Porozmawiajmy o... czytnikach

Jeszcze niedawno byłam zagorzałą przeciwniczką zarówno czytników, jak i generalnie książek w formie elektronicznej. Nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie paradującej z takim urządzeniem, skoro papierowe wydania są tak śliczne i mogłabym wdychać ich zapach bez końca. Nieustannie zarzekałam się, że to nie to samo - czytać powieść i nie móc poczuć w dłoni przewracających się kartek czy zobaczyć jej na półce. Dodatkowo nie mogłam przeżyć wydania 20-30 zł na e-book, skoro miałam możliwość dołożyć parę złotych (lub nawet kupić taniej) do papierowego egzemplarza, oczywiście uwzględniając ceny w moich ulubionych księgarniach internetowych. Co się zmieniło?

Zacznijmy od tego czym jest czytnik
Przyznaję się do tego bez bicia - przez długi, długi czas nie wiedziałam czym konkretnie jest czytnik. Zakładałam, że poza jakimś innym ekranem, który docelowo nie powinien męczyć wzorku, jest to po prostu uboższy w funkcje tablet. Patrząc na to w ten sposób jakoś nie czułam potrzeby zaopatrywania się w kolejne urządzenie, które będzie działało w ten sam sposób, co mój telefon czy komputer. A że diabeł tkwi w szczegółach okazuje się, że czytnik wcale do końca tabletu nie przypomina.
Główną i zasadniczą różnicą jest pojawienie się takiego wynalazku jak e-papier. To cudo sprawia, że ekran czytnika w założeniu przypomina zwykłą, zadrukowaną stronę, co więcej według zwolenników praktycznie nie ma między nimi różnicy różnicy. W skrócie – e-papier to małe kuleczki atramentu, które za pośrednictwem impulsów elektrycznych układają się w piksele. Mamy więc jasne tło i ciemny atrament, który pokazuje tekst.*  Główną zaletą urządzenia jest fakt, że kiedy "kuleczki" ułożą się w obraz, może być on wyświetlany praktycznie bez końca, ponieważ ekran nie pobierze energii do momentu zmiany obrazu. W praktyce oznacza to tyle, że nie licząc wewnętrznych procesów, podczas czytania książki energia jest użyta jedynie podczas zmiany strony, co oznacza niebywale długą żywotność urządzenia. Poza tym e-ink nie generuje światła i w przeciwieństwie do matryc LCD, im więcej światła, tym lepiej można zobaczyć ekran bez przyciemniania czy efektu lusterka. 
Czytnik jest urządzeniem o bardzo wąskiej specjalizacji, bo ma tak naprawdę jedno przeznaczenie - służy do czytania książek. Wszystkie udogodnienia w postaci Wi-Fi, przeglądarki internetowej czy poczty służą tylko i wyłącznie ułatwieniu w przerzucaniu e-booków pomiędzy urządzeniami. 

Jak to się stało, że skusiłam na e-reader?
Kiedy pierwszy raz przyszła mi do głowy myśl o zakupie czytnika, z jakiegoś powodu stwierdziłam, że jeśli już nabyć takie ustrojstwo to musi być to Kindle. Nie żebym miała ku temu konkretny powód. Jest to po prostu marka o której najwięcej się słyszy i najczęściej widzi, zwłaszcza w sieci. Tylko, że pieniążki na drzewach nie rosną (a szkoda!), a Amazon trochę sobie liczy za swój sprzęt (w wersji bez reklam), to te myśli zostały odłożone na czas nieokreślony, czyli w sumie do tych wakacji. Widzicie, przedłużając umowę w Play dostrzegłam, że zamiast telefonu w abonamencie - którego zakupu i tak nie planowałam - mogłabym się skusić na czytnik InkBook Obsidian. Więc wpadłam w odmęty internetu i zaczęłam szukać o nim jakiś konkretnych opinii, bo wiadomo, felernego sprzętu nikt by nie chciał. Nic takiego nie znalazłam, ba!, zdążyłam nawet poznać kila pochlebnych słów o tym modelu. A że złotówka to jak nie pinądz za sprzęt - nawet przeliczając, że miesięcznie dokładam do abonamentu 10 zł, czyli całkowita cena urządzenia za dwa lata wyniesie mnie dokładnie 241 zł - w sumie nie trzeba było mnie długo przekonywać, że warto. I takim oto ciągiem zdarzeń trafił do mnie mój InkBook.


InkBook Obsidian, czyli mój czytnik
Co znajdziecie w pudełku?
 
Jak widzicie czytnik jest ładnie zabezpieczony w kartonowym pudełku, otwierającym się ni mniej ni więcej jak... książka!
Tak się prezentuje po wyjęciu z pudełka. Nie wiem dlaczego, ale początkowo myślałam, że będzie większy. Przekątna ekranu wynosi 6 cali, dzięki czemu czytnik idealnie leży w dłoni i dobrze obsługuje się go jedną ręką. Przód jest matowy, mam wrażenie, że między innymi przez to powierzchnia wyświetlacza nie tworzy efektu "lusterka" i będzie bardziej odporna na zarysowania. Tył jest wykonany z materiału przypominającego w dotyku gumę, dzięki czemu sprzęt nie ślizga się w dłoni i stabilnie się go trzyma. Niestety jest jednocześnie podatny na odciski palców. Na dolnej części ramki znajduje się przycisk Home, który podświetla się na podczas ładowania, natomiast po obu bokach mamy fizyczne przyciski do zmieniania stron. Może to oczywiście robić też na ekranie, jednak ja znacznie częściej używam do tego właśnie tych klawiszy. Na górnej krawędzi umieszczono wejście na kartę mikro SD, pozwalając czytelnikowi na rozszerzenie wbudowanej pamięci, gniazdo ładowania oraz przycisk włączający i blokujący czytnik.
W pudelku znajduje się też kabel do ładowania, dokładnie taki, jaki jest stosowany do większości dzisiejszych telefonów, choć troszeczkę nie podoba mi się, że producent nie dołączył w zestawie wtyczki.  Ponadto ja dostałam również etui na mój czytnik, które posiada magnetyczne zamknięcie, gumowe brzegi oraz zamszowy środek i bardzo dobrze chroni mój sprzęt. 
Nie będę Was zanudzać specyfikacją techniczną, bo  znajdziecie ją na jakiejkolwiek stronie. Ja od siebie dodam, że InkBook ma osiem gigabajtów wbudowanej pamięci oraz dostęp do Wi-Fi. Dodatkowo choć sam ekran nie generuje światła, to na brzegach umieszczono diody i pozwolono użytkownikowi regulować jego natężenie.

Legimi, czyli czytanie w abonamencie 
Dlaczego o tym wspominam? Cóż po pierwsze to świetna sprawa - za cenę jednej książki otrzymacie miesięczny dostęp do ponad 16 000 e-booków, a ta liczba rośnie każdego dnia. Dodatkowo to całkowicie legalny sposób na poznanie całej gamy gatunków, autorów, powieści. Jest z czego wybierać! Po drugie Legimi to jeden z ważnych czynników, dlaczego uważam zakup czytnika za tak dobrą decyzję. Są takie książki, które chętnie bym przeczytała, ale wiem, że nie zagrzeją miejsca na mojej półce. Nie spodziewam się po nich za wiele (najczęściej słusznie), a mimo to coś mnie ciągnie do tych historii. Większość z nich znalazłam właśnie na Legimi.

Plusy i minusy?
Zawsze miałam przy sobie książkę. Idąc na uczelnię, do miasta, do lekarza... praktycznie za każdym razem okazywało się, że w ciągu dnia udało mi się przeczytać przynajmniej rozdział. Problem pojawiał się przy mniejszych torebkach lub większej ilości rzeczy, bo nagle okazywało się, że nie mam jej gdzie wcisnąć. Albo że powieść, którą zabrałam akurat nie była tą, na którą aktualnie miałam ochotę. Na te problemy czytnik jest świetnym rozwiązaniem - mały format, który przenosi dziesiątki tytułów. 
To nieprawda, że czytnik nie męczy wzroku z jednego, prostego powodu - generalnie robi to czytanie. Natomiast prawdą jest, że dużo lepiej cieszyć się lekturą na InkBooku niż na komputerowym ekranie LCD. Poza tym nie sądziłam, że aż tak upodobam sobie regulowaną wielkość czcionki - po którejś tam godzinie dużo lepiej przyswaja mi się większy tekst niż standardowa 11 czy 12.
Czy to w podróży, czy wieczorową porą - książki nie da się czytać po ciemku. Niestety. A choć czytnik sam w sobie nie generuje światła to jest wyposażony w diody LED, które sprawiają, że mogę cieszyć się lekturą niezależnie od warunków oświetlenia i pory dnia, czyli to, co do tej pory mógł mi zaoferować jedynie telefon.
Cóż, a jakie są minusy? Tak naprawdę główny (i być może jedyny) to brak papierowego egzemplarza. I też nie zawsze jest to wada. Jeśli jakaś powieść z czytnika niesamowicie by mi się spodobała, mogę się założyć, że skusiłabym się na tradycyjne wydanie. 
Wiem, że nie przekonam zagorzałych przeciwników zarówno e-booków, jak i czytników. Wiem, bo ja również nie tak dawno do nich należałam. Jednak mimo to, jeśli naprawdę sporo czytacie, to fantastyczna alternatywa, choćby dla noszenia wszędzie opasłego tomiska. To świetne urządzenie, które szybko zyskało moją aprobatę, choć wcale się tego nie spodziewałam i - mimo że minęły dopiero dwa miesiące - nie wyobrażam sobie jego braku.


A jak jest u Was? Należycie do zwolenników czy przeciwników? :) Może widzicie jakieś inne plusy lub minusy?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi , proszę zostaw po sobie ślad. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Nie mam nic przeciwko linkom, jednak poza nimi, chyba wypadałoby napisać coś więcej ;)



Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka