Recenzja - „W ogień” Ewa Seno [Book Tour]



Zasada numer jeden (…) żyj zawsze chwilą obecną. Bez względu na to,
co zrobisz, jutro i tak nadejdzie, nie warto więc przejmować się nim już dzisiaj.

W ogień Ewy Seno to jedna z tych książek, które przyciągnęły mój wzrok cudowną okładką i opisem fabuły, która mogłaby wpasować się w mój gust. Gdyby nie Book Tour u Cyrysi, pewnie w końcu sięgnęłabym po tę powieść. A tak jestem niesamowicie wdzięczna, że go zorganizowała, bo pozwoliła uniknąć mi nerwów, że wydałam pieniądze na taki koszmarek. 

Emma i Em są nierozłączne już od przedszkola. Nic nie jest w stanie ich rozdzielić, dopóki jedna z nich po śmierci swojego ojca nie musi wyjechać z matką za ocean. W tym czasie drugą dosięga najmocniejszy cios… Na co byś się zdecydowała, gdyby ogarnęła cię rozpacz czarniejsza niż piekło? Czy dla pomszczenia śmierci przyjaciółki podjęłabyś współpracę z… diabłem?
Em to zrobiła. A potem… wszystko się zmieniło.

(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Kto z Was kojarzy Zmierzch? (Przecież wiem, że praktycznie wszyscy.) Kto z Was przeczytał Zmierzch mając 12-14 lat i go polubił? Kto z perspektywy czasu uważa go za znacznie gorszą książkę niż wtedy? No i tu się pojawia problem. Zarówno Stephanie Meyer, jak i całe autorzy wszystkich powieści zmmierzchopodobnych kierują się do bardzo młodego czytelnika i podają mu na tacy wszystkie niezbędne informacje. I wcale nie chodzi mi o zagadki i inne fabularne zwroty, ale bardziej o ogólny odbiór, zarówno historii jak i bohaterów. Wiemy kto ma odegrać księżniczkę, bohatera, złoczyńcę... Nierzadko też bezbłędnie domyślamy się, jak zakończy się dana opowieść. I to jest mój główny problem i sprawa, którą po latach zdążyłam znienawidzić powieści typowo dla nastolatków. Wyjątkowo nie lubię, gdy czytelnika traktuje się, jak dziecko pokazując mu palcem tych "dobrych" i tych "złych". Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ jestem prawie pewna, że gdybym trafiła na książkę Ewy Seno osiem lat temu, uboższa o wiedzę, która przyszła po przeczytaniu tych paruset książek, w sumie mogłabym polubić tę powieść. Sukuby, inkuby, diabeł, bóg, zemsta, przyjaźń, miłość... dokładnie w takiej tematyce kiedyś gustowałam. Jednak teraz? Potrzeba znacznie, znacznie więcej by mnie zachwycić. 

Weźmy na tapetę bohaterów, bo to chyba największa wada tej książki. Weźmy ich sobie pod lupę po kolei, bo nawet Ci, którzy nie brali czynnego udziału w fabule, wzbudzili moją niechęć. I tak:

  • Emma popełnia samobójstwo. Dlaczego? Kiedy jej najlepsza przyjaciółka wyprowadza się, do dziewczyny natychmiast zaczyna przystawiać się miejscowy playboy. Mimo płynących ze wszystkich stron ostrzeżeń Emma idzie z nim na całość, po czym przekonuje się, że to wszystko był tylko zakład o jej dziewictwo, a ktoś wszystko sfilmował i wrzucił do sieci (jak i po co, tego się nie dowiedziałam). Dziewczyna pisze e-mail (list samobójczy?) do przyjaciółki o tych wydarzeniach i łyka garść tabletek. Emma jest uważana przez wszystkich za słabą psychicznie, podatną na sugestie, płochliwą, naiwną i uroczą dziewczynkę. Wcielenie dobra. Ciepłą kluchę. Nazwijcie to sobie jak chcecie. I tu następuje pierwszy zgrzyt. Odebranie sobie życia to trudna decyzja, która wymaga pewnego rodzaju odwagi, czy też determinacji, i w dużej mierze dobrego powodu. Osoba podatna na sugestie, słaba psychicznie polegałaby na ostrzeżeniach swoich przyjaciół, a nie wykazywała upór w spotykaniu się z chłopakiem. Poza tym, czy to ja jestem staromodna, czy to naprawdę dziwne oddać dziewictwo po kilku tygodniach znajomości? 
  • Daniel jest powodem, dla którego Emma popełniła samobójstwo. Najbardziej typowy na świecie "ten zły". I chyba jest socjopatą. Nie wykazuje żadnej skruchy za to, co zrobił dziewczynie, śmieje się na jej pogrzebie, oblewa Emily benzyną, obsypuje pierzem, przywiązuje do drzewa i zostawia "na śmierć", czyli przywiązaną do drzewa na klifie - ta scena była tak dziwna, jak to brzmi.
  • Ojciec Emily - kolejne wcielenie dobra, same zalety, żadnych wad i oczywiście nie żyje
  • Matka Emily - wrachowana kobieta, której nie zależy na dobru córki, a tylko nad tym, co pomyślą ludzie. Typowa "zła matka". Znika z fabuły w momencie pojawienia się Michela.
  • Lina - wcielenie dobra, które dla mnie brzmiało, jak zazdrosna kobieta. 
  • Luke - dziwny facet, który rzadko się pojawiał i rzucał tajemnicze uwagi.
  • Nathaniel - typowy "przyjaciel". Poza tym, że cały czas wspomina, że kogoś uwiódł, wyjątkowo nie przypomina diabelskiego pomiotu, za który się podaje. Tak naprawdę jest dobry, a to, że zaprzedał duszę to jeden wielki błąd i koniecznie potrzebuje przyjaciółki.
  • Michael - diabeł. Zachowuje się jak rozpuszczony piętnastolatek, kieruje korporacją (piekłem), rozdaje ciepłe posadki pracownikom (demonom). Poza kilkoma okazjami mało szatański, typowy przykład udręczonego złego chłopca, któremu mogłaby pomóc miłość. Wszystkie pytania o swoje decyzje kwituje stwierdzeniem "jestem diabłem!".
  • Emily - najbardziej irytująca z nich wszystkich. Najpierw robi, później myśli (to drugie rzadko się zdarza). Na samym początku chodzi po całym miasteczku i krzyczy do każdego, kto chce (lub nie) jej słuchać, że Daniel zabił jej przyjaciółkę - która popełniła samobójstwo - i dziwi się, że nikogo nie obchodzi to tyle, żeby zareagować. Kocha diabła, twierdzi, że wie jaki jest, a później się dziwi, że zachowuje się jak szatan. W jednej chwili czuje ogromne wyrzuty sumienia, śni się jej przyjaciółka i nagle BUM już ich nie ma. Zakompleksiona seksbomba, która nauczyła się uwodzić mężczyzn w godzinę i teraz wszyscy padają jej do stóp. Lubi sobie pokrzyczeć na innych, często bez wyraźnego powodu. Sporo płacze (nie znoszę mazgajowatych bohaterek).

Chciałabym teraz powiedzieć coś miłego. Naprawdę. Rzadko jestem postawiona w sytuacji, gdzie nie wydarzyła się choć jedna sena, która przypadłaby mi do gustu. Tym razem najlepsze, co mogę stwierdzić to, że są fragmenty, które były znośne, a to stanowczo zbyt mało. Może, może gdyby to podpisanie kontraktu było punktem kulminacyjnym tej książki lub przynajmniej wypełnienie go... Nie, co ja plotę? To nic by nie zmieniło. Nawet jeśli na początku gdzieś tam był pomysł, to wykonanie zawiodło na całej linii, a wszystko, co się zdarzyło było przewidywalne do szpiku kości. W ogień to wprawdzie nie komedia, ale ja tam uśmiałam się po pachy.

Moja ocena: 2/10


Skończyłam czytać: lipiec 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,30/10
Ilość stron: 340
Okładka: miękka
Data wydania: 7 lipca 2016 r.
Wydawnictwo: Feeria Young
Cena (z okładki): 34,90 zł

Z własnej woli wylądowałaś w szambie. Chcąc nie chcąc, masz teraz dwa wyjścia:
albo nauczysz się pływać w gównie, albo się poddasz i pójdziesz na dno.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Cyrysi, organizatorce akcji i autorce bloga Literacki Świat Cyrysi.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi , proszę zostaw po sobie ślad. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Nie mam nic przeciwko linkom, jednak poza nimi, chyba wypadałoby napisać coś więcej ;)



Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka