Nie tak dawno temu gorąco chwaliłam Vi Keeland za Egomaniaca. Tamta książka zrobiła na mnie świetne wrażenie - lekka i zabawna lektura do której, w przeciwieństwie do poprzednich powieści autorki, z przyjemnością bym wróciła. Podobnym miłym zaskoczeniem był dla mnie Bossman, utrzymany w podobnym klimacie jak Egomaniac i równie warty polecenia. Po tych dwóch spotkaniach nikogo raczej nie zdziwi fakt, że sięgnęłam po najnowszą propozycję autorki nastawiona na kolejną świetną przygodę. Ze smutkiem stwierdzam, że tym razem okropnie się zawiodłam.
Gorący playboy i milioner, który może być kimś więcej niż tylko letnim romansem
To miał być wymarzony miesiąc miodowy. Turkusowa woda, spacery w blasku księżyca, gorące słowa i gorące chwile z ukochanym mężczyzną. Do pięknego obrazka zabrakło tylko… pana młodego. Sydney zerwała z narzeczonym dwa miesiące przed wymarzonym ślubem. Nie zamierza jednak rezygnować z miesiąca miodowego i wyrusza z przyjaciółką na wakacje. Na miejscu poznaje Jacka, z którym spędza kilka upojnych i niezobowiązujących chwil. Sydney nie spodziewa się, że letni flirt przerodzi się w coś więcej. Jednak Jack jest typem faceta, o którym niełatwo zapomnieć.
(Źródło: Wydawnictwo Kobiece)
Od początku zapowiadało się na katastrofę. Gdzieś ulotnił się lekki styl autorki i stał się jakiś toporny, sprawiając, że już po prologu musiałam się upewnić, czy to naprawdę książka Vi Keeland. Nie wiem, co się stało, że to tak bardzo nie grało, ale przez większość czasu miałam wrażenie, że zamiast powieści czytam relację przeplataną wypowiedziami bohaterów. Zabrakło płynnych przejść pomiędzy kolejnymi dniami, wątkami... praktycznie wszędzie. Nie pomagają też fatalne dialogi pomiędzy postaciami, zwłaszcza te w sytuacjach intymnych. Kojarzycie te książki, gdzie sprośny bełkot przyprawia Was o śmiech i rumieńce zażenowania? Tak, to właśnie jedna z nich. W kółko przewijają się te same odzywki, które zdążyły mi zbrzydnąć jeszcze przed połową tej książki.
Może chociaż gdyby tak fabuła była naprawdę interesująca to mogłaby poratować trochę sytuację, ale niestety prawie nie istnieje. Jedyną nietypową sprawą jest zawód Jacka, a tak poza tym to wszystko toczy się tak jak w setkach innych książek, przy czym większość akcji stanowi horyzontalne mambo pomiędzy głównymi bohaterami. Wygląda to mniej więcej tak: Jack i Sydney uprawiają seks, wymieniają trzy zdania na temat swojego związku, kolejny rozdział zaczyna się tydzień później i wracamy do punktu wyjścia. Jeszcze gdyby tak sceny pomiędzy nimi były napisane ze smakiem, to może mogłabym przymknąć oko, że stanowią większość fabuły... ale znowu wracamy do kwestii żenujących dialogów. Powiedzcie mi, co mogę więcej napisać, skoro innych wątków jest tak mało, że mówiąc Wam cokolwiek będę spojlerować całość?
No to dochodzimy do kwestii bohaterów - szczerze, bohaterów, o których nawet nie chce mi się mówić. Bo Syd jest niby wolna i wyzwolona, ale absolutnie wszystko porównuje do swojego poprzedniego związku i ogólnie ma problemy z myśleniem. Dopóki jest z Jackiem wszystko jest idealne, on znika na pięć minut, ona przeżywa dziwne rozterki - on wraca i jakby nigdy ich nie było. Czy tylko ja widzę w tym coś nie tak? On jest super typowym bohaterem romansu. Serio. Przystojny, bogaty, lubi wydawać rozkazy, odgaduje myśli Sydney... wypisz, wymaluj jak setka innych. Nie wyróżnia się ani humorem, ani tekstami - chociaż to można podciągnąć pod problem dialogów, o którym wspomniałam wyżej.
Tylko twój pokazuje nowe oblicze książek Vi Keeland i to nie takie, które chciałam poznać. Zastanawiałam się jak to możliwe, że po rewelacyjnym Egomaniacu i świetnym Bossmanie trafiłam na taki bubel od autorki, której twórczość nawet jeśli mnie nie zachwycała, to pozwała na kilka godzin oderwać się od rzeczywistości. Mam wrażenie, że wina leży w datach premiery. Między książkami, które tak mi się podobały, a tą dramą, o którym dzisiaj piszę jest pięć lat różnicy. W takim wypadku widać wyraźnie, że z czasem szło autorce znacznie lepiej, a ja swoje gigantyczne rozczarowanie mogę zrozumieć, ale nie koniecznie wybaczyć. Osobiście zalecam trzymanie się z daleka od tej książki, bo Kobiece wydało całe mnóstwo książek Keeland, duuuuuużo lepszych niż ta. Tym większe moje rozgoryczenie, że wiem, iż stać ją na wiele więcej.
Skończyłam czytać: lipiec 2018 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 5,67/10
Ilość stron: 320
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 20 lipca 2018 r.
Wydawnictwo: Kobiece
Tłumaczenie: Gabriela Iwasyk
PS. Darowałam sobie wybieranie cytatów, bo nie było na czym zawiesić oka :/. Czytaliście tę książkę? Czy tylko dla mnie Tylko twój okazał się tak tragiczny w porównaniu do poprzedniczek?
Może chociaż gdyby tak fabuła była naprawdę interesująca to mogłaby poratować trochę sytuację, ale niestety prawie nie istnieje. Jedyną nietypową sprawą jest zawód Jacka, a tak poza tym to wszystko toczy się tak jak w setkach innych książek, przy czym większość akcji stanowi horyzontalne mambo pomiędzy głównymi bohaterami. Wygląda to mniej więcej tak: Jack i Sydney uprawiają seks, wymieniają trzy zdania na temat swojego związku, kolejny rozdział zaczyna się tydzień później i wracamy do punktu wyjścia. Jeszcze gdyby tak sceny pomiędzy nimi były napisane ze smakiem, to może mogłabym przymknąć oko, że stanowią większość fabuły... ale znowu wracamy do kwestii żenujących dialogów. Powiedzcie mi, co mogę więcej napisać, skoro innych wątków jest tak mało, że mówiąc Wam cokolwiek będę spojlerować całość?
No to dochodzimy do kwestii bohaterów - szczerze, bohaterów, o których nawet nie chce mi się mówić. Bo Syd jest niby wolna i wyzwolona, ale absolutnie wszystko porównuje do swojego poprzedniego związku i ogólnie ma problemy z myśleniem. Dopóki jest z Jackiem wszystko jest idealne, on znika na pięć minut, ona przeżywa dziwne rozterki - on wraca i jakby nigdy ich nie było. Czy tylko ja widzę w tym coś nie tak? On jest super typowym bohaterem romansu. Serio. Przystojny, bogaty, lubi wydawać rozkazy, odgaduje myśli Sydney... wypisz, wymaluj jak setka innych. Nie wyróżnia się ani humorem, ani tekstami - chociaż to można podciągnąć pod problem dialogów, o którym wspomniałam wyżej.
Tylko twój pokazuje nowe oblicze książek Vi Keeland i to nie takie, które chciałam poznać. Zastanawiałam się jak to możliwe, że po rewelacyjnym Egomaniacu i świetnym Bossmanie trafiłam na taki bubel od autorki, której twórczość nawet jeśli mnie nie zachwycała, to pozwała na kilka godzin oderwać się od rzeczywistości. Mam wrażenie, że wina leży w datach premiery. Między książkami, które tak mi się podobały, a tą dramą, o którym dzisiaj piszę jest pięć lat różnicy. W takim wypadku widać wyraźnie, że z czasem szło autorce znacznie lepiej, a ja swoje gigantyczne rozczarowanie mogę zrozumieć, ale nie koniecznie wybaczyć. Osobiście zalecam trzymanie się z daleka od tej książki, bo Kobiece wydało całe mnóstwo książek Keeland, duuuuuużo lepszych niż ta. Tym większe moje rozgoryczenie, że wiem, iż stać ją na wiele więcej.
Moja ocena: 3/10
Ocena z Lubimy Czytać: 5,67/10
Ilość stron: 320
Okładka: --- (e-book)
Data wydania: 20 lipca 2018 r.
Wydawnictwo: Kobiece
Tłumaczenie: Gabriela Iwasyk
PS. Darowałam sobie wybieranie cytatów, bo nie było na czym zawiesić oka :/. Czytaliście tę książkę? Czy tylko dla mnie Tylko twój okazał się tak tragiczny w porównaniu do poprzedniczek?