Podsumowanie kwietnia


Ten długi majowy weekend miał być bardzo produktywnym czasem - do domu zabrałam górę książek i plan napisania jakiś zaległych recenzji, z racji tego, że w ubiegłym miesiącu prawie mnie tu nie było. Wyjaśniając to krótkie zawieszenie mogę posłużyć się tylko najbardziej wyświechtaną i prawdziwą wymówką, a mianowicie uczelnią. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, ale jak nagle wpadnie mi więcej roboty, to no ni kija nie potrafię jakoś zaplanować mojego czasu, przez co tak naprawdę nie mam go na nic :D. Ale wracając do moich wielkich planów, z racji tego, że ten post pojawia się jakieś pięć dni później, możecie się domyślić, co z nich wyszło? Wielkie nic, ot co. 
Poddałam się netfixowej magii, oglądałam seriale, spotykałam się ze znajomymi. Krótko mówiąc, żyć nie umierać, a robota leżała odłogiem. 
Ale jako że ma to być podsumowanie ubiegłego miesiąca, a początków tego, to wróćmy do rzeczy ;). Kwiecień minął mi wybitnie szybko, bo w końcu zrobiło się ładnie na dworze, więc jeśli nie pracowałam nad projektami to wychodziłam korzystać z ciepełka. Ostatnie 30 dni dosłownie przesączyło mi się przez palce.

Książki, które przeczytałam:
   

   

W sumie przeczytałam 8 książek, jak możecie się domyślić po okładkach, romansów :D, głownie w pierwszej połowie miesiąca. Daje to 2 937 stron, statystycznie 98 dziennie. Z bólem stwierdzam, że żadna z nich nie była zachwycająca, większość z nich była dobra, ale w części przypadków nie potrzeba było więcej niż dwóch tygodni, żeby fabuła ulotniła się z mojej czaszki. Najlepsze zdecydowanie okazały się Twoje zdjęcie, Egomaniac i Weteran. To naprawdę świetne romanse, choć i tam zabrakło iskry, która by mnie zachwyciła. 
Największym rozczarowaniem natomiast okazało się Dziesięć poniżej zera, czyli powieść wobec której miałam ogromne oczekiwania i nadal zastawiam się, czy chce mi się pisać recenzję. Wszystko rozbija się o to, że moją opinię można streścić do zdania, że to naprawdę ładna historia, ale czytałam multum podobnych. Nie było tam dosłownie niczego, co wyróżniłoby ją na tle motywu, który zdążył mi zbrzydnąć jakiś czas temu. Kiedyś zaczytywałam się w New Adult tak bardzo, że ta idea młodych ludzi po przejściach spowszedniała mi do tego stopnia, że ich tragedie po prostu mnie nie ruszały.

Najlepsza książka
Ten tytuł wędruje do Egomaniaca, bo nadal jestem bardzo mile zaskoczona przez najnowszą powieść Vi Keeland. Było lekko, zabawnie, z nutą poważniejszych tematów, które sprawiły, że ta fabuła naprawdę zapadła mi w pamięć. Co będę więcej mówić - zajrzyjcie TU jeśli ciekawi Was recenzja. 

Najgorsza książka
Korporacyjny as Sandi Lynn to była prawdziwa tragedia, czego w sumie mogłam się spodziewać po okładce. Jednak mam silne postanowienie nie oceniać powieści Wydawnictwa Amber po oprawach graficznych, bo te są raczej odstraszające. Prawie zawsze. Tu natomiast treść była fatalna - bohaterowie są niekonsekwentni, cierpią na ciężki przypadek rozstroju emocjonalnego, a ich dialogi to są suche jak wiór. No nie. Po prostu nie. Tylko moje skłonności masochistyczne pozwoliły mi dobrnąć do końca tego koszmarku. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi , proszę zostaw po sobie ślad. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Nie mam nic przeciwko linkom, jednak poza nimi, chyba wypadałoby napisać coś więcej ;)



Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka