z użyciem wszelkich dostępnych mi środków. Ale nie czuję się lepiej. Czuję się pusta. Ciągle pusta i uszkodzona.

To, co wyróżnia tę książkę na tle innych to fakt, że autorka nie skupia się na szczegółach fabularnych, ale na emocjach, na zbudowaniu realistycznego portretu ofiary gwałtu. Pokazuje, jak bardzo trauma zmieniła Eden i jak reagowali na to jej najbliżsi. Nie ma tu upiększeń, małych pozytywnych fragmentów, które osłodziłyby fabułę - tylko bezkresna otchłań następstw gwałtu, z którymi ofiara stara się pogodzić, a nie potrafi. W jednej chwili wyparowała cała niewinność, całe szczęście - pozostał tylko gniew, nienawiść, smutek, obrzydzenie do samej siebie. Chcąc nie chcąc czytelnik staje się niemym świadkiem, jak Eden stacza się na dno szukając zapomnienia w papierosach, alkoholu, przypadkowym seksie, a nawet narkotykach. Chciałam na nią krzyczeć, żeby powiedziała komukolwiek, poszukała pomocy, a jednocześnie wiedziałam, dlaczego tego nie robi. Chciałam też krzyczeć na jej bliskich, że przecież powinni coś dostrzec, spróbować zrozumieć, dlaczego tak się zachowuje, zamiast oceniać jej zachowanie, tylko że wiedziałam, że oni, w przeciwieństwie do mnie, nie wiedzą, co się stało.

Uśmiecham się co prawda, ale coś jest z tym uśmiechem nie tak. Moje oczy mają w sobie coś takiego… jakąś tępą, martwą ciemność. Jakby czegoś we mnie brakowało. Nie umiem powiedzieć czego. Ale ta brakująca część to coś ważnego, coś kluczowego, coś, co zostało mi zabrane.

Przepraszam, jeśli ta recenzja jest chaotyczna i za to, że pewnie się powtarzam. Ale Co mnie zmieniło na zawsze to książka, która wywołała we mnie całą masę emocji i skłoniła do refleksji. Bo czy jeśli osoba w moim towarzystwie zmieniłaby się tak jak Eden, czy zauważyłabym to? Czy domyśliłabym się, że coś się stało? Czy gdyby to wydarzyło się mnie czy Tobie, jak byś zareagowała? Ponieważ w teorii wszyscy wiemy, że trzeba o tym mówić głośno, ale w praktyce? Czy, tak jak główna bohaterka, nie wybrałabym ukrycia swojego bólu, nawet jeśli by mnie niszczył, tylko żeby nie powiedzieć głośno tych dwóch słów, które wszystko zmienią - zostałam zgwałcona?

Moim zdaniem, jest to książka warta przeczytania absolutnie przez wszystkich. Co mnie zmieniło na zawsze to fikcja, która mogłaby być prawdą i być może sprawi, że gdy zauważysz w kimś zmianę, nie przejdziesz obok niej niej obojętnie, a zaczniesz się zastanawiać nad jej powodem. Amber Smith stworzyła niesamowicie realistyczny obraz ofiary gwałtu, jej uczuć, myśli, zachowań. Nie osładza tej historii, stawia na niefiltrowany realizm od początku do samego końca. Gorąco polecam.

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać: listopad 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 8,83/10
Ilość stron: 391
Okładka: miękka
Data wydania: 9 listopada 2016 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Tłumaczenie: Karolina Pawlik
Cena (z okładki): 37,90 zł


Nie wiem wielu rzeczy. Nie wiem, dlaczego nie usłyszałam cichego trzasku zamykających się drzwi. Dlaczego w ogóle nie zamknęłam tych cholernych drzwi na klucz. Albo dlaczego nie zorientowałam się, że dzieje się coś złego – tak bezlitośnie złego – kiedy poczułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young






Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka